Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
2. Ognisty Tron

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Fantasy, thrillery, przygodowe / Kroniki rodu Kane
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Martyna.
Książniczka



Dołączył: 15 Paź 2010
Posty: 677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: POZnan*

PostWysłany: Czw 10:16, 30 Cze 2011    Temat postu: 2. Ognisty Tron



Odkąd bogowie starożytnego Egiptu zostali wyzwoleni we współczesnym świecie, Carter Kane i jego siostra Sadie znaleźli się w tarapatach. Jako potomkowie Domu Życia Kane’owie są obdarzeni wyjątkowymi mocami, ale przebiegli bogowie nie dali młodym magom czasu na opanowanie choćby podstawowych umiejętności. A byłyby bardzo potrzebne – ich przerażający nieprzyjaciel, wąż chaosu Apopis rośnie w siłę. Jeśli w ciągu kilku dni nie zdołają zapobiec jego uwolnieniu, nastąpi koniec świata. Innymi słowy: zwykły dzień rodziny Kane’ów. Aby mieć jakiekolwiek szanse w walce z siłami chaosu, rodzeństwo musi przywrócić do życia boga słońca Ra – to zadanie przekraczające wszystko, czego dokonał jakikolwiek mag. Muszą odnaleźć trzy części Księgi Ra i nauczyć się zawartych w niej zaklęć. Och, nie wspomnieliśmy chyba, że nikt nie wie, gdzie Ra się znajduje. Krótko mówiąc: drugi tom „Kronik Rodu Kane” to wspaniała przygoda.

Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: 7.09.2011
Cena: 36,90

-------------------------------------------------------
Ja już się nie mogę doczekać książki, a Wy? Zapowiada się świetnie. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Martyna. dnia Pią 11:09, 08 Lip 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evalia
Gaduła



Dołączył: 06 Maj 2011
Posty: 1166
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Czw 10:55, 30 Cze 2011    Temat postu:

Dopiero 1 część zaczynam, ale już strasznie mi się podoba. Wink Do października jeszcze dużo czasu, ale jestem niemal pewna, że ją kupie. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martyna.
Książniczka



Dołączył: 15 Paź 2010
Posty: 677
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: POZnan*

PostWysłany: Czw 13:29, 30 Cze 2011    Temat postu:

Do września Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evalia
Gaduła



Dołączył: 06 Maj 2011
Posty: 1166
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Sob 16:48, 02 Lip 2011    Temat postu:

A rzeczywiście, pomyliło mi się z inną książką ^^". No nieważne, nawet i lepiej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
amokia
Niemowlak książkowy



Dołączył: 01 Lut 2011
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nikąd

PostWysłany: Pon 17:51, 04 Lip 2011    Temat postu:

Pierwsza część bardzo przypadła mi do gustu, lubię tego autora, no i Sadie Smile Czekam na drugą część...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lenalee
Pożeraczka książek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 9553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221B

PostWysłany: Pon 19:09, 04 Lip 2011    Temat postu:

Nie mogę się doczekać tej książki, pierwsza część była genialna i bardzo mi się podobała. Razz Ta ma wspaniałą okładkę i mam nadzieję, że będzie równie gruba co 1 tom.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kada113
Zatracona w świecie książek



Dołączył: 17 Gru 2009
Posty: 3650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:22, 29 Lip 2011    Temat postu:

Ja również czekam na drugi tom. Pierwszy podobał mi się niezmiernie i mam nadzieję, że drugi nie będzie gorszy. Okładki są utrzymane w bardzo fajnym stylu i jestem ciekawa trzeciej części.

PS. Jest już fragment, czyli rozdział 1.

Cytat:
Tu Carter.

Słuchajcie, nie mamy czasu na długie wstępy. Muszę opowiedzieć to szybko, inaczej wszyscy zginiemy.

Jeśli nie wysłuchaliście pierwszej części nagrania, to… miło mi was poznać: egipscy bogowie szaleją po naszym świecie, grupka magów, czyli Dom Życia, usiłuje ich powstrzymać, wszyscy nienawidzą Sadie i mnie, a ogromny wąż zamierza połknąć słońce i zniszczyć cały świat.

[Au! Za co?]

Sadie właśnie dała mi kuksańca. Mówi, że za bardzo was wystraszę. Powinienem usiąść, uspokoić się i zacząć od początku.

Jasne. Ale prawdę mówiąc, uważam, że powinniście się bać.

Nagranie jest po to, żebyście się dowiedzieli, co naprawdę się dzieje i co poszło nie tak. Spotkacie wielu ludzi, którzy będą wam wmawiać bzdury na nasz temat, ale nie jesteśmy winni niczyjej śmierci. A jeśli chodzi o węża, to też nie nasza wina. W każdym razie… niezupełnie. Wszyscy magowie świata muszą działać razem. To nasza jedyna szansa.

Przed wami opowieść. Sami zdecydujcie, co o tym myśleć. Zaczęło się od pożaru w Brooklynie.



Zadanie pozornie było proste: dostać się do Muzeum Brooklyńskiego, pożyczyć pewien egipski zabytek i wymknąć się, nie dając się złapać.

Nie, to nie była kradzież. Zamierzaliśmy potem oddać ten posąg. Obawiam się jednak, że wyglądaliśmy podejrzanie: czwórka dzieciaków w czarnych kombinezonach ninja na dachu muzeum. A do tego pawian, również ubrany jak ninja. Zdecydowanie podejrzane.

Najpierw wysłaliśmy naszych uczniów, Jaz i Walta, żeby otwarli okno, podczas gdy Chufu, Sadie i ja oglądaliśmy wielką szklaną kopułę na środku dachu – miała to być nasza droga ewakuacyjna.

Ewakuacja nie zapowiadała się dobrze.

Było już dawno po zmroku, więc muzeum powinno być zamknięte. Tymczasem szklana kopuła jaśniała światłem. A w środku, dziesięć metrów pod nami, setki ludzi w smokingach i sukniach wieczorowych tańczyły i przechadzały się po sali balowej wielkości hangaru. Grała orkiestra, ale wycie wiatru i szczękanie własnych zębów zagłuszały mi muzykę. Zamarzałem w lnianej piżamie.

Magowie powinni nosić len, ponieważ nie zakłóca on magii, co zapewne sprawdza się świetnie na egipskiej pustyni, gdzie raczej nigdy nie jest zimno i nie pada. W Brooklynie w marcu – niekoniecznie.

Zimno najwyraźniej nie przeszkadzało mojej siostrze, Sadie. Po kolei otwierała zamki, podśpiewując pod nosem coś, czego słuchała na iPodzie. Ej no, poważnie – kto zabiera własną muzę na włamanie do muzeum?

Sadie była ubrana podobnie jak ja, ale na nogach miała martensy. W jasnych włosach połyskiwały czerwone kosmyki – tym razem bardzo delikatne, ponieważ to była tajna misja. Ze swoimi niebieskimi oczami i jasną cerą zupełnie nie jest do mnie podobna, ale oboje uważamy, że to fajne. Przynajmniej czasem mogę udawać, że ta postrzelona dziewczyna nie jest moją siostrą.

– Powiedziałaś, że w muzeum nikogo nie będzie – jęknąłem.

Sadie nie usłyszała, dopóki nie wyciągnąłem jej słuchawek z uszu i nie powtórzyłem.

– No bo miało nikogo nie być. – Sadie będzie zaprzeczać, ale po trzech miesiącach spędzonych w Stanach zaczynała tracić brytyjski akcent. – W internecie napisali, że zamykają o piątej. Skąd miałam wiedzieć, że będzie tu wesele?

Wesele? Zerknąłem w dół i przekonałem się, że miała rację. Niektóre z kobiet były ubrane w brzoskwiniowe sukienki druhen. Na jednym ze stołów dostrzegłem ogromny wielopiętrowy biały tort. Goście, podzieleni na dwie grupy, unieśli pannę młodą i pana młodego na krzesłach i biegali z nimi po sali, podczas gdy ich przyjaciele tańczyli i klaskali dookoła. Miałem wrażenie, że wszystko to zmierza do wielkiego meblowego karambolu.

Chufu postukał w szkło. Nawet w czarnych szatach niespecjalnie wtapiał się w cienie z powodu swojego złotego futra, nie mówiąc o kolorowym nosie i tyłku.

– Agh! – warknął.

Ponieważ jest pawianem, ten dźwięk może oznaczać cokolwiek od „Ej, patrzcie, tam jest żarcie” przez „To szkło jest brudne” po „Rany, ale ci ludzie się wygłupiają z tymi krzesłami”.

– Chufu ma rację, trudno nam będzie się zakraść na to przyjęcie – przetłumaczyła Sadie. – Może udawajmy pracowników technicznych…

– Jasne – odparłem. – „Przepraszamy państwa. Jesteśmy tylko czwórką dzieciaków. Taszczymy trzytonowy posąg i chcemy wynieść go przez sufit. Proszę się nami nie przejmować”.

Sadie przewróciła oczami. Wyciągnęła różdżkę – zakrzywiony kawałek kości słoniowej z wyrytymi wizerunkami potworów – i wskazała na podstawę kopuły. Rozbłysł tam złoty hieroglif i ostatni rygiel się poddał.

– Skoro nie zamierzamy tędy wychodzić – powiedziała – to po co ja to otwieram? Nie możemy po prostu wyjść tą samą drogą, którą wejdziemy? Przez boczne okno?

– Mówiłem ci. Posąg jest ogromny. Nie zmieści się w oknie. Poza tym zabezpieczenia…

– Może w takim razie spróbujemy jutro? – zapytała.

Pokręciłem głową.

– Jutro rzeźba zostanie zapakowana, bo wyjeżdża.

Uniosła brwi w ten swój irytujący sposób.

– Może gdyby ktoś nam wcześniej powiedział, że musimy ją ukraść…

– Daj spokój. – Wiedziałem, do czego prowadzi ta rozmowa, a całonocna kłótnia z Sadie na dachu nic by nie pomogła. Oczywiście, ona miała rację. Nie poinformowałem jej dostatecznie. Ale też… moje źródło nie było bardzo rzetelne. Po kilku tygodniach dopraszania się o pomoc wreszcie wyciągnąłem wskazówkę od mojego kumpla, sokolego boga wojny, Horusa, który przemówił do mnie we śnie: Aha, ten artefakt, którego potrzebujecie? Który może być kluczem do ocalenia świata? On od jakichś trzydziestu lat jest tuż koło was, w Muzeum Brooklyńskim – ale jutro zawożą go do Europy, więc może się pospieszcie! Macie pięć dni na wymyślenie, jak się nim posłużyć, inaczej już po nas. Powodzenia!

Mogłem na niego nakrzyczeć, że nie powiedział mi wcześniej, ale nic by to nie pomogło. Bogowie przemawiają tylko wtedy, kiedy są gotowi, no i nie mają wyczucia ziemskiego czasu. Wiedziałem to, ponieważ kilka miesięcy temu Horus siedział w mojej głowie. Pozostało mi po nim trochę aspołecznych nawyków – na przykład nagła potrzeba zapolowania na małe puchate gryzonie albo wyzywania ludzi na śmiertelne pojedynki.

– Trzymajmy się planu – powiedziała Sadie. – Wchodzimy przez okno, znajdujemy posąg, wynosimy go przez salę balową. O gościach weselnych pomyślimy, kiedy już dojdziemy do tego etapu. Może uda nam się odwrócić ich uwagę.

Zmarszczyłem brwi.

– Odwrócić uwagę?

– Za bardzo się przejmujesz, Carter – oznajmiła. – Będzie super. Chyba że masz inny pomysł?

I tu był problem – nie miałem.

Może się wam wydaje, że magia pomaga. Prawda jest taka, że zazwyczaj raczej komplikuje sprawy. Zawsze znajdzie się milion powodów, dla których dane zaklęcie nie zadziała w konkretnej sytuacji. Albo jakaś inna magia będzie przeszkadzać – na przykład zaklęcia zabezpieczające nałożone na to muzeum.

Nie byliśmy pewni, kto je nałożył. Może ktoś z pracowników w rzeczywistości był magiem, co nie byłoby takie dziwne. Nasz tato wykorzystywał swój doktorat z egiptologii jako przepustkę do zabytków. A poza tym Muzeum Brooklyńskie posiada największą na świecie kolekcję magicznych zwojów egipskich. Właśnie dlatego nasz stryj Amos zbudował w okolicy swoją siedzibę. Wielu magów mogło mieć powody, żeby strzec muzealnych skarbów i nakładać na nie pułapki.

W każdym razie drzwi i okna były zaopatrzone w całkiem paskudne zaklęcia. Nie mogliśmy otworzyć magicznego portalu koło zabytku, ani też posłużyć się uszebti – magicznymi glinianymi posążkami, które usługiwały w naszej bibliotece – żeby przyniosły nam potrzebny przedmiot.

Musieliśmy dostać się do środka i najzwyczajniej wynieść posąg, a jeden błąd mógł uruchomić zaklęcie – trudno powiedzieć, jakie: potwornych strażników, zarazę, ogień, wybuchające osły (proszę się nie śmiać, to poważna sprawa)…

Jedynym wyjściem pozbawionym zabezpieczeń była kopuła nad salą balową. Najwyraźniej muzealni strażnicy nie obawiali się złodziei posługujących się lewitacją, żeby wynieść zabytki przez dziurę znajdującą się dziesięć metrów nad ziemią. A może kopuła jednak była zabezpieczona, tylko pułapka pozostawała dla nas niewidoczna.

Tak czy siak, musieliśmy spróbować. Mieliśmy jedną noc na kradzież – przepraszam: wypożyczenie – zabytku. A następnie pięć dni na to, by odkryć, jak się nim posłużyć. Kocham napięte terminy.

– To jak, wchodzimy i improwizujemy? – zapytała Sadie.

Spojrzałem na wesele w nadziei, że nie popsujemy państwu młodym najważniejszych chwil w ich życiu.

– Chyba tak.

– Wspaniale – powiedziała moja siostra. – Chufu, zostań tu i pilnuj. Otwórz kopułę, kiedy nas zobaczysz, okej?

– Agh! – odparł pawian.

Czułem łaskotanie na karku. Miałem przeczucie, że ta akcja wcale nie będzie wspaniała.

– Chodź – zwróciłem się do Sadie. – Zobaczymy, jak sobie radzą Jaz i Walt.

Zeskoczyliśmy na gzyms biegnący wokół drugiego piętra, na którym znajdowała się kolekcja egipska.

Jaz i Walt wykonali robotę perfekcyjnie. Do krawędzi okna przykleili taśmą cztery posążki Synów Horusa i namalowali na szybie hieroglify mające przeciwdziałać zaklęciom oraz zabezpieczeniom śmiertelników.

Kiedy wraz z Sadie wylądowaliśmy obok nich, byli pogrążeni w poważnej rozmowie. Jaz trzymała Walta za ręce. To mnie zaskoczyło, ale Sadie była jeszcze bardziej zdumiona. Pisnęła jak mysz, której ktoś właśnie nadepnął na ogon.

[O tak, właśnie tak było. Słyszałem].

O co tej Sadie chodziło? No dobra, tuż po Nowym Roku, kiedy wysłaliśmy nasz sygnał z amuletu dżed, żeby przyciągnąć do naszej siedziby dzieci z magicznymi zdolnościami, Jaz i Walt pojawili się jako pierwsi. Przez siedem tygodni trenowali pod naszym okiem, dłużej niż pozostali rekruci, toteż poznaliśmy ich całkiem nieźle.

Jaz była cheerleaderką z Nashville. Jej imię to zdrobnienie od Jasmine, ale nie należy jej o tym przypominać, jeśli nie chce się zostać zamienionym w krzak. Ma taką blondynkowo-cheer­leaderkową urodę (nie mój typ), ale nie da się jej nie lubić, ponieważ jest dla wszystkich miła i zawsze chętna do pomocy. Ma też talent do magii uzdrawiającej, więc dobrze jest ją z sobą zabierać, na wypadek gdyby coś poszło nie tak, czyli w zasadzie zawsze.

Dziś miała włosy zakryte czarną bandaną. Na plecy zarzuciła magiczną torbę ozdobioną symbolem bogini lwicy Sachmet.

Mówiła właśnie do Walta: „Coś wymyślimy”, kiedy Sadie i ja zjawiliśmy się obok.

Walt miał zawstydzoną minę.

On jest… No, jak by tu opisać Walta?

[Nie, Sadie, dziękuję. Nie zamierzam opisywać go jako ciacha. Możesz to zrobić, jak przyjdzie twoja kolej].

Walt ma czternaście lat, tyle samo co ja, ale jest na tyle wysoki, żeby dostać się do szkolnej drużyny koszykówki. Jest też odpowiednio do tego zbudowany: szczupły i muskularny, no i ma ogromne stopy. Skórę ma w kolorze kawy, nieco ciemniejszą od mojej, a włosy ścięte tak krótko, że wyglądają jak cień na czaszce. Pomimo zimna miał na sobie tylko czarny podkoszulek bez rękawów i sportowe szorty – nie jest to standard, jeśli chodzi o magiczne ubrania, ale z Waltem lepiej się nie kłócić. To on był naszym pierwszym rekrutem – przybył aż z Seattle – no i jest urodzonym sau, twórcą zaklęć. Nosi mnóstwo złotych łańcuchów z magicznymi amuletami, które sam wytwarza.

Byłem absolutnie przekonany, że Sadie jest zazdrosna o Jaz i podkochuje się w Walcie, choć nigdy się do tego nie przyzna, ponieważ przez ostatnie kilka miesięcy wzdychała do innego faceta (a właściwie boga), w którym się zadurzyła.

[Dobra, Sadie. Już daję spokój. Ale zauważyłem, że nie zaprzeczyłaś].

Kiedy przerwaliśmy im rozmowę, Walt puścił ręce Jaz naprawdę szybko i odskoczył. Sadie patrzyła to na jedno, to na drugie, usiłując się domyślić, o co tu chodzi.

Walt odchrząknął.

– Okno gotowe.

– Doskonale. – Sadie spojrzała na Jaz. – „Coś wymyślimy”?

Jaz poruszyła ustami jak ryba usiłująca chwytać powietrze.

Walt wyręczył ją: – Przecież wiesz. Księga Ra. Jakoś to rozgryziemy.

– Tak! – potwierdziła Jaz. – Księga Ra.

Byłem pewny, że kłamali, ale uznałem, że to nie moja sprawa, jeśli się w sobie zakochali. Nie mamy czasu na robienie z tego dramatów.

– Okej – powiedziałem, zanim Sadie zdążyła zażądać lepszych wyjaśnień. – Zaczynamy zabawę.

Okno otwarło się bez problemu. Żadnych magicznych eksplozji. Żadnych alarmów. Odetchnąłem z ulgą i wszedłem do skrzydła egipskiego, myśląc sobie, że może jednak się nam poszczęści.



Widok egipskich zabytków uruchomił lawinę wspomnień. Do zeszłego roku przez większość czasu podróżowałem po świecie z tatą, który włóczył się od muzeum do muzeum, wygłaszając wykłady o starożytnym Egipcie. To było, zanim dowiedziałem się, że jest magiem – to znaczy zanim uwolnił całą gromadę bogów, a nasze życie się skomplikowało.

Teraz, patrząc na sztukę egipską, za każdym razem czuję jakąś osobistą więź. Wzdrygnąłem się, mijając posąg Horusa – boga o sokolej głowie, który zamieszkał w moim ciele w ostatnie święta. Przeszliśmy obok sarkofagu i przypomniałem sobie, jak zły bóg Set uwięził naszego ojca w złotej trumnie w Muzeum Brytyjskim. Wszędzie widziałem wizerunki Ozyrysa, błękitnoskórego boga umarłych, i myślałem o tym, że tato poświęcił samego siebie, żeby dać nowe ciało Ozyrysowi. Teraz, gdzieś w magicznej krainie Duat, nasz tato jest królem zaświatów. Nie jestem w stanie opisać, jak dziwnie jest oglądać liczące sobie pięć tysięcy lat malunki przedstawiające niebieskiego egipskiego boga i myśleć: „No, a to jest mój tato”.

Wszystkie zabytki wydawały mi się rodzinnymi pamiątkami: różdżka taka sama, jaką ma Sadie; rysunek serpopardów, które nas kiedyś zaatakowały; stronica z Księgi Umarłych ukazująca demony, które widzieliśmy na własne oczy. No i uszebti, magiczne figurki, ożywające na wezwanie. Kilka miesięcy temu zadurzyłem się w dziewczynie, Ziyi Rashid, która okazała się uszebti.

Pierwsze zakochanie w życiu to i tak dość wrażeń. Ale kiedy okazuje się, że dziewczyna, która ci się podoba, jest z gliny i rozpada się w proch na twoich oczach – cóż, powiedzenie „mieć złamane serce” nabiera nowego znaczenia.

Przeszliśmy przez pierwszą salę, na której suficie widniało malowidło w egipskim stylu, przedstawiające zodiak. Słyszałem odgłosy wesela odbywającego się w wielkiej sali balowej, czyli na końcu korytarza po naszej prawej. Echo muzyki i śmiechu niosło się po całym budynku.

W drugiej sali egipskiej zatrzymaliśmy się przed kamiennym fryzem wielkości wjazdu do garażu. W kamieniu wyryta była podobizna potwora depczącego grupkę ludzi.

– Czy to gryf? – zapytała Jaz.

Potaknąłem.

– W wersji egipskiej.

Zwierzę miało tułów lwa i głowę sokoła, ale jego skrzydła nie były takie jak u gryfów znanych z większości rysunków. Zamiast ptasich skrzydeł miał skrzydła biegnące w poprzek grzbietu: długie, poziome i szczeciniaste niczym para odwróconych metalowych szczotek. Uznałem, że jeśli ten stwór w ogóle dzięki temu czemuś lata, to pewnie te skrzydła poruszają się jak u motyla. Fryz był kiedyś malowany. Widziałem resztki czerwieni i złota na skórze zwierzęcia, ale nawet pozbawiony kolorów gryf wyglądał niesamowicie realistycznie. Miałem wrażenie, że wodzi za mną paciorkowatymi oczami.

– Gryfy były strażnikami – powiedziałem, przypominając sobie coś, co opowiadał mi kiedyś tato. – Pilnowały skarbów i takich tam.

– Super – odparła Sadie. – To znaczy, że atakowały… no, na przykład złodziei, którzy włamują się do muzeów i kradną zabytki?

– To tylko płaskorzeźba – zapewniłem ją. Ale chyba nikomu nie poprawiło to nastroju. Egipska magia zwykle polega na zmienianiu słów i obrazów w rzeczywistość.

– To tam. – Walt pokazał na drugą stronę sali. – To jest to, prawda?

Okrążyliśmy gryfa szerokim łukiem i podeszliśmy do posągu stojącego na samym środku.

Bóg miał jakieś trzy metry wysokości. Został wyrzeźbiony z czarnego kamienia i miał na sobie typowe egipskie wdzianko: goła klata, spódniczka i sandały. Zamiast twarzy miał barani pysk i rogi, które nieco się rozkruszyły przez stulecia. Na głowie nosił koronę w kształcie frisbee – słoneczny dysk otoczony przez węże. Przed nim stała znacznie mniejsza postać człowieka. Bóg trzymał ręce wyciągnięte nad głową człowieczka, jakby go błogosławił.

Sadie przyjrzała się bliżej hieroglificznej inskrypcji. Odkąd moja siostra udzieliła gościny duchowi Izydy, bogini magii, zyskała niesamowitą zdolność odczytywania hieroglifów.

– KNM – powiedziała. – To może być Chnum, jak sądzę. Rymuje się z bum?

– Ano – przytaknąłem. – To jest ten posąg, którego potrzebujemy. Horus powiedział mi, że on zawiera sekret odnalezienia Księgi Ra.

Niestety Horus nie wyjawił mi więcej szczegółów. Teraz, kiedy już znaleźliśmy posąg, nie miałem bladego pojęcia, jak miałby nam pomóc. Przyjrzałem się hieroglifom, szukając jakiejś wskazówki.

– Kim jest ten mały z przodu? – zapytał Walt. – Dzieckiem?

Jaz pstryknęła palcami.

– Nie, pamiętam! Chnum wykonał ludzi na kole garncarskim. I to właśnie pewnie tu robi… tworzy człowieka z gliny.

Zerknęła na mnie, oczekując potwierdzenia. Prawda była jednak taka, że ja sam zapomniałem o tej opowieści. Sadie i ja teoretycznie byliśmy nauczycielami, ale Jaz często zapamiętywała więcej szczegółów niż ja.

– Aha, świetnie – powiedziałem. – Człowiek z gliny. Zgadza się.

Sadie zmarszczyła brwi, patrząc na baranią głowę Chnuma.

– Wygląda trochę jak z tej starej kreskówki… Łoś Superktoś czy jakoś tak? Mógłby być bogiem łosi.

– On nie jest bogiem łosi – zaprotestowałem.

– Ale skoro potrzebujemy Księgi Ra – oznajmiła – a Ra jest bogiem słońca, to czemu szukamy jakiegoś łosia?

Sadie bywa irytująca, wspominałem już o tym?

– Chnum jest jednym z aspektów słonecznego boga – powiedziałem. – Ra miał trzy różne osobowości. Rano był Cheprim, skarabeuszem, w ciągu dnia samym Ra, a o zachodzie słońca, kiedy udawał się do podziemia, stawał się Chnumem, bogiem o baraniej głowie.

– Strasznie to skomplikowane – skomentowała Jaz.

– Wcale nie – odparowała Sadie. – Carter też ma różne osobowości. Rano jest zombie, po południu ślimakiem, a…

– Sadie – przerwałem jej – zamknij się.

Walt podrapał się po podbródku.

– Sadie ma chyba rację. To jest łoś.

– Dziękuję – odpowiedziała Sadie.

Walt posłał jej posępny uśmiech, ale wciąż był zamyślony, jakby coś go niepokoiło. Zauważyłem, że Jaz przygląda mu się z troską i zastanawiałem się, o czym oni wcześniej rozmawiali.

– Wystarczy o tym łosiu – oznajmiłem. – Musimy przetransportować ten posąg do Domu. On zawiera jakąś wskazówkę…

– A jak ją znajdziemy? – zapytał Walt. – Poza tym wciąż nie powiedziałeś nam, dlaczego tak bardzo potrzebujemy tej Księgi Ra?

Zawahałem się. Wielu rzeczy nie powiedziałem naszym rekrutom, nawet Waltowi i Jaz… na przykład, że za pięć dni może być koniec świata. Taka wiedza może zniechęcić do nauki.

– Wyjaśnię to, kiedy wrócimy – obiecałem. – Na razie wymyślmy, jak przenieść ten posąg.

Jaz ściągnęła brwi.

– Chyba nie zmieści się w mojej torebce.

– Ja nie widzę problemu – stwierdziła Sadie. – Po prostu rzucimy zaklęcie lewitacyjne na posąg, zrobimy coś, co odwróci uwagę ludzi i wyciągnie ich z sali balowej…

– Zaczekaj. – Walt nachylił się i przyjrzał małej ludzkiej figurce. Człowieczek uśmiechał się, jakby bycie stworzonym z gliny było super zabawne. – On ma amulet. Skarabeusza.

– To często spotykany symbol – odparłem.

– No… – Walt zaczął przeszukiwać własną kolekcję amuletów. – Ale skarabeusz to symbol odrodzenia Ra, zgadza się? A ten posąg przedstawia Chnuma stwarzającego nowe życie. Może nie potrzebujemy całego posągu? Może tą wskazówką jest…

– Ach! – Sadie wyciągnęła różdżkę. – Znakomicie.

Miałem powiedzieć: „Sadie, nie!”, ale nic by to nie dało. Sadie nigdy mnie nie słucha.

Dotknęła różdżką amuletu człowieczka. Dłonie Chnuma rozbłysły. Głowa mniejszej figurki rozsunęła się, dzieląc się na cztery części jak pokrywa silosu rakietowego – i teraz z szyi posążku wystawał pożółkły zwój papirusu.

– Voilà – powiedziała z dumą Sadie.

Wsunęła różdżkę z powrotem do torby i chwyciła zwój w chwili, kiedy krzyknąłem: – Może być zaklęty!

Jak już mówiłem, ona nigdy nie słucha.

Kiedy tylko wyciągnęła zwój z posążku, cała sala zatrzęsła się w posadach. W szybach gablot pojawiły się pęknięcia.

Sadie krzyknęła, kiedy trzymany przez nią w ręce zwój wybuchnął płomieniem. Ogień najwyraźniej nie spalił papirusu, ani też nie poparzył Sadie, ale kiedy usiłowała go ugasić, białe widmowe płomyki przeskoczyły na najbliższą gablotę i popędziły po sali, jakby ktoś rozlał tam benzynę. Ogień dotknął okien i na szkle zapłonęły białe hieroglify, uruchamiając zapewne milion zabezpieczeń i zaklęć. Następnie upiorny ogień zafalował wokół wielkiego fryzu przy wejściu do sali. Kamienna płyta zadrżała. Nie widziałem płaskorzeźb znajdujących się po drugiej stronie, ale usłyszałem chrapliwy krzyk – jakby wydała go wielka, bardzo rozzłoszczona papuga.

Walt zdjął laskę z pleców. Sadie wymachiwała płonącym zwojem, jakby przyrósł jej do ręki.

– Zdejmijcie to ze mnie! To nie moja wina!

– Eee… – Jaz wyciągnęła różdżkę. – Co to za dźwięk?

Serce zamarło mi w piersi.

– Obawiam się – odparłem – że Sadie właśnie wyprodukowała coś, co odwróci uwagę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kada113 dnia Śro 18:25, 17 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kalina
Nowicjusz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:05, 07 Wrz 2011    Temat postu:

Bardzo mi się spodobała "Czerwona piramida", także na dniach zamierzam nabyć " Ognisty tron" Wink Już się nie mogę doczekać! Książki Ricka Riordana są fantastyczne;-)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kada113
Zatracona w świecie książek



Dołączył: 17 Gru 2009
Posty: 3650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:59, 07 Wrz 2011    Temat postu:

A swoją drogą, dzisiaj premiera!
Nabywa ktoś z tej okazji? Ja może poczekam na urodziny, bo mam w sobotę, chyba że uda mi się ją wygrać w jakimś konkursie xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kada113
Zatracona w świecie książek



Dołączył: 17 Gru 2009
Posty: 3650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:43, 30 Paź 2011    Temat postu:

Nareszcie! Przeczytałam! I KOCHAM!


"Zwykły dzień rodziny Kane, czyli wielki wąż za pięć dni połknie słońce i inne pierdoły!"

Rick Riordan to jeden z najsławniejszych pisarzy ostatnich czasów. Książka "Złodziej Pioruna", pierwszy tom z cyklu "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy", zapewniła mu wysoką pozycję wśród autorów powieści młodzieżowych. Zyskał także ogromną ilość fanów, którzy z wielką niecierpliwością wyczekują kolejnych książek. Pan Riordan obecnie zajmuje się pisaniem, co muszę przyznać, wychodzi mu znakomicie! Jego książki sprzedają się jak świeże bułeczki i nic w tym dziwnego, bowiem autor łączy szarą rzeczywistość z magicznymi elementami, a także odrobiną humoru, a to wszystko przyprawione dużą ilością akcji. Taki prosty przepis, a bestseller murowany!

Pierwszy tom z cyklu "Kroniki Rodu Kane" przeczytałam na początku wakacji. Była to niesamowita lektura, która wzbudziła we mnie nić sympatii do mitologii egipskiej i sprawiła, że z mniejszym przerażeniem wspominam bajkę "Papirus", która prześladowała mnie przez całe dzieciństwo i przez nią miałam wielką traumę przez połowę mojego dotychczasowego życia.

"Ognisty Tron" to kontynuacja "Czerwonej Piramidy". Akcja dzieje się dwa miesiące po wydarzeniach z pierwszego tomu. Carter i Sadie kochają napięte terminy, a my już doskonale o tym wiemy. Tym razem światu grozi zagłada, gdyż wielki wąż (Apopis) zamierza uwolnić się ze swojego więzienia i połknąć słońce (boga Ra). Rodzeństwo ma pięć dni na odnalezienie trzech części Księgi Ra i obudzenie boga Słońca, który nie wiadomo gdzie się podziewa, zanim świat pogrąży się w chaosie. Prosta sprawa, prawda? Dodajmy tylko, że po piętach drepczą im magowie z Domu Życia i nieprzyjaźnie nastawione bóstwa. Bułka z masłem.

Sadie to dziewczyna z charakterem, nosi glany i ma kolorowe pasemka we włosach. Jest z pozoru zwyczajną nastolatką, chociaż tak naprawdę potrafi zajść za skórę. Uwielbia męczyć swojego brata, mimo, że jest od niego młodsza. Kocha się w Anubisie, bogu śmierci. Jednak teraz pojawia się nowy obiekt westchnień - przystojny mag, o dziwnym zainteresowaniu amuletami, imieniem Walt. Jej brat, Carter, jest "czarującym niezdarą". Mądry, ale mimo wszystko często się zapomina. Biedaczek, zakochał się w uszebti, a właściwa dziewczyna została ukryta przez Iskandara, poprzedniego przywódcę Domu Życia, który obecnie spoczywa w grobie. Jedyny problem Cartera polega na tym, że nie spocznie, póki jej nie odnajdzie. Tylko gdzie ona jest? Nikt się nie pofatygował, żeby mu o tym powiedzieć.

To właśnie rodzeństwo Kane. Różnią się od siebie, ale mimo wszystko coś ich łączy. Wyruszają w podróż, której celem jest znalezienie wszystkich trzech części Księgi Ra. Ich opiekunem zostanie karli bóg, uwielbiający szybką jazdę i czekoladę.

Właściwie to moją ulubioną mitologią zawsze będzie grecka, a ulubioną książką powiązaną z mitologią "Złodziej Pioruna", to jednak "Kroniki Rodu Kane" mocno wyryły ślady w mojej pamięci. To ta książka pokazała, że z rodzeństwem nie trzeba się nudzić. Postacie są tak realne, że miałam wrażenie, że mogę ich dotknąć, albo minęłam ich na ulicy poprzedniego dnia. To było niesamowite uczucie. Autor tak wspaniale wykreował wszystkich, którzy występowali w tej powieści, że nie sposób ich nie lubić, nawet jeśli są źli, tak jak Apopis. To oni sprawiali, że lektura była przyjemnością i z każdą kolejną stroną chciałam więcej.

Akcja nie straciła swojego tempa. Nadal przypomina jazdę kolejką rozpędzoną kolejką. Jedno nie zdąży się skończyć, drugie się już zaczyna. Ciągle coś się dzieje. Nie ma zastojów. Wydarzeń jest dużo, ale książka mimo wszystko jest logiczna i nie przeczy sama sobie, jak to czasem bywa.

Autor napisał książkę stosując narrację pierwszoosobową, raz z punktu widzenia Cartera, a raz Sadie. Każde z nich miało coś do powiedzenia, a autor świetnie wczuwał się w ich postacie. Ukazał ich odmienne charaktery i myśli, nie zlewając tej dwójki bohaterów w jedną całość. W dodatku tak opisywał wydarzenia i emocje, że czytając nie mogłam odróżnić odczuć bohatera od swoich. Oczywiście nie brakowało zabawnych komentarzy i wielkiego humoru autora, z którego słyną wszystkie jego książki.

Rick Riordan świetnie wiąże mitologię z naszym światem. Wplata egipskie mity tak, jakby rzeczywiście były jego częścią. To z jego książek wiem o mitologii więcej, niż bym się nauczyła w szkole. Łączy przyjemne z pożytecznym, a każdy, nawet osoba niechętnie czytająca, przyzna, że przygody rodzeństwa Kane się jej podobały.

Na moją listę zalet dodam także pewnego przystojnego boga, który urzekł mnie swoim urokiem osobistym. Tak, mowa tu o władcy papieru toaletowego alias Anubis. Mimo, że nie jest postacią pierwszoplanową, to jednak zakochałam się w tym gościu. Ma w sobie coś, co sprawia, że gdy tylko się pojawia na mojej twarzy gości uśmiech. Nic dziwnego, że Sadie na niego leci. Sama bym się chętnie z nim wybrała na randkę, nawet jeśli miejscem spotkania byłaby kawiarenka "Pod Nagrobkiem", gdzie serwują tylko kotlety z umarlaka i śmiercionośne napoje.

W tej części jednak pojawią się kolejne pytania, na które nie uzyskamy odpowiedzi. Niby z pozoru wszystko kończy się jak w normalnej książce, to jednak pozostają sprawy niewyjaśnione. I to jest to, co kocham w książkach tego autora. Sprawia, że czytelnik chce jeszcze i jeszcze, a przygody nigdy się nie znudzą.

Ten tom jest jeszcze bardziej wybuchowy, magiczny i wciągający niż poprzedni. Z nim nie będziecie się nudzić! Niesamowita, pełna emocji, dostarczy niezapomnianych przeżyć. Sprawi, że mitologia nie będzie już taka straszna i miło spędzicie czas!





PS. Kocham Anubisa <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nerezza
Ciekawski umysł



Dołączył: 19 Lip 2011
Posty: 1341
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy

PostWysłany: Pon 20:40, 07 Lis 2011    Temat postu:

O ile 1 część była dobra, to ta jest genialna! Anubis! <3 Wszystko sprawiało, że ta książka była lepsza od poprzednej. Akcja, nowi bohaterowie i Ra! xD Świetna! Teraz tylko czekać na kolejną.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
booki
Angel of books



Dołączył: 03 Wrz 2010
Posty: 1920
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z wyobraźni...

PostWysłany: Pią 21:15, 11 Lis 2011    Temat postu:

Ksiązka boska... nie... przeboska ! No kocham ją po prostu Very Happy Byłam w niej zaczytana, tak, że nie wiedziałam co się dookoła dzieje, dla przykładu: mogłaby obok mojego bloku bomba spaść a ja nic bym nie zauważyła. Strasznie przeżywałam wszystko co się w niej działo no i nie mogłam się od niej oderwać ! Very Happy Była bardzo ciekawa i juz nie mogę się doczekać kolejnej częsci Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sevenhavean
Zaglądacz



Dołączył: 19 Kwi 2012
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Duat

PostWysłany: Czw 17:04, 19 Kwi 2012    Temat postu:

Wiem, że premiera była dawno, ale jeszcze jej nie przeczytałam. Na razie mam za sobą pierwszą część. Była niesamowita, zakochałam się w Anubisie. <3
Niebawem zamierzam kupić Ognisty Tron, wie ktoś kiedy trzecia część? : )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusia.dorota
Książniczka



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kraina bez czasu

PostWysłany: Sob 12:25, 24 Lis 2012    Temat postu:

Niedawno ją kupiłam, muszę skończyć książki z biblioteki i odświeżyć sobie poprzednią część, potem zabieram się z nią, już się nie mogę doczekać. Wink
__________________________________
Skończyłam, chciałabym napisać kilka słów na jej temat:

"Ognisty tron" druga część książki Ricka Riodana, pisarza znanego z serii o Percym Jacksonie. Właśnie od tej wspomnianej zaczęłam moją podróż z tym autorem, a trwa ona do dzisiaj, po przeczytaniu Percy'ego musiałam przeczytać "Czerwoną Piramidę", która mnie zauroczyła. Uwielbiam mitologię, więc książka była dla mnie idealna. Mitologie egipską dopiero poznaję, według mnie jest ona jeszcze bardziej zawiła niż grecka. Chętnie bym się w nią zagłębiła, ale moja „ukochana szkoła i prace domowe” mi na to nie pozwalają...

W poprzedniej części rodzeństwo Carter i Sadie poznają historię swojej rodziny, dowiadują się, ze są magami, ich życie odwraca się do góry nogami. Jednak wszystko kończy się dobrze, ratują świat. Czy to nie piękne zakończenie? No właśnie, niestety to nie wszystko. Uwolniony zostaję wąż Apopis, największy wróg Maat. Rodzina Kane musi odnaleźć boga Słońca-Ra i pokonać Apopisa, a to wszystko w pięć dni. "Innymi słowy - zwykły dzień rodziny Kane'ów"(po prostu uwielbiam ten cytat Razz)

„Było to niemal tak samo prawdopodobne, jak to, że Ra i Apopis zostaną przyjaciółmi na Facebooku, ale nie odezwałem się”

Ognisty tron to kolejna porywająca książka, do końca trzyma w napięciu, uwielbiam ją za humor, pomysł i kreatywność. Główni bohaterowie są świetni. Sadie jest urocza, nie denerwują mnie jej problemy miłosne, strasznie lubię, jak rozmawia z Anubisem, ale było ich strasznie mało, dlaczego? To okropne... Walt też jest uroczy, ale jednak... Ja już nie wiem, którego wybierze Sadie. Ale ta dziewczyna ma problemy, dwóch przystojnych facetów się za nią ugania Razz
Carter był trochę dziwny w tej części, jego zachowanie trochę mnie nie przekonywało... Trochę mnie zniechęcił do siebie. Lecz było mi go również żal, stracił dziewczynę, a do tego okazało się, że gdy ją odnalazła, ona o nim nie pamięta, to bardzo przygnębiające.
Pojawiają się też nowi bohaterowie. Jednym z nich jest Bes, bóg karłów. Bardzo go polubiłam, choć na początku mnie odstraszał. To co zrobił na końcu podróży było wspaniałe, uważam, że jest Wielkim człowiek. Chciałabym, by było z nim wszystko dobrze. Jest dla mnie wzorem odwagi i poświęcenia.

Teraz przejdę do głównego wątku, czyli poszukiwania boga Ra, on dopiero był interesujący. Podróż, by go znaleźć byłą bardzo niebezpieczna, nie wiedziałam, czy im się uda, trudno było to stwierdzić. Rodzeństwo musiało wykazać się odwagą, sprytem i walką w ciężkich warunkach. Jak myślicie, czy im się udało?

Ogólnie rzecz ujmując książkę serdecznie polecam, przeczytałam ją z wielką chęcią, nie żałuję jej zakupu. Już teraz, wiem, że dzięki temu humorowi i zabawnym tekstom, wrócę do niej nie raz. Smile W kolejnej części, liczę na więcej Anubisa, zabrakło mi tu go.
Ocena 9/10


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusia.dorota dnia Sob 23:05, 19 Sty 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ven_detta
Wyjadacz kartek



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 4737
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 15:35, 17 Lut 2013    Temat postu:

Bardzo fajna część Smile Możliwe, że nawet lepsza od "Czerwonej Piramidy", chociaż już nie wszystko pamiętam. Jak zwykle duża dawka przygód, mitologii i humoru, czyli wszystko, czego można spodziewać się po Ricku Riordanie i sprawia, że błyskawicznie się czyta.

Trochę zmartwiło mnie pojawienie się jednej nowej postaci, a mianowicie Walta Razz Był spoko i w ogóle jego wątek był ciekawy, ale Smile
Cytat:
z całego serca kibicuje Sadie i Anubisowi, a już widzę do czego prowadzi obecność Walta - pewnie Anubis pójdzie w odstawkę ;/

Mam nadzieję, że niedługo uda mi się dorwać 3 tom Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nerezza
Ciekawski umysł



Dołączył: 19 Lip 2011
Posty: 1341
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy

PostWysłany: Nie 18:43, 17 Lut 2013    Temat postu:

ven_detta napisał:

Trochę zmartwiło mnie pojawienie się jednej nowej postaci, a mianowicie Walta Razz Był spoko i w ogóle jego wątek był ciekawy, ale Smile
Cytat:
z całego serca kibicuje Sadie i Anubisowi, a już widzę do czego prowadzi obecność Walta - pewnie Anubis pójdzie w odstawkę ;/

Mam nadzieję, że niedługo uda mi się dorwać 3 tom Very Happy


Wszystko się rozwiąże z tą sprawą w ostatnim tomie. Wink Mogę się założyć, że nie zgadniesz jak. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Fantasy, thrillery, przygodowe / Kroniki rodu Kane Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island