Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Sam & Leah - Christie

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Kosz / Konkurs z selkar.pl
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sujeczka
Adminka



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:24, 23 Mar 2011    Temat postu: Sam & Leah - Christie

Sam & Leah


Leah Clearwater - Zmierzch
Samuel Cornick - Mercedes Thompson.


Było zimno. Środek lutego w stanie Montana nie wróżył nic dobrego. Śnieg wielkimi czapami osiadał na wysokich drzewach iglastych i przykrywał leśną ściółkę. Przez lodowaty wiatr nawet ptaki nie miały ochoty śpiewać.
Ale Leah Clearwater, stojąc oparta o pień, wcale nie odczuwała chłodu w ten sposób. Pozwalała jej na to wilcza natura, dzięki której temperatura jej ciała wynosiła kilka stopni więcej niż przeciętnego człowieka. Miała na sobie luźne dżinsy brata – który już dawno ją przerósł – oraz swój obcisły jasnoniebieski podkoszulek z krótkim rękawem, a na to wszystko zarzuciła ciemnozieloną wiatrówkę sięgającą za pośladki.
Raz po raz odgarniała długie włosy z twarzy. Nie lubiła długich włosów. Wręcz ich nie cierpiała, we wszystkim jej przeszkadzały, no i były zdecydowanie niepraktyczne. Ale pozwalały na nie noszenie czapek, które darzyła jeszcze jedną antypatią.
Dlaczego Leah stała w mroźny, wietrzny dzień po środku lasu w Montanie? Dobre pytanie.
Nasłuchiwała czujnie, ale poza szelestem drzew poruszanych przez wiatr, nie doszły ją żadne dźwięki. Była coraz bardziej wściekła, o ile coś takiego jest możliwe. Każdy, kto choć odrobinę ją znał, wiedział, że cierpliwość to jedna z cnót, których ją pozbawiono. Zwłaszcza w środku zimny, w środku lasu, w środku Montany.
Więc wiadome było, iż Leah Clearwater na kogoś czekała. A ten ktoś widocznie z nią pogrywał.
Seth prosił, żeby nie wyjeżdżała. Ale jemu też zrobili pranie mózgu. Musiała odpocząć po śmierci ojca i całym tym cyrku z wampirami. Od Emily i Sama. Kiedy oznajmiła im, że wyjeżdża i wątpi, żeby kiedykolwiek wróciła, podniosła się fala protestów. Jedynie Jake siedział cicho, milczeniem akceptując jej wybór. Najbardziej została potępiona przez matkę, która najzwyczajniej w świecie nie zgodziła się na żaden wyjazd. Dlatego też pewnej nocy, spakowana w plecak i ubrana jak dzisiaj, uciekła z domu. Jedyną osobą, którą spotkała po drodze był Jacob. Nie próbował jej zatrzymywać, poprosił tylko żeby na siebie uważała i starała się nie wychylać. Eh, zupełnie jakby jej nie znał.
A teraz stała tu, czekając na spotkanie z synem Marroka – Alfy wszystkich Alf.
Jak on to ujął? Naruszyła ich terytorium. Poza tym samica m u s i należeć do stada, nie może wałęsać się po terytorium Marroka jako samotny wilk. Nawet jeśli ucieka przed niezbyt ciekawą przeszłością.
Kiedy uznała, że ma zupełnie gdzieś, co z nią zrobią, byleby tylko nie stać tu i nie czekać jak ostatnia idiotka, usłyszała szelest. Samuel poruszał się cicho, bardzo cicho, ale ona miała wyjątkowo wyczulony słuch. Na tyle wyczulony, żeby obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni i stanąć z nim twarzą w twarz, zanim położył jej dłoń na ramieniu.
Na twarzy miała wypisaną nie tylko złość i zniecierpliwienie, ale także determinację. Także gdy spojrzała mu prosto w oczy, doznał pewnego zdziwienia. I to właściwie z dwóch powodów, z których jednym były właśnie te uczucia. Drugim – odwaga, którą się wykazała, spoglądając trzeciemu najsilniejszemu wilkowi w Stanach prosto w oczy.
A było w co patrzeć. Jasnoniebieskie oczy miał hipnotyzujące i zagadkowe. I piękne, musiała to przyznać. Chociaż głęboki brąz jej olbrzymich tęczówek wcale mu nie ustępował.
Leah odezwała się pierwsza, co było jedną z dwóch głupot, które dotychczas popełniła. Inni mogliby to nazwać aktem odwagi, ale ona dobrze wiedziała, że to tylko głupota.
- Doktorze Cornick, nikt pana nie nauczył, że nie należy się spóźniać na spotkanie z damą? – Ton głosu był przesycony goryczą, sarkazmem i wściekłością, co nie umknęło uwadze Samuela. Ale on szczycił się wśród wilkołaków nieograniczonymi pokładami cierpliwości i miłosierdzie, przez co – między innymi – był tak dobry lekarzem.
- Przefarbowałaś włosy. – Zignorował jej uwagę, odpowiadając z wyraźną dezaprobatą w głosie. Faktycznie kilka dni temu rozjaśniła swoje bardzo ciemnobrązowe kosmyki o kilka tonów, tak że miały teraz cynamonowy odcień.
Nie odpowiedziała, wysuwając podbródek i patrząc na niego z wyższością.
- Leah, nie radziłbym ci postępować tak w obecności mojego ojca. On jest zdecydowanie mniej tolerancyjny.
- Dzięki za radę. Nie skorzystam. Dlaczego się spóźniłeś?
- Dzisiaj walentynki – westchnął, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Wytrącona z równowagi spuściła spojrzenie, przegrywając w ten sposób bardzo ważny pojedynek. Cholera. Choleracholeracholera. Ale nie miała zamiaru tak tego zostawić. Wzięła głęboki wdech i – wbijając wzrok w sosnę za nim – odparła:
- Och, żenisz się? Moje kondolencje.
- Zabawne. Rozczaruję cię, ale nie. Spędzałem bardzo miło czas z przyjaciółmi w Finley, a teraz jestem tu z tobą.
- Niezbyt przyjemna alternatywa, co? – Uśmiechnęła się złośliwie, bo zepsucie Samuelowi walentynek wydawało się całkiem ciekawą zabawą.
- Nie narzekam, ale jeśli się pospieszymy, zdążę jeszcze na obiad – oznajmił ze słyszalną nutką nadziei w głosie. Nie spodobało jej się to. Zmarszczyła brwi i przeczesała włosy długimi, szczupłymi palcami, po czym założyła ręce na piersi. Zdecydowanie nie wyglądała, jakby miała zamiar się stąd ruszyć.
- Leah, radziłbym ci wsiąść do mojego samochodu samodzielnie, bo inaczej cię wyręczę.
Dziwne. Z jej gardła wydobył się dźwięk powstały z połączenia warknięcia i mruknięcia.
Leah, radziłbym ci wsiąść do karetki samodzielnie, bo inaczej cię wyręczę.

~

To nie było ich pierwsze spotkanie. Poznali się w dużo dramatyczniejszych okolicznościach niecały miesiąc temu. Leah uczestniczyła w wypadku samochodowym. Bardzo strasznym wypadku. Nie, żeby jej coś groziło, ale sam fakt był dla niej traumatyczny.
Uciekając z domu wzięła ze sobą pieniądze. Nie było ich dużo, ponieważ nie chciała zostawiać brata i matki bez centa przy duszy. Także była zmuszona oszczędzać, co równało się ze zmienieniem standardowego jadłospisu, przechodząc na surowe, najczęściej żywe mięso. Nienawidziła polować. Nienawidziła wszystkiego, co związane było z jej wilczą naturą. Ale w skrajnych warunkach ludzka część musiała zacisnąć zęby i milczeć.
Toteż pewnego popołudnia goniąc za królikiem w wilczej postaci znalazła się zdecydowanie zbyt blisko jezdni. Zwierzak przebiegł na drugą stronę, a ona skoczyła za nim. Nie pomyślała wtedy o jakichkolwiek konsekwencjach. Była głodna i to cholernie.
Nie przewidziała, że może skoczyć prosto pod koła samochodu.
I nie skoczyła.
Przeturlała się po asfalcie do rowu, wykręcając sobie łapy pod dziwnymi kątami. Za to srebrne audi A4 pędzące ze sto dwadzieścia kilometrów na godzinę wpadło w poślizg i uderzyło w drzewo, przepoławiając maskę na pół.
Przerażenie ustąpiło zdrowemu rozsądkowi dopiero kiedy zorientowała się, że nikt z auta nie wysiada. Wyskoczyła z wysokiej trawy, popiskując z powodu uszkodzonej lewej przedniej łapy. Kwestią czasu było, kiedy zacznie się goić, ale póki co bolało jak diabli. Od razu ruszyła w głąb lasu po drugiej stronie drogi i gdy doszła do drzewa, w którego dziupli schowała ubrania, przemieniła się.
Przemiana nie była przyjemna. Bolesna, wyczerpująca i sprawiająca, że skręcony nadgarstek pozostanie skręcony dwa razy dłużej. Wciągnęła na siebie bieliznę, spodnie i podkoszulek, po czym wygrzebała z kieszeni kurtki komórkę.
Nie pytajcie, gdzie ją ładowała.
Pogotowie przyjechało w ciągu niecałych piętnastu minut. Opatulając się szczelnie kurtką wypełzła na brzeg lasu, by przyjrzeć się interwencji lekarskiej. Czy ludzie – lub człowiek – w środku jeszcze żyją? Jeśli nie, czy to jej wina?
Wtedy w nozdrza uderzył ją zapach świeżej, gorącej krwi niesiony z zimnym podmuchem wiatru. Skuliła się jeszcze bardziej, wpychając dłonie pod pachy.
Leah nie znosiła zapachu i widoku krwi. Nie chodziło o jakąś wrodzoną awersję. Nie mdlała jak niektórzy ludzie, widząc zadrapanie. Zapach krwi, mięsa, czy czegokolwiek podobnego sprawiał, że się zmieniała. Stawała się drapieżnikiem, wilkiem bardziej niż kiedykolwiek. I okrutnie się tego bała.
A teraz w dodatku była głodna.
Już miała cofnąć się i odejść po cichu, by nikt nie zwrócił na nią uwagi, ale wtedy pojawił się mężczyzna. Był od niej wyższy o jakieś dziesięć centymetrów, a robocze ubranie ratownika medycznego opinało się na solidnie wyrzeźbionych mięśniach. Ciemnobrązowe włosy zmierzwił mu wiatr, zarzucając kilka kosmyków na czoło. Odwrotnie do niej był całkowicie spokojny i opanowany. I nie wystraszony.
- Hej, nic ci nie jest? – zawołał, a jego mocny, ciepły głos poniosło dalej w las. Leah pokręciła głową i cofnęła nieco stopę, jednak trafiła na korzeń i momentalnie straciła równowagę. Dzięki Bogu wylądowała (nadal w pozycji stojącej) plecami na najbliższym drzewie. Przez głowę przelatywało jej tysiące myśli, ale wychwyciła tylko tą absurdalną: czy możliwe jest, żeby tętno podskoczyło jej do dwóch tysięcy uderzeń na minutę?
- Ty dzwoniłaś na pogotowie, prawda? – Zero odpowiedzi. – Jak masz na imię?
Głodna. Mam na imię Głodna, chciała krzyczeć. Ale przecież była człowiekiem. Cywilizowanym człowiekiem, który pod postacią wilka spowodował bardzo poważny wypadek. Cholera.
Odchrząknęła i odbiła się od drzewa, powoli krocząc do przodu. W międzyczasie nerwowo zerkała w stronę miejsca gdzie „zaparkował” samochód.
- Leah Clearwater – wymówiła swoje nazwisko powoli i głośno, by mimo panującego hałasu mógł je usłyszeć. Mężczyzna pachniał środkami dezynfekującymi, białymi lateksowymi rękawiczkami i krwią. I nieszczęściem. Tak, pachniał śmiercią.
- Nazywam się Samuel Cornick. Jestem lekarzem. – Przedstawił się i wyciągnął do niej rękę. Po chwili wahania nieufnie podała mu drobną dłoń i dała się wyprowadzić zza linii drzew.
Widok był co najmniej przerażający. Jeden z lekarzy stał na uboczu i rozmawiał przez telefon, wyrzucając z ust kolejne słowa niczym krople kwasu. Dwaj ratownicy wyciągali z siedzenia pasażera kobietę. Była nieprzytomna, a trzy czwarte jej twarzy zakrywała czerwona zasłona.
Kilka metrów dalej na noszach leżał mężczyzna, a nad nim krzątała się drobna szatynka około czterdziestki. Po jej energicznych ruchach i skupionym wyrazie twarzy można było wywnioskować, że zna się na tym, co robi.
- Muszę cię zabrać do szpitala. – Nagle dobiegł do niej głos Samuela, niby odległy, a jednak jego właściciel stał tuż obok. Potrząsnęła głową, by wybudzić się z otumanienia i jednocześnie dać mu do zrozumienia, że nigdzie się nie wybiera.
- Jesteś w szoku, więc możesz mieć zwiększony próg bólu, co wcale nie znaczy, że nie posiadasz żadnych obrażeń.
Jego głos był cierpliwy i stanowczy. Co nie zmienia faktu, że nie mogła trafić w ręce lekarzy. Żadna infekcja nie tłumaczyła faktu, że przy ponad czterdziestostopniowej temperaturze ciała czuje się i funkcjonuje normalnie. Szarpnęła rękę, która spoczywała w uścisku doktora. Niewiele to dało, także odważyła się spojrzeć mu w oczy.
W świecie wilkołaków mierzenie się wzrokiem jest równoznaczne walce o dominację. Ale przecież on był człowiekiem, nic nie mógł o tym wiedzieć.
Wtedy tak myślała. Wiedziała, dlaczego nie wyczuła jego wilka – raz po raz traciła kontakt z rzeczywistością, a jedyny zapach, który do niej dochodził, był zapachem krwi. Poza tym jaki normalny wilkołak zostaje lekarzem? Może i powinna się tego spodziewać. Po doktorze Cullenie wszystko było możliwe.
Ale on na swoje usprawiedliwienie miał tylko fakt, że był całkowicie skoncentrowany na pracy. Inaczej z pewnością wiedziałby, czym jest.
- Doktorze Cornick, niech pan mnie posłucha. Nie jestem ranna. Nie mam zamiaru jechać do szpitala. Spełniłam swój obywatelski obowiązek wzywając pogotowie i na tym koniec. Mógłby mnie pan puścić?
Z tym że nie zabrzmiało to dokładnie tak, jakby się wydawało. Leah prawie że wrzeszczała, a jej głos przesycony był zniecierpliwieniem i irytacją. Jak łatwo się domyślić, doktor Cornick nie wysłuchał jej polecenia.
- Nie jesteś ranna? A to co? – Wskazał na jej prawy nadgarstek. A właściwie rękę od dłoni do łokcia, ponieważ wzdłuż biegło olbrzymie rozcięcie. Paskudne. A fakt faktem, nadgarstek miała posiniaczony i wykręcony pod dziwnym kątem.
- Zagoi się – zbagatelizowała i schowała rękę za plecami. To się nie dzieje naprawdę. Nienienienie. Owszem, zagoi się i to bardzo, bardzo szybko. Na tyle szybko, że powinna już biec w las, by Samuel nie zauważył, jak brzegi rany ciągną ku sobie na ich oczach.
- Nie sądzę. Idziemy, już.
- Puść mnie, Samuelu. Natychmiast – warknęła i szarpnęła po raz kolejny, korzystając ze swojej wilczej siły. Chociaż była kobietą, z łatwością pokonałaby każdego śmiertelnego mężczyznę. A on ani drgnął.
- Masz gorączkę – Popatrzyła na niego, jakby to nic nie znaczyło. W istocie znaczyło wiele. - Leah, radziłbym ci wsiąść do karetki samodzielnie, bo inaczej cię wyręczę.
- Nigdzie. Nie. Idę – wysyczała i zrobiła krok w tył, ciągnąć go za sobą. Nie dość, że stał jak słup, to jeszcze wydawał się nieźle rozbawiony.
- Idziesz.
W jednej chwili przyciągnął ją do siebie, a ona – całkiem zaskoczona – padła wprost na jego pierś. Wtedy złapał ją w pół i – tak, jakby nic nie ważyła – zarzucił ją sobie na ramię. Wrzasnęła z zaskoczenia i oburzenia, ale mimo usilnych starań nie udało jej się uwolnić.
Nie. Dowiedzą się, kim jestem. Zrobią mi sekcję na żywca. I zaczną szukać reszty. Nienienie.

- Ja się zajmę dziewczyną, a ta dwójka na blok. – Samuel wydał polecenie i trzymając zdrowe ramię Lei, pociągnął ją do zabiegowego. Ofiary wypadku zniknęły jej z oczu, ale zapach zbliżającej się śmierci nie chciał odejść tak łatwo.
Mimo oporu w końcu zamknął ją w gabinecie i wskazał kozetkę. Zerknęła ukradkiem na ranę. Nie pozostawiała żadnych złudzeń co do tego, że lekarz będzie miał oczy jak spodki.
- Nie możesz mnie zbadać – oznajmiła na wstępie. Co prawda nie usiadła na leżance, ale oparła się o nią tyłkiem.
- Jestem lekarzem. To, że masz wstręt do lekarzy, nie znaczy, że…
- Samuelu – wymówiła jego imię powoli i wyraźnie, w taki sposób, że odwrócił się i spojrzał jej w oczy. Nie spuściła wzroku. – Muszę stąd wyjść. Natychmiast.
- Nie.
Nie? Odepchnęła się od kozetki i energicznym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Oczywiście zastąpił jej drogę, zasłaniając je własną piersią. Zatrzymała się niecałe pół metra od niego i powoli podniosła głowę. Powaga wymalowana na twarzy kontrastowała z igrającym na jego ustach uśmiechem.
- Wypuść mnie.
- Leah, na Boga, uspokój się i wracaj na miejsce – poprosił całkiem grzecznie, co jeszcze bardziej ją rozjuszyło.
Ale oprócz kolejnej fali złości, dotarły do niej nowe zapachy. Szok powypadkowy opadł. Woń krwi znacznie osłabła, ustępując miejsca środkom dezynfekującym – w tym spirytusowi salicylowemu, przy którym musiała powstrzymać grymas – gumowym rękawiczkom i Samuelowi. Pachniał pustynią oraz żywicą. I wilkiem. Cholera. Zorientowała się o sekundę za późno.
Złapał ją za chorą rękę, która praktycznie nie była już chora i pociągnął na przód, by lepiej ją obejrzeć. Uśmiech zszedł mu z twarzy, natomiast pojawiła się na niej mieszanka gniewu i powagi, gdy tylko zobaczył biało-siną linię upaćkaną naokoło skrzepniętą krwią. Dziewczyna natychmiast zaczęła się szarpać, ale tym razem Samuel nie stawiał oporu. Odskoczyła w kąt i przylgnęła plecami do ściany. Jej oczy zabłysły czernią, wilk rwał się do ujawnienia. Ale musiała pohamować przemianę. Nie tutaj, w obecności ludzi, których mogłaby bez mrugnięcia oka pogryźć. Zjeść.
- Leah Clerwater – wymówił jej nazwisko powoli, jakby sobie coś przypominał – Nie mam pojęcia, co skłoniło cię do przebywania na terytorium Marroka bez wcześniejszego zameldowania, ale był to wielki błąd.

~

- Leah? Słyszysz mnie? Idziemy. – Pociągnął ją za rękaw, wyrywając z zamyślenia. Idziemy, Leah, idziemy. Proces. Będziesz miała proces.

Do domu Brana zajechali w mniej niż pół godziny. Przez całą podróż nie odezwali się do siebie słowem. Kiedy zatrzymali się u celu, Leah szybko otworzyła drzwi widząc, jak Samuel kroczy w jej stronę, by ją w tym wyręczyć. Nie lubiła takich rycerskich pokazówek. No, powiedzmy że w przypadku Samuela nie były to pokazówki. Tak został wychowany, z dobre dwieście lat temu.
- Tylko błagam, kobieto, nie patrz mu w oczy – poprosił, zanim otworzyły się przed nimi drzwi. Stanął w nich rosły mężczyzna, jeszcze wyższy od Samuela, o wyraźnie indiańskim pochodzeniu. Charles, pomyślała, przyrodni brat Samuela, drugi syn Brana. Sztywniak. Tyle wywnioskowała z opowiadań doktora Cornicka.
Zmierzył ich uważnym spojrzeniem i oznajmił sucho:
- To musi być ta Clearwater. Ojciec jest w salonie. I uważaj, nie ma najlepszego humoru.
Ani razu nie przeniósł na nią wzroku, cały czas mówiąc do brata. A jej takie lekceważenie zupełnie nie pasowało.
- Mam imię, kretynie.
- Co?
Samuel miał ochotę ją udusić. Tu i teraz, byleby nie przywaliła jeszcze więcej takich samobójczych głupot. Położył jej rękę na ramieniu i zacisnął palce. Nawet się nie skrzywiła. Natomiast Charles kipiał gniewem.
- Musisz jej wybaczyć, Charles. Jest młoda – wyjaśnił, nie spoglądając mu w oczy. Był uległy wobec wyższego w hierarchii. Ona nie – Przyjechała z rezerwatu La Push, a sam wiesz, co się tam ostatnio działo. Wpuść nas, proszę.
Nie odpowiedział, tylko cofnął się do wewnątrz, robiąc im miejsce. Samuel pchnął ją niezbyt delikatnie, na co zareagowała cichym warknięciem. Mimo tego weszła i dalej kierowała się jego dyskretnymi wskazówkami. W końcu dotarli do obszernego salonu. Na kanapie siedział postawny mężczyzna o jasnych włosach i nijakiej twarzy. Wydawał się skupiony i nieco zatroskany, ale przede wszystkim silny.
- Jesteście – westchnął, podnosząc się z sofy. Szatyn po raz kolejny pchnął ją w jego stronę, także postąpiła kilka kroków do przodu i zatrzymała, jakby przyrosła nogami do ziemi. Wszystkie mięśnie miała napięte, wzrok i słuch w gotowości.
Bran wyciągnął rękę.
Po chwili wahania uścisnęła ją i zrobiła to, przed czym ostrzegał ją Samuel. Wbiła wzrok w jego oczy. W gruncie rzeczy miały przyjemny żółto-brązowy kolor i emanowały siłą i ciepłem.
- Leah.
Na dźwięk swojego imienia wystrzelonego ust Samuela spuściła spojrzenie i wysunęła dłoń z uścisku.
- Mój syn chciał cię chronić, ale i tak doszły mnie słuchy, że przebywasz na terenie Marrokan od ponad miesiąca. Bez pozwolenia. – Żadnego „Usiądziemy?” czy „Napijesz się czegoś?”. Surowa sprawiedliwość. Po plecach przebiegł jej dreszcz, kiedy wreszcie uświadomiła sobie, w jak poważnej sytuacji się znalazła. Ale najbardziej zaskoczył ją fakt, że Samuel starał się jej bronić. Przecież nie miał powodu.
- Owszem.
- I nie przyszło ci do głowy, że powinnaś wspomnieć o tym Alfie tutejszego stada?
- Nie sądziłam, że zostanę na tak długo.
- Ale zostałaś.
- Ponieważ zabiłam dwójkę ludzi.
Pierwszy raz powiedziała to na głos. Wspomnienia zakrwawionych twarzy, rąk bezwładnie zwisających z noszy gnieździły się w jej umyśle, a teraz tak po prostu wyskoczyły na światło dzienne. Właściwie nigdy nie powiedziała nikomu, włączając w to Samuela, że to ona była przyczyną tamtego wypadku. Ofiary nie przeżyły mimo starań lekarzy. Obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe. Kobieta wykrwawiła się na stole operacyjnym, a mężczyzna zapadł w śpiączkę. Dwa dni później, za zgodą brata – jedynego krewnego – odłączono go od aparatury.
Zabiłam bezbronnych ludzi.
- Opowiedz – poprosił Bran, a słowa popłynęły z jej ust. Wiedziała, że nie prosi o sam opis wypadku. Opowiedziała o wszystkich zdarzeniach, zaczynając od śmierci ojca.
- Polowałam. Wybiegłam za królikiem na drogę, a ten… kierowca skręcił i uderzył drzewo. Rozcięło maskę na pół.
Trudno było mówić. Niby to naturalne, że jest drapieżnikiem i zabijanie nie powinno mieć dla niej takiego znaczenia. Ale po pierwsze, nienawidziła swojego wilka, a po drugie pozbawiła życia niewinnych, bezbronnych ludzi.
- To nie twoja wina.
Tym razem dłoń Samuela na jej ramieniu dodawała otuchy. Była wyrazem współczucia i zrozumienia. Wzdrygnęła się, ale strzepnęła ręki mężczyzny. Za mało było w jej życiu takich empatycznych gestów, by się od nich opędzać.
- Jasne, że moja. Zabiłam bezbronnych ludzi, którzy może mieli zamiar się pobrać, mieć stado dzieci i dwa razy tyle wnuków. A ja tak po prostu im to zabrałam. Cholera. – W tym momencie nastąpiło coś niespodziewanego, a mianowicie wybuch śmiechu. Nie szczerego. Histerycznego chichotania, po którym zwykle następuje płacz. Ale Leah nie płakała, także kiedy się uspokoiła, przeprosiła i potarła dłonią czoło.
- I co ja mam z tobą zrobić, dziecko? – westchnął z pełną powagą Bran. Wzruszyła ramionami – Dlaczego nie uciekłaś? Przecież miałaś okazję. Nie ścigałbym cię po całym świecie. A przecież wiedziałaś, co cię czeka.
- Wiedziałam. – Pokiwała głową. – Ale, proszę pana…
- Bran.
- Bran. Nie jestem tchórzem. Jak łatwo można się zorientować, cechuję się raczej oślim uporem i zawziętością. I mam swój honor.
- Wiesz, że samice nie mogą żyć jako samotne wilki? – kiwnięcie – A mimo to nie przyłączyłaś się do Marrokan. Nie spytam, skąd twoja decyzja. Jesteś kobietą, a ja kobiet nie rozumiem. Ale skoro mój syn wstawił się za tobą, niesprawiedliwe byłoby karanie cię. Masz wybór: przyłącz się do naszego stada albo wyjedź.
- Mam jakiś czas na podjęcie decyzji? – spytała ponuro.
- Tak. Pójdę po herbatę do kuchni, a jak wrócę, chcę ją znać.

Kilka godzin później siedziała na drewnianej barierce otaczającej taras Cornicków. Noc była pochmurna, a mimo to czuła przyciąganie księżyca. Ubrana była jak zwykle, ponieważ odmówiła noszenia ciuchów żony Brana, swojej imienniczki, której – zdaje się – życiowym celem było przewierceniem jej wzrokiem na wylot.
Mimo że Montana ma w sobie coś, zawsze będzie brakowało jej Waszyngtonu. Będzie tęsknić do matki, Setha i Jake’a. I Billy’ego czasem też. To między innymi wywarło silny wpływ na jej decyzję.
Zapach Samuela poczuła zanim usłyszała kroki na drewnianej podłodze tarasu. Otworzyła oczy, ale nie odwróciła się. Nie musiała – podszedł tak blisko, że czuła jego oddech na szyi.
- Dlaczego? – spytał cicho, tak żeby tylko oni słyszeli.
- Nie będę się tłumaczyć – odparła bardzo zmęczonym głosem. W gruncie rzeczy trzy godziny snu na dwadzieścia cztery dały o sobie znać. Co prawda jej ostatnie miejsce zamieszkania, głęboka nora wśród korzeni olbrzymiego drzewa (mimo ofert doktora Cornicka, została przy nocowaniu pod postacią wilka w lesie), nie była wygodnym lokum, ale zawsze pozwalała się jej wyspać. Noc przed spotkaniem z Marrokiem spędziła odliczając sekundy.
- Dlaczego się za mną wstawiłeś? – spytała po chwili, równie cicho. O dziwo, w jej głosie dosłyszalna była pretensja, nie wdzięczność.
- Dobre pytanie – westchnął z nutką żałości. Po chwili poczuła ciężar jego rąk na swoich ramionach. Tym razem się nie wyrywała. Był ciepły, pachniał lasem, piaskiem i bezpieczeństwem. I Samuelem.
- Dzisiaj walentynki – odpowiedziała, parskając śmiechem. Absurdalne i niezrozumiałe, ale Samuel nie wrócił do świętowania dzisiejszego dnia z Adamem, Mercy, Warrenem, Kylem i resztą ze Stada Dorzecza Kolumbii. Został tu, szukając wolnych kwater i prowadząc długie rozmowy z Branem i Charlesem. Nieraz dochodziło do słownych potyczek, co Leah wychwyciła spacerując wokół pokaźnych rozmiarów rezydencji. Nie chciała wiedzieć, o co się kłócili.
- Urocze święto, co? – ciągnęła – Ech, Sam, co my teraz zrobimy?
Pierwszy raz nazwała go „Samem”. Miała uraz do tego imienia, ale dokładnie w tym momencie zrozumiała że ten Sam, to nie tamten Sam. Ten Sam jest inny. Jest Samem Nadętym Dupkiem z La Push. Jest Samem Samuelem, synem Marroka, który pachnie pustynią i charakterystyczną dla niego subtelną słodyczą. Samem, który nie robi krzywdy.
Oparł podbródek na jej ramieniu, dłonie zsuwając niżej i oplatając jej talię. W jego objęciach czuła się kimś innym. Kimś bez takiej pokręconej przeszłości.
- Najpierw nauczymy cię, jak zachowywać się w otoczeniu dominujących wilków, żebyś nie skończyła w misce któregoś z moich przyjaciół. Potem przefarbujemy ci włosy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Naikari
Książniczka



Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 665
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:02, 23 Mar 2011    Temat postu:

Hyh, czyli jako pierwsza przerywam tę ciszę. xd
Czytałam Christie Twoje opowiadanie "Śnieg nocą w Londynie", które jak być może pamiętasz, niezbyt mi się podobało, o czym zresztą pisałam.
W tamtym opowiadaniu miałaś, jak sobie przypominam, wiele powtórzeń. W tym nadal są, ale już nie takie rażące.
Takie, które najbardziej rzuciło mi się w oczy to:

Cytat:
Pozwalała jej na to wilcza natura, dzięki której temperatura jej ciała wynosiła kilka


Czyli jeśli chodzi o powtórzenia - jest lepiej. Wink

Dalej... sam pomysł na opowiadanie bardzo mi się podoba i wykonanie - także. Muszę przyznać, że czytając je nie czułam nudy, wręcz przeciwnie - chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Duży plus za postać Sama - bardzo przypomina tego książkowego, a tego książkowego po prostu uwielbiam. Very Happy
Kocham wilkołaki, więc za to też ogromny plus.

To co mi się nie podobało to:

Cytat:
Nie pytajcie, gdzie ją ładowała.

Takie nagłe i jednorazowe zwrócenie się do czytelnika. Nie wiem, czy to można uznać za błąd, czy można tak pisać. Mi to się po prostu nie podobało, to zdanie jakby zupełnie wyrwane z kontekstu. Ale to tylko moje odczucie. Smile Nie mówię, że tak jest źle - bo nie wiem.

Co mogę jeszcze napisać... Poprawiłaś swój warsztat pisarski, to na pewno. Naprawdę piszesz dużo lepiej niż ostatnio. Wink Dialogi nie są już takie sztywne i sztuczne, a pomysł, jak już pisałam, o wiele lepszy, ciekawszy.
Podsumowując: bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie i chciałabym w przyszłości przeczytać jeszcze coś Twojego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
booki
Angel of books



Dołączył: 03 Wrz 2010
Posty: 1920
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z wyobraźni...

PostWysłany: Czw 17:23, 24 Mar 2011    Temat postu:

Opowiadanie jest napisane bez większych błędów, tylko die rzeczy rzuciły mi się w oczy :

Cytat:
Jest Samem Nadętym Dupkiem z La Push. Jest Samem Samuelem, synem Marroka, który pachnie pustynią i charakterystyczną dla niego subtelną słodyczą.


Bo czy nie powinno być Nie jest Samem Nadętym Dupkiem?

Cytat:
Wzdrygnęła się, ale strzepnęła ręki mężczyzny. Za mało było w jej życiu takich empatycznych gestów, by się od nich opędzać.


I ta sama sytuacja, chyba miało być nie strzepnęła.
Ale te dwie rzeczy to pewnie tylko przez zagapienie się.

Po za tym opowiadanie spodobało mi się, wymyśliłaś ciekawą fabułę i bardzo dobrze przedstawiłaś Leath, co do Sama to nie wiem, bo nie czytałam tej książki. Ogólnie więc, napisałaś bardzo fajne opowiadanie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mira
Ze złamanym piórem



Dołączył: 14 Wrz 2010
Posty: 2062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 18:01, 24 Mar 2011    Temat postu:

Piękne. Smile Bardzo lubiłam Leę (czy jak o się odmienia), kiedy występowała w Zmierzchu, niestety jak to jest z interesującymi postaciami - mało jej tam było. A Ty uczyniłaś ją główną bohaterką tego opowiadania, mrr. Smile Mimo, że Walentynki średnio się tu czuło, to naprawdę bardzo mi się spodobało!
Aha, szkoda tylko, że nie czytałam książki (książek), z których jest Samuel, zapewne bardziej by mi się wtedy spodobało.

Z tego co pamiętam, poprzednio Twoje opowiadanie polubiłam najbardziej... Nie przeczytałam jeszcze wszystkich w tej edycji, ale miejmy nadzieję, że historia się powtórzy, co? Smile
Powodzenia w konkursie!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mira dnia Czw 18:02, 24 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tirindeth
Błądząca w książkowiu



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 4056
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: UĆ

PostWysłany: Pią 19:25, 25 Mar 2011    Temat postu:

Dobre było to:

Cytat:
- Och, żenisz się? Moje kondolencje.


Cała Leah!

Cytat:
Jest Samem Nadętym Dupkiem z La Push. Jest Samem Samuelem, synem Marroka, który pachnie pustynią i charakterystyczną dla niego subtelną słodyczą.


Tu też mi się wydaje, że powinno być "Nie jest..." Chyba, ze chodziło o coś innego.
Trochę zaszalałaś jeśli chodzi o imię partnera dla Leah Razz Ale ogólnie nie było źle. Niestety męskiej postaci nie znam więc nie wiem, jaki jest, ale charakter Leah oddałaś świetnie :] Podobało mi się Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christie
Mól książkowy



Dołączył: 04 Gru 2010
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:41, 26 Mar 2011    Temat postu:

Faktycznie, te dwie pomyłki z 'nie', które wymieniłyście, były pomyłkami ;p coś musiałam poknocić przy dodawaniu kilku zdań w środku tekstu.

Dzięki za opinie ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice
Wpatrzona w książki



Dołączył: 07 Sie 2009
Posty: 2693
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hogsmeade

PostWysłany: Sob 17:31, 26 Mar 2011    Temat postu:

Cytat:
Raz po raz odgarniała długie włosy z twarzy.

Z tego co wiem, to wilkołaki nie mogły mieć długich włosów, ponieważ ich długość była adekwatna do długości sierści po przemianie, a wilkołak nie mógł deptać po swoim owłosieniu.

Natomiast cała reszta mi się bardzo podobała. Nie znam niestety tego drugiego Sama, wiec jego oceniać nie będę Smile
Natomiast co do Leah. Nie lubię tej postaci. Nigdy nie przypadła mi do gustu i w tym opowiadaniu też mnie strasznie denerwowała. Jednak jeśli chodzi o twoje opowiadanie, to dobrze, bo idealnie odzwierciedliłaś Leę ze Zmierzchu Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ven_detta
Wyjadacz kartek



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 4737
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 14:17, 27 Mar 2011    Temat postu:

Christie, umieściłaś w swoim opowiadaniu dwójkę bohaterów, za którymi nie przepadam, ale opisałaś ich tak, że nie dość, że nie mogłam się oderwać od czytania, to jeszcze im kibicowałam xD
Naprawdę podobało mi się - ciekawie od początku do końca Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rosemary
Wpatrzona w książki



Dołączył: 28 Lis 2010
Posty: 2637
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 14:08, 28 Mar 2011    Temat postu:

Podobało mi się Twoje opowiadanie, Samuela nie kojarzę, ale Leach bardzo lubiłam i fajnie było o niej poczytać, może w końcu będzie szczęśliwa..
Ha przeczytałam już wszystkie opowiadania, teraz pora zagłosować Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuz@
Złodziejka książek



Dołączył: 24 Cze 2006
Posty: 33075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polanica | Wrocław

PostWysłany: Wto 19:27, 29 Mar 2011    Temat postu:

Niestety nie znam Samuela, ale Leah owszem ,i mysle ,ze całkiem nieźle oddałaś jej charakter.
Opowiadanie podobało mi się , jednak czytałam je kilka godzin temu czekajac na zajecia i teraz słabo pamiętam konkretne wydarzenia ,co niestety świadczy ,że niezbyt wryło się w moją pamięć.
Jednak jest fajnie, oby tak dalej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Kosz / Konkurs z selkar.pl Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island