Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
"Iluzja" - wrona

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Kosz / Konkurs z selkar.pl / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sujeczka
Adminka



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:26, 23 Sie 2010    Temat postu: "Iluzja" - wrona

"Iluzja" - wrona
Wysiadłam z autobusu. W dłoni trzymałam sporą torbę podróżną, na ramieniu drugiej wisiała moja ulubiona, beżowa torba. Rzuciłam pod nosem „do widzenia” i ruszyłam w stronę przystanku. Postanowiłam, że przysiądę na chwilę, żeby odsapnąć i zastanowić się chwilę.
Okej, dotarłam. Można by zadzwonić do mamy, że już jestem, cała i zdrowa, pomyślałam, ale nie chciało mi się szukać po kieszeniach komórki. Dałam sobie spokój z tym pomysłem, niedługo pewnie sama się odezwie.
Czas się ruszyć i iść do babci, bo będzie się martwić. Autobus dojechał na czas, nie ma co zwlekać, potem będą pytania, oskarżenia… „Gdzie się podziewałaś tyle czasu, ciebie o coś prosić, nie pomyślisz jak zwykle, że my się tu martwimy, jesteś rozpuszczoną egoistką, gówniarą, która ma zbyt wygórowane mniemanie o sobie, idź stąd, nie możemy na ciebie patrzeć”. Podniosłam się z brudnej ławki, pomalowanej na niebiesko. Niestety przez lata lakier się zdrapał i wyglądał naprawdę niechlujnie. Dodatkowo ktoś pomazał drewno czarnym markerem, pełno tam było napisów o niezbyt mądrej treści. Westchnęłam zrezygnowana i ruszyłam chodnikiem w stronę domu babci. Szłam wzdłuż miłych, ładnych domków, z zadbanymi ogrodami. Było dość cicho. Czasem przejechał jakiś samochód albo tir, śpiewał też jeden samotny ptak.
Skręciłam w niewielką, jednokierunkową uliczkę, na której nawet nie wylano asfaltu. Piaszczysta, pełna dziur. Pomyślałam, że ojciec nie cierpi takich dróg, irytują go. Ale ojca tu nie ma, przypomniałam sobie i poczułam, że ciąży mi ta torba. A mogłam teraz siedzieć w domu i rozmawiać z Klaudią, ale nie, niby z jakiej racji, lepiej wysłać mnie na jakąś wiochę, do ledwie znanej babci, żebym się porządnie wynudziła i zapomniała o tym złym towarzystwie, które stanowią moje najbliższe przyjaciółki!
Nie, właściwie to nie tak. Matka raczej nie chciała odgrodzić mnie od znajomych czy coś w tym rodzaju. Ba, ona w ogóle nie raczyła mi wyjaśnić, dlaczego mam, w wieku piętnastu lat, spędzać dwa miesiące wakacji z dala od domu i znajomych. Nie wierzyłam w argument „żebyś się nie nudziła”. Bzdura i tyle, ale co miałam poradzić, kiedy rodzice nie chcieli słyszeć o sprzeciwie. Zapakowałam kilka grubych książek, trochę słodyczy (nie wiadomo było, czym miała karmić mnie babcia!), ładowarkę do telefonu, laptopa – i wsiadłam do autobusu. Ostatecznie, jaki miałam wybór?
Stanęłam przed furtką i nacisnęłam dzwonek. Po chwili usłyszałam, że otwierają się drzwi wejściowe i wychyliła się z nich babcia. Pierwsza myśl? Była taka, jaka powinna być babcia i tyle. Całkiem siwa, uśmiechnięta, wesoła. Podeszła do mnie drobnym krokiem, a ja weszłam przez furtkę i popatrzyłam na nią trochę dziwnie. W końcu dawno jej nie widziałam, jakieś trzy lata. Zauważyłam, że ją przerosłam i właśnie wtedy ona po prostu mnie uściskała.
- Natalko, kochanie! Ale pogoda! Jesteś zgrzana, pewnie ciężka ta torba? Wchodź, wchodź! – Puściła mnie, a ja ruszyłam na przód trochę skołowana. – Proszę, proszę, zapraszam, zaraz ci pokażę twój pokój i łazienkę, możesz się odświeżyć i zaraz dam ci coś do jedzenia, dobrze?
Prowadziła mnie drewnianymi schodami na piętro. Stanęłyśmy w korytarzu i zobaczyłam pięć par drzwi. Babcia otworzyła jedne z nich, drugie z kolei.
- To twój pokój, proszę bardzo. Podoba ci się?
Stanęłam w progu i uśmiechnęłam się. Może nie będzie tak źle? Całkiem miłe pomieszczenie, jasne ściany, drewniana podłoga i meble: szafa, biurko, łóżko przykryte zieloną narzutą… Postawiłam koło niego torbę, a tę na ramię położyłam na łóżku i usiadłam.
- No, jest fajnie, dzięki. Gdzie jest łazienka?
- Tuż obok, dam ci zaraz ręcznik.
Babcia zakrzątnęła się, mówiła coś jeszcze, ale ja jej nie słuchałam. Patrzyłam w okno. Widziałam las i jezioro. Otworzyłam śmiało okno i odetchnęłam pełną piersią. Roześmiałam się, najpierw nieśmiało, potem radośnie i entuzjastycznie.

Siedziałam przy stole i popijałam herbatę w szklankach. Nalała mi ją babcia, co przyjęłam z wewnętrzną reprymendą. Osobiście preferowałam picie herbaty w kubkach, ewentualnie filiżankach. Nie lubiłam, kiedy ktoś podawał ją w szklankach, ale co miałam robić? Za cenę miłych wakacji mogłam się poświęcić.
Ostatnie trzy dni spędziłam na totalnym odpoczywaniu. Szczerze mówiąc, głównie spałam. Stwierdziłam, że po ciężkim roku szkolnym należało mi się trochę odpoczynku i budziłam się w okolicach trzynastej. Potem trochę się ogarniałam i schodziłam na dół akurat na obiad (bo to na dole mieściła się kuchnia i jadalnia). Moje obawy nie sprawdziły się: babcia gotowała naprawdę dobrze, chociaż nie przepadała za słodyczami, wolała piec własne słodkości, których nawet miałam okazje spróbować – jej szarlotka była naprawdę smaczna. Po sowitym posiłku zazwyczaj rozmawiałam krótko z babcią, a nawet trochę jej pomagałam. Już pierwszego dnia widząc, jak wiele pracy wykonuje, zaproponowałam, że do moich obowiązków będzie należało mycie naczyń po naszych wspólnych posiłkach, poza tym starałam się trochę odciążać ją z innych spraw, na przykład rozwieszania mokrego prania. Około szesnastej kładłam się znowu na drzemkę i wstawałam jeszcze około dziewiętnastej. Szłam wtedy na mniej więcej półgodzinny spacer, jadłam zazwyczaj coś lekkiego na kolację, myłam się i znowu spałam, aż do następnego „ranka”.
Tak spędziłam wtorek, środę i czwartek, a w piątek promienie słońca zbudziły mnie o szóstej rano. A może to nie było słońce? Byłam naprawdę wyspana i możliwe, że mój organizm zwyczajnie nie potrzebował już tego snu. Przemknęło mi przez myśl, żeby odwrócić się na drugi bok i jednak spróbować zasnąć, ale stwierdziłam, że dość tego lenistwa. Babcia zaczynała przyglądać mi się z troską i obawiałam się, że, chociaż wcześniej była bardzo dyskretna w rozmowach z mamą, zacznie jej jednak opowiadać o moim planie dnia, więc czym prędzej wstałam z łóżka i na palcach zeszłam na dół.
Nie spodziewałam się, szczerze mówiąc, że o tej porze babcia będzie już na nogach, ale kiedy stanęłam w drzwiach kuchni, poczochrana, na boso i w gustownej niebieskiej piżamie w owieczki, zobaczyłam babcię stojącą nad garnkami.
Popatrzyła na mnie i przemknęło mi przez myśl, że się rozłości, co prawdopodobnie zrobiłaby matka widząc mnie w takim stanie, nawet w wakacje. Ona jednak roześmiała się delikatnym śmiechem i podeszła do mnie ze ślicznym uśmiechem. Pogładziła moje skołtunione, brązowe włosy i zrobiła jajecznicy. Była naprawdę cudowna. Nie robiła mi uwag o tym, że wstałam sześć godzin wcześniej niż w poprzednich dniach, nie komentowała, jak to urosłam i nie pytała, co u rodziców. Kiedy wtedy, w poniedziałek, zeszłam do niej do kuchni, powiedziała tylko, że jestem śliczna i dała coś do jedzenia. Usiadła naprzeciwko mnie i patrzyła tylko, jakby nie mogła nacieszyć się widokiem dawno niewidzianej wnuczki.
Niewyobrażalnie różniła się zarówno od swojej córki, jak i od zięcia, o których ja sama ostatnio dużo myślałam. Chciałam zapomnieć o naszym warszawskim mieszkaniu i wiecznie niezadowolonych ze mnie rodzicach, ale to było zbyt trudne. Wciąż przypominali mi się przy różnych, pozornie nie związanych z nimi, sprawach, ale zazwyczaj starałam się odganiać te myśli, choć nie zawsze mi się to udawało.
- Babciu, przepraszam za tamte ostatnie dni, nie pomagałam ci zbytnio, martwiłaś się pewnie – tak, byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś się o mnie martwi, rodzice ciągle starali się wzbudzać we mnie poczucie winy z tego powodu. To był jeden z ich ulubionych tekstów: „martwiliśmy się o ciebie”, tak zaczynała się niejedna awantura. Odchrząknęłam. – Potrzebowałam trochę odpoczynku.
- Ależ kochanie, nie przejmuj się. Nie gniewam się na ciebie. Jakie masz plany na dziś? – Spytała znad kuchenki i spojrzała na nią przelotnie. Obróciłam szklankę w palcach, zastanawiając się.
- Może przejdę się trochę po miasteczku, chciałabym rozejrzeć się po okolicy. Mogę?
- Ależ oczywiście! To dobry pomysł. Przyjdziesz na obiad?
Przeszło mi przez myśl, że matka na takie pytanie zareagowałaby pewnie mnóstwem nakazów i zakazów. „Weź ze sobą telefon, naładowałaś go mam nadzieję? Masz wrócić na tę godzinę, nie będziemy na ciebie czekać z obiadem, nie chodź za daleko, uważaj na siebie, chyba nie chcesz dostarczyć nam kolejnych kłopotów, mało mamy z ojcem na głowie?”, wyobraziłam sobie jej reakcję. Jakże bardzo różniła się do odpowiedzi babci!
- Raczej tak, a jeśli bym się spóźniła, nie czekaj na mnie – zrobię sobie potem jakąś kanapkę albo odgrzeję coś z obiadu. Wezmę komórkę, więc możesz jakby co zadzwonić. To ja idę się przebrać, dzięki za herbatę –stanęłam przy zlewie i umyłam szklankę, po czym odstawiłam z hałasem. Pobiegłam na górę.
Wyjrzałam przez okno. Słońce mocno świeciło, więc zdecydowałam się na krótkie, dżinsowe spodenki i białą koszulkę na ramiączka. Z żalem związałam włosy w koński ogon – jakże chętnie nosiłam je rozpuszczone, ale było naprawdę gorąco. Pożegnałam się z babcią i wsiadłam na jej rower, który pozwalała mi pożyczać, za co byłam jej ogromnie wdzięczna.
Podmuch świeżego powietrza otrzeźwił mnie i rozweselił. Usłyszałam sygnał nadejścia smsa, więc wyciągnęłam z kieszeni spodenek moją komórkę. Klaudia.
Co u Ciebie, czemu się do mnie nie odzywasz? Nudno bez Ciebie, tęsknię! Pewnie jeszcze śpisz, nie wiem, jak udało mi się wstać. Jadę na ten obóz i nie widzę tu zbyt ciekawych ludzi. Jest jeden ładny chłopak… Zadzwonię niedługo! Mam nadzieję, że Cię nie obudziłam. K.
„Pewnie jeszcze śpisz…”? Słucham? Spojrzałam na godzinę. 07.23, no, no, no! Uśmiechnęłam się i odpisałam szybko.
Nie, nie śpię, siedzę na rowerze. Uświadomiłaś mi, że jest bardzo wcześnie, dziwne. Fakt, ulice są puste, ale tu zazwyczaj chyba tak jest. Wiocha jak wiocha, ale babcia jest miła i ją lubię. Ładna okolica, pewnie spodobałby Ci się las, który jest za jej domem. Może kiedyś przyjedziemy tu razem? To chyba nie był taki zły pomysł z tym wyjazdem, chociaż chętnie wróciłabym na przykład za tydzień, a nie za dwa miesiące. Tęsknię strasznie. Trzymaj się. N.Schowałam telefon i ruszyłam. Myślałam o Klaudii i reszcie moich znajomych. Naprawdę za nimi tęskniłam, chociaż minęło dopiero kilka dni. Myślałam o tym, że nie będziemy się widzieć przez kolejne kilka tygodni, ale w pewnym sensie byłam też z tego zadowolona. Odpocznę od świata, który otaczał mnie w roku szkolnym, od pretensji, kłótni i problemów.
Jeździłam między domkami, aż dotarłam na rynek. Usiadłam na ławce, a rower postawiłam obok. Postanowiłam, że kupię sobie loda – ot tak, dla własnej przyjemności. Zaczęło mi się podobać to ranne wstawanie. Poszukałam wzrokiem lodziarni, ale miała być otworzona dopiero za kwadrans, o ósmej. Oparłam głowę i zamknęłam oczy. Nagle usłyszałam, że ktoś usiadł koło mnie. Dziwne, bo na ulicach było jeszcze dość pusto. Otworzyłam oczy i spojrzałam.
Siedziała na drugim końcu ławki. Wpatrywała się we mnie. Pomyślałam, że jest ładna. Rude włosy miała związane w mały koczek. Miała na oko trzydzieści lat. Jej śliczne, niebieskie oczy świdrowały mnie z uporem. Zawstydziłam się, jakbym zrobiła coś niewłaściwego.
- Dzień dobry – powiedziałam z trudem. A co mi tam, ostatecznie widzę ją prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz w życiu, więc mogę się przed nią wygłupić. Spostrzegłam, że lodziarnia jest właśnie otwierana, ale nie śpieszyłam się. Moja wymarzona, potrójna porcja lodów z polewą karmelową mogła trochę poczekać.
- Cześć – przechyliła lekko głowę i poczułam się naprawdę dziwnie. Może zabrzmi to głupio i tandetnie, ale pomyślałam, że ją znam. Naprawdę! Jakbym znała rysy jej twarzy, ale nie mogła skojarzyć, do kogo należą. Kobieta uśmiechnęła się w końcu. – Co tu robisz o tej porze?
- Wybieram się na lody, idzie pani ze mną? Jestem na… wycieczce rowerowej – zaśmiałam się nieśmiało. Przeszukiwałam pamięć, usiłując przypomnieć sobie, czy naprawdę znam tę kobietę, ale nie udawało mi się to. Westchnęłam. Może po prostu się przedstawić? – Nazywam się Natalia. Jestem tu u babci na wakacjach. Pani tu mieszka?
- Możemy iść na lody, owszem – podniosła się i wyciągnęła w moim kierunku ładną, wypielęgnowaną dłoń. – Jestem Marta. Proszę, mów mi po imieniu!
- Okej… Więc, mieszkasz tu?
- Nie. Przyjechałam, żeby odwiedzić moją starą, dobrą znajomą. Widzisz, mieszkałam tu kilka lat temu, ale potem wyjechałam na studia do Warszawy…
- Warszawa! Moje kochane miasto. Mieszkam tam na co dzień z rodzicami.
Uśmiechnęła się.
- Tak, ja też lubię Warszawę, ale niedawno skończyłam się tam uczyć i postanowiłam, że odwiedzę rodzinne miasto. Widzisz, do tej lodziarni chodziłam, kiedy miałam, na oko, tyle lat co ty – z chłopakami, z koleżankami… Stare czasy.
Weszłyśmy razem i kupiłyśmy lody, a do mnie docierało uczucie, że Marta jest dla mnie kimś ważnym i bliskim, chodź poznałam ją dziesięć minut temu. Cóż, życie.

- No, Natalia, ja muszę się zbierać… Gdzie mieszka twoja babcia? – Spytała.
- Tutaj niedaleko, piętnaście minut drogi… Nazywa się Teresa Kronkiewicz – powiedziałam, ustawiając prosto rower. Przełożyłam nogę nad ramą. – A twoja znajoma?
- Ach, no popatrz – roześmiała się, ale jej wzrok był dziwny, trochę smutny – ja właśnie zmierzam do Teresy, ale nie uprzedziłam jej o swojej wizycie! Myślisz, że się ucieszy? – Jej głos był trochę sztuczny, a entuzjazm i radość jakby wysilone. Przyglądała mi się, a jej niebieskie oczy świdrowały mnie z jeszcze większym uporem niż wcześniej.
- No jasne, babcia zazwyczaj się cieszy – mruknęłam. – No to chodźmy – zeszłam z roweru i szłam, prowadząc go. Prowadziłyśmy jakąś nieistotną rozmowę o błahostkach, bez poprzedniego zaangażowania. Niedługo potem stanęłyśmy przed domem babci.
- Och, Martusiu, co ty tu robisz?! – Wykrzyknęła, ale na jej twarzy nie pojawił się uśmiech. Wydawała się zmartwiona i zatroskana, a także trochę nieprzyjemnie zaskoczona. Dziwne – babcia zazwyczaj wszystkich witała uśmiechem i zaproszeniem na herbatę. Otworzyłam furtkę.
- Babciu, spotkałam Martę na rynku i dowiedziałam się, że chciałaby cię odwiedzić, więc przyszłyśmy tutaj razem… - Zaczęłam tłumaczyć, ale babcia przerwała mi.
- Świetnie, Natalko, idź, proszę, do swojego pokoju, wywietrz w nim troszeczkę, bo straszny tam zaduch – babcia nie patrzyła na mnie. Otworzyłam szerzej oczy. Okej, znałam ją tak naprawdę kilka dni, ale w jej przypadku myślałam, że to dość, by poznać jej charakter i miłe usposobienie. Stanęłam w drzwiach, a babcia podeszła do Marty. – Kochanie, co ty tu robisz? – Złapała jej twarz w dłonie.
- Przepraszam, musiałam tu przyjść… Nie wiedziałam… Nie zrobiłam tego celowo! – Marcie załamał się cichy głos. – Chciałam po prostu cię odwiedzić!
- Kiedy się dowiedziałaś, mogłaś przełożyć wizytę – powiedziała babcia twardo.
- Spróbuj mnie zrozumieć! Nie wiesz, jak to jest… Proszę, ten jeden dzień! – Krzyknęła, ale jej głos dalej być cichy. – Nie masz pojęcia…
- Dobrze, wejdź, porozmawiamy – westchnęła babcia.
Usłyszałam ich kroki na podwórzu i poruszyłam się. Podczas ich rozmowy stałam za drzwiami, ale i tak niewiele z niej zrozumiałam. Pobiegłam na górę, starając się nie robić hałasu. Miałam mętlik w głowie.

Tak mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Rozpoczął się lipiec. Przyzwyczaiłam się, chociaż wciąż tęskniłam za domem. Coraz częściej myślałam o rodzicach i rozmawiałam o tym z Martą. No właśnie… Marta wciąż się ze mną spotykała, chodziłyśmy na długie spacery. Lubiłam ją, bo chętnie mnie słuchała. Chłonęła wszystkie wiadomości o moim życiu jak gąbka. Wypytywała mnie o wszystko, ale nie w taki nachalny sposób. Widziałam, że chce wiedzieć z troski o mnie. Dlaczego się troszczyła, nie miałam pojęcia.
Co więcej, nie pojawiała się już u babci. Wyczuwałam, że ona nie chce jej z jakiś powodów widzieć, więc nie mówiłam jej o naszych spotkaniach. Wychodziłam jak zwykle, a babcia chyba nawet nie podejrzewała, że tak dużo czasu spędzałam z Martą, chociaż nie tylko. Poznałam w końcu ludzi w moim wieku, grupkę nastolatków, którzy dawali mi namiastkę mojej warszawskiej paczki. Cieszyłam się z tego. Poznałam kilka miłych dziewczyn, którym mogłam się zwierzyć, a także chłopców, którzy byli naprawdę fantastycznymi kumplami. Jeden z nich nawet mi się spodobał, ale byłam wobec niego trochę nieśmiała, więc nic z tego za bardzo nie wyszło.
Któregoś dnia, jakieś trzy tygodnie po przybyciu wstałam naprawdę wcześnie, około piątej. Babcia jeszcze spała. Była ładna pogoda, więc ubrałam się szybko i na palcach wyszłam z domu na spacer. Lubiłam tamtejszy las, jego zapach i odgłosy. Przechadzałam się po nim często i myślałam o moim życiu, o tych wakacjach, o babci, rodzicach, warszawskich i tutejszych znajomych.
Pamiętam, że to był poniedziałek. Miałam dobry humor. Umówiłam się ze znajomymi, potem, wieczorem, miałam spotkać się z Martą, a babcia planowała jeszcze w między czasie pieczenie sernika, w czym obiecałam jej pomóc. Uśmiechałam się do świata. Pospacerowałam jakąś godzinę i ruszyłam w drogę powrotną. Szybko odnalazłam ścieżkę prowadzącą do domu, ale pomyślałam, że jeszcze nie chce mi się wracać. Babcia zazwyczaj szykowała śniadanie na jakąś ósmą. Postanowiłam, że pójdę do piekarni i kupię świeże pieczywo. Tak też zrobiłam. Czułam się taka lekka i wierzyłam, że wszystko się mi w końcu ułoży.
Trochę mi się zeszło i dochodziła już dziewiąta. Mam nadzieję, że babcia nie martwiła się o mnie, jeśli zobaczyła, że mnie nie ma. Otworzyłam cicho drzwi i weszłam.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – Ups! Więc jednak zobaczyła… Ale nie, przecież babcia nie złościłaby się na mnie o spacer, zreflektowałam się. Nie widziałam jej i rozejrzałam się dokładnie. Głos dobiegał z jadalni.
- Nie rozumiesz, że tak nie można? – Usłyszałam głos Marty. Skąd ona się tu wzięła?! – Czy chciałabyś, żeby ciebie w ten sposób okłamywano?
- A ty okłamywałaś mnie. Mówiłam ci, że masz się z nią nie spotykać! Czy nie dociera do ciebie, że – głos się jej załamał. – Proszę cię, zostaw ją w spokoju! Ona ma swoje życie i swoich rodziców! Nie możesz się w to wtrącać, to zbyt samolubne…
- Nie wiesz, jak ja się z tym czuje. Poza tym, ona chciałaby wiedzieć, jestem o tym przekonana. Jeśli nie powiemy jej razem, ja sama ją poinformuję, a wtedy nie wiem, czy ci wybaczy. Naprawdę, pomyśl o niej…
- Myślę właśnie o niej! Ona nie może płacić za twoje błędy z młodości!
Zamarłam. Przesunęłam się w cień wieszaka i nasłuchiwałam uważnie, żeby nie uronić ani jednego słowa.
- Jak długo zamierzacie ją okłamywać? Ja ją kocham, nie rozumiesz? Ma prawo wiedzieć, kim są jej rodzice! Natalia to moja córka i te kłamstwa tego nie zmienią!
Nagle tak wiele stało się jasne. Jej niebieskie oczy. Jej znajome rysy twarzy, które przecież widywałam w lustrze. Jej zainteresowanie mną, znajomość babci i ich kłótnie. Niespodziewanie poczułam, że nie mogę złapać oddechu i upadłam na podłogę. Straciłam przytomność.

Obudziłam się we własnym łóżku w białej pościeli. Słońce znikło, deszcz walił w moje dachowe okno. Cały świat płakał i pogrążał się w rozpaczy.
Czułam się tak, jakbym rozpadła się na milion kawałków i nie mogła się poskładać. Żeby spróbować to zrobić, najpierw musiałam zrozumieć.
- Babciu – jęknęłam i spróbowałam wstać. Świat zawirował mi przed oczami.
- Leż, dziecko, leż – w drzwiach pojawiła się babcia i przykryła mnie kołdrą. Była zmartwiona. Widziałam to wyraźnie w jej mądrych, niebieskich oczach. Teraz widziałam też, że była stara. Zmarszczki nadawały jej ponury wygląd. Spróbowała się uśmiechnąć, ale zamiast tego na jej twarzy pojawił się grymas. Odwróciła się do mnie plecami i zaczęła przestawiać figurki na komodzie. Ustawiłam je dwa tygodnie wcześniej. Były to drewniane aniołki. Pierwszy z nich uśmiechał się dobrotliwie, pocieszająco, jakby chciał powiedzieć „nie martw się”. Drugi był smutny i ułożył usta w taki sposób, jakby śpiewał, żeby zapomnieć o czymś przykrym. Trzeci miał ręce złożone do modlitwy i zamknięte oczy. Po jego drewnianej twarzy pomalowanej na kremowy kolor spływała pojedyncza łza. Uświadomiłam sobie, że ja też płaczę.
- Co się stało? – Spytałam.
- Przewróciłaś się i uderzyłaś w głowę, kochanie, ale to nic poważnego…
Nic poważnego? Dziwne. Mi się to wydawało bardzo poważne.
- Wiesz chyba, że nie o tym mówię? – Spytałam twardo. Musiałam znaleźć w sobie siłę, żeby dowiedzieć się prawdy. Teraz było to wprawdzie kwestią czasu, ale od tego miało zależeć całe moje życie. Chciałam wiedzieć już, teraz.
W końcu babcia odwróciła się do mnie i popatrzyła w moje oczy.
- Rodzice przyjadą i wszystko ci wyjaśnią.
- Rodzice… A kim oni są? – Spytałam płaczliwie. Babcia podeszła do mnie i po prostu mnie przytuliła.
- W dużej mierze to moja wina. Wybacz mi. Nie umiem ci tego wyjaśnić, ale chcę, żebyś wiedziała, że chciałam twojego dobra. Kocham cię i dla mnie do mojej śmierci już będziesz moją wnuczką – pocałowała mnie w czoło i wyszła.
Nie, to nie ma sensu, pomyślałam. Jeśli chciałam się czegoś dowiedzieć, musiałam iść do Marty. Ona musiała mi wyjaśnić i sprawić, żeby znów wyszło słońce. Musiała umożliwić mi dalsze życie.

Wyszłam niepostrzeżenie, nie mówiąc nic babci. Zostawiłam jej kartkę w moim pokoju: Babciu, poszłam dowiedzieć się prawdy. Przepraszam, ale myślę, że mam do tego prawo. Natalia. Jechała teraz na rowerze do rodzinnego domu Marty, w którym się ostatnio zatrzymała. Zapukałam energicznie do drzwi. Otworzyła jej mama.
- Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z Martą?
- Jasne, proszę.
Poszła do jej pokoju, żeby ją zawołać, a ja patrzyłam na nią. Była ładna i, chociaż już nie młoda, to wyglądała na jakieś czterdzieści czy pięćdziesiąt. Nie miała siwych włosów, tylko czarne, może farbowane. Zobaczyłam u niej te same niebieskie tęczówki co u Marty, tak bardzo podobne do moich własnych.
Marta wyszła do przedpokoju i zobaczyła mnie. Była smutna i oszołomiona.
- Natalia.
- Tak, to ja – odchrząknęłam. – Chyba musimy porozmawiać. Należą mi się… pewne wyjaśnienia.
- Teresa cię puściła?
- Nie powiedziałam jej, że wychodzę. Zostawiłam kartkę.
- A więc chodźmy. Mamo, ja…
- Dobrze – jej mama patrzyła na mnie dziwnie – idźcie.

Zostawiłam rower koło domu Marty. Poszłyśmy na rynek. Usiadłyśmy na ławce, na której się spotkałyśmy po tylu latach. Siedziałyśmy chwilę w milczeniu i chyba żadna z nas nie wiedziała, jak zacząć. W końcu Marta się odezwała.
- Natalia… Nie jesteś dzieckiem – prychnęłam. – Przepraszam… Powinnam ci powiedzieć, że… - Wzięła głęboki wdech. – Powinnam ci dawno powiedzieć, że jestem twoją matką, wtedy, kiedy się tego domyśliłam - albo zostawić cię w spokoju. Popełniłam błąd. Nie potrafiłam o tobie zapomnieć. Nie umiałam cię zostawić. Tyle lat żyłam bez ciebie, każdego dnia patrząc na twoje zdjęcie, na którym miałaś tylko dwa dni. Tak, przez piętnaście lat nie było dnia, żebym nie zastanawiała się, gdzie jesteś i co robisz.
Byłam w twoim wieku, kiedy zaszłam w ciążę. Byłam nieodpowiedzialną piętnastolatką, która zakochała się w starszym chłopaku. Byliśmy ze sobą rok i poszliśmy do łóżka. To było głupie, ale zdarzyło się tylko raz. Niedługo potem się rozstaliśmy, znudziłam się mu, on mi zresztą trochę też. Dostrzegłam w nim w końcu pajaca, którym był, smarkacza, który uważał się za niewiadomo kogo. Ale tego, co się stało, nie mogliśmy cofnąć. Prawdopodobnie, jak wielu innych, żylibyśmy dalej nie wspominając siebie zbyt często, wiążąc z innymi ludźmi i mówiąc sobie „co u ciebie słychać” fatalnie słodkim głosem na ulicy. Ale ja zaszłam w ciążę. Nie mogłam w to uwierzyć. Zwierzyłam się z tego mojej przyjaciółce, a ona mnie uściskała. Spytała, czy usunę ciążę, ale ja wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Kochałam to dziecko, które było pod moim sercem. Kochałam ciebie i nie mogłam cię skrzywdzić, nie chciałam. Ale i tak cię skrzywdziłam…
Nie mogłam cię wychowywać, mieszkałam sama z matką i miałyśmy niewiele pieniędzy. Chciałam powiedzieć o tobie Pawłowi, ale pomyślałam, że będzie mnie namawiał do aborcji, że nie będzie chciał ciebie przyjąć… Płakałam nocami i wtedy moją matkę odwiedziła Teresa. Dowiedziała się o moim dramacie, była zaufaną przyjaciółką matki. Po tygodniu przyszła do mnie i powiedziała, że jej córka i zięć nie mogą mieć dzieci i bardzo chcieliby ciebie zaadoptować tuż po narodzinach…
Zgodziłam się, bo co miałam robić? Wydawało mi się, że to jedyne słuszne wyjście, że nie ma innego, że tak będzie dla ciebie najlepiej. Ale ja czułam, jakby wyrywali mi serce. Kładłam rękę na brzuchu i czułam twoje ruchy. Przestałam chodzić do szkoły, utrzymywać kontakt ze znajomymi. Z dawnych przyjaciół szkolnych pozostała mi tylko tamta jedna przyjaciółka. Podejrzewali, że jestem w ciąży, ale nie było to dla mnie istotne. Zastanawiałam się, co myśli o tym Paweł, czy przeszło mu chociaż przez myśl, że to jego dziecko? Do dziś tego nie wiem. Urodziłam cię i pożegnałam się z tobą, myślałam, że na całe życie… Nie wróciłam już do tamtej szkoły. Może stchórzyłam, ale czułam się wyczerpana. Dojeżdżałam do innej autobusem, ale tam ludzie mnie nie znali. Starałam się zapomnieć o tobie, ale wciąż pamiętałam. Nie radziłam sobie z życiem. W końcu, po długich, ciężkich dwóch latach, zaczęłam mniej więcej normalnie funkcjonować. Nie miałam wyjścia. Poszłam nawet w końcu na studia. Spełniłam swoje marzenie. Niedawno znalazłam nawet chłopaka. Poprzednich adoratorów odpychałam swoim zamknięciem. Co miałam im powiedzieć? „Mam dziecko, gdzieś, nie wiem gdzie”? Nie mówiłam i czułam się z tym źle, więc nic z tego wcześniej nie wychodziło. Ale może tym razem będzie inaczej? Może, jeśli mnie nie znienawidzisz… może poznasz Michała?
Westchnęła. Popatrzyła na mnie, ale ja odwróciłam wzrok.
- Kochanie, czy kiedykolwiek mi wybaczysz?

Stałam przed drzwiami domu dawnego chłopaka Marty. Dała mi jego adres, o to jedno ją poprosiłam. Podejrzewałam, że spotkała się z nim wcześniej i wyjaśniła mu, że dziewczyna, która się u niego pojawi, to jego córka. Byłam jej za to wdzięczna i specjalnie odczekałam jeden dzień. Nie byłam w stanie wyjaśnić sama temu człowiekowi, kim jestem. Czułam się wyczerpana, ale wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać. Z moim ojcem.
Otworzyły się drzwi i w drzwiach stanął młody mężczyzna. Od razu wiedziałam, że to on. Zobaczyłam potargane włosy o tej samej barwie co moje i niepewny uśmiech. Podeszłam do niego, a on do mnie.
- Więc to ty jesteś moją córką.
Patrzyłam na niego z uwagą, a on przyglądał się mi. Więc wiedział. Odetchnęłam. Szukał w mojej twarzy podobieństwa i chyba je znalazł, bo zamknął oczy, jakby odczuwał ból.
- A więc to ty jesteś moim ojcem – uzupełniłam.
- Tak.
Podeszłam do niego i przytuliłam go. Był kompletnie obcym mi człowiekiem, którego widziałam pierwszy raz w życiu, który miał własne życie i rodzinę, podobnie jak ja. Ale teraz nasze drogi życia miały się spleść, a rodziną mieliśmy stać się dla siebie, wzajemnie.
- Tato.
Ścisnął mnie mocno.
- Ale jesteś duża – powiedział cicho.

Siedziałam na łóżku i płakałam. Zanosiłam się łzami. Myślałam o tym, jak wszystko może się zmienić w ciągu godziny. Jak życie może stanąć pod wielkim znakiem zapytania. Byłam sama. Nie chciałam widzieć rodziców – tych „prawnych”, a ci biologiczni byli teraz we własnych domach. Paweł – nie umiałam jeszcze myśleć o nim „tata” czy „ojciec” – potrzebuje samotności, żeby pozbierać to wszystko do kupy. W jednej chwili był przecież Pawłem, lekarzem, mężem tej miłej blondynki, Eweliny, którą miałam niedługo lepiej poznać, tatą mojego małego przyrodniego braciszka, Kacpra – a teraz doszła mu jeszcze jedna rola, może najtrudniejsza: mojego ojca. Najtrudniejsza, bo nadeszła niespodziewanie i nieoczekiwanie. Paweł niczego nie wiedział, nie miał o mnie pojęcia, tym bardziej jego rodzina.
Co do Marty, mojej biologicznej matki, czuję do niej żal, ale mam nadzieję, że to minie. Chcę jej podziękować za to, że mnie urodziła i zrobiła to, co uważała za najlepsze dla swojej córki, dla mnie. Muszę to zrobić, ale jeszcze nie potrafię. Myślę, że ona też, podobnie jak Paweł, potrzebuje czasu, żeby, jeśli nie zrozumieć, to chociaż zaakceptować to co jest, bo bez tego nie będzie potrafiła dalej toczyć swojego życie.
A moi rodzice… Tak, „rodzice” – nie przestali nimi być tylko dlatego, że pojawili się Paweł i Marta, dwie osoby, które były gotowe stworzyć dla mnie dom. Oboje zaproponowali mi wspólne mieszkanie, ale powiedzieli, że zrozumieją, jeśli nie przyjmę tych propozycji. I nie przyjęłam. Mimo wszystko nie mogę zostawić dwójki ludzi, którzy wychowywali mnie przez piętnaście lat, którzy nie brzydzili się dziecka z adopcji, innych genów. Zastanawiam się tylko, gdzie się oni podziali, ci ludzie, którzy się mną zaopiekowali i dali bezinteresowną miłość, z własnej, nieprzymuszonej woli. Wiem, że przyjdzie pora, by zadać to pytanie, ale do tej pory mi się to nie udało. Nie potrafię z nimi jeszcze rozmawiać. Ja także – a może ja przede wszystkim – potrzebuję czasu, żeby pogodzić się z tym, że w moim życiu pojawiły się dwie bardzo ważne dla mnie osoby. Nie, nie dwie, lecz trzy, bo pojawił się też Kacper. Nie, nie trzy, lecz siedem, bo miałam niedługo poznać także moich dziadków. Zmieniło się całe moje życie, okazało się, że to, w czym żyłam, to była stworzona dla mnie iluzja…
Dowiedziałam się też w końcu, dlaczego rodzice mnie tu przysłali. Chcieli się rozwieść. Mieli mieć sprawę rozwodową właśnie dzisiaj, ojciec się już wyprowadził z domu, ale przyjechali tutaj, do mnie. Teraz chcę odnaleźć w nich tych ludzi, którymi byli piętnaście lat temu, których zgubili gdzieś po drodze. Teraz chcę poznać moją „drugą” rodzinę. Teraz chcę ułożyć swoje życie na nowo, na tych zgliszczach, które zostały od tamtego poniedziałku. I wierzę, że mi się to uda. Muszę w to wierzyć, bo wiara podobno przenosi nawet największe góry.
Patrzę w okno. Słońce jest jeszcze zakryte chmurami, ale wiem, że już niedługo pokaże się w pełni. Jestem na to gotowa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sujeczka dnia Pon 15:28, 23 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tirindeth
Błądząca w książkowiu



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 4056
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: UĆ

PostWysłany: Pon 16:31, 23 Sie 2010    Temat postu:

O kurcze, współczuję bohaterce, dowiedzieć się czegoś takiego... Ufff.
Bardzo ładne formułujesz zdania i wczuwasz się w położenie bohaterki Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzCota
Angel of books



Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii, a jakże

PostWysłany: Pon 17:45, 23 Sie 2010    Temat postu:

Tak jak wspomniała Tiri, podbają mi się twoje zdania Wink Niby taka obyczajówka zwykła, ale sama końcówka o tytułowej iluzji jakoś tak wszystko podkręca. Tylko jakoś nie podobała mi się postać Marty, taka trochę nienaturalna.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZjedzCota dnia Pon 17:46, 23 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuz@
Złodziejka książek



Dołączył: 24 Cze 2006
Posty: 33075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polanica | Wrocław

PostWysłany: Pon 18:38, 23 Sie 2010    Temat postu:

Bardzo mi sie spodobalo! Samo wprowadzenie Marty bylo troche nienaturalne ,ale cala reszta wyszla swietnie, a z sie pod koniec wzruszylam Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Silje
Wyjadacz kartek



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 4795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 9:50, 24 Sie 2010    Temat postu:

A mi się to wszystko skojarzyło z taką jakąś operą mydllaną, gdzie nagle ktoś się dowiaduje o zaginionych rodzicach itd. Jakoś mnie to wszystko nie przekonało.
Błędów było sporo. Takie dwa, prze których śmiałam się najbardziej to:

"Siedziałam przy stole i popijałam herbatę w szklankach." - w kilku na raz??? Wink

"Trochę mi się zeszło" - bez tego "się" byłoby znacznie lepiej.

No i jeszcze to:
"Byliśmy ze sobą rok i poszliśmy do łóżka." Ej, no przecież rok to długo!

Ale poza tym, to ok. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuz@
Złodziejka książek



Dołączył: 24 Cze 2006
Posty: 33075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polanica | Wrocław

PostWysłany: Wto 10:31, 24 Sie 2010    Temat postu:

Silje ,tyle z tym rokiem to ona urodzila jak miala jakies 15 lat, tak xD? Wiec zaszla majac jakies 14 lat ,wiec ten rok to miedzy 13 a 14 rokiem zycia xD Wiec nie wiem ,czy to na tyle dlugo ,zeby do lozka isc w tak mlodym wieku xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wrona
Mól książkowy



Dołączył: 07 Maj 2010
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:48, 24 Sie 2010    Temat postu:

Dzięki za wszystkie opinie. Jestem zaskoczona, bo bałam się, że mnie jakoś ostrzej skrytykujecie, bo jednak poziom opowiadań jest dość wysoki. Silje, dzięki za uwagi, poprawność nie jest moją mocną stroną, co jest dość dużą wadą, aczkolwiek starałam się. Wink Aha, co do Marty to może po prostu zabrakło mi miejsca na jakieś stopniowe wprowadzenie jej do życia bohaterki, bo i tak opowiadanie wyszło długie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kadzia
Książniczka



Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:28, 24 Sie 2010    Temat postu:

A mi te błędy nie przeszkadzały . Całość mi się bardzo podobała, szczególnie że od początku, niby nic się nie działo, ale jakoś wszystko było owiane taką tajemniczością . Mała wieś te sprawy ; ]
Bardzo również podobała mi się końcówka, że mogła iść do tych " lepszych " rodziców, ale wybrała jednak kogoś kto kiedyś " wybrał " ją . Piękne ; )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lenalee
Pożeraczka książek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 9553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221B

PostWysłany: Wto 14:08, 24 Sie 2010    Temat postu:

Zacznę od błędów, okej? Pewnie dla Ciebie to nie dziwota, że poruszę ten problem. Więc chcę to zrobić na początku, żeby pochwałą trochę osłodzić tę gorzką opinię, którą za chwilę usłyszysz. Very Happy Okej, żartuję. Niemniej od błędów chciałabym zacząć.

Oczywiście dołączam się do tego, co wypisała Silje. Ja sama podczas czytania tych zdań parsknęłam śmiechem. Ale nie tylko przy tych. Było jeszcze kilka innych, a mianowicie...

Cytat:
Kiedy wtedy, w poniedziałek, zeszłam do niej do kuchni, (...)

Kiedy wtedy? Jak to brzmi w ogóle? Nie lepiej brzmiałoby: "Wtedy, gdy w poniedziałek zeszłam do niej do kuchni, (...)"? Tak mi się bynajmniej wydaje. Wink

Cytat:
Mi się to wydawało bardzo poważne.

Aż zajrzałam do podręcznika j. polskiego z poprzednich lat, aby się upewnić, że to co myślę, jest prawdą. I miałam rację, gdyż na początku piszemy "mnie", a "mi" w środku zdania. Z resztą zasięgnęłam jeszcze rady internetu i tam potwierdziły się moje przypuszczenia. W takim razie zdanie powinno brzmieć: "Mnie się to wydawało bardzo poważne". Albo najprzyjemniej dla mnie brzmi: "Mnie wydawało się to bardzo poważne". Wink

Cytat:
Była ładna i, chociaż już nie młoda, to wyglądała na jakieś czterdzieści czy pięćdziesiąt.


Brakło Ci tutaj słowa "lat" na końcu zdania. Wink

Cytat:
(...)ojciec się już wyprowadził z domu, (...)


Nie lubię takiego formułowania zdań. "Się już wyprowadził". "Się już rozpakowała" (nie wiem, czy to akurat wystąpiło w Twoim opowiadaniu, ale podają tylko jako przykład). "Się już umyła", "się już ubrała". Nie wiem, czy jest to poprawne, nawet jeżeli, to dla mnie brzmi po prostu... nieładnie. Wink

Cytat:
(...)i zrobiła jajecznicy.

Jajecznicy? Nie czasem "jajecznicę"? Wink Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że ta druga fora jest poprawniejsza.

Teraz kilka moich innych uwag:

Cytat:
Wybieram się na lody, idzie pani ze mną?

Dziewczyna poznała Martę zaledwie kilka sekund temu, nic o niej nie wie i już zaprasza ją na lody? Jak dla mnie jest to trochę wybujałe. Wink

Cytat:
Wiocha jak wiocha, (...)

Tutaj to aż przerwałam czytanie i na chwilę się zastanowiłam. Co takiego złego jest we wsi? Wiocha - samo to słowo brzmi okropnie. Jest takie... lekceważące, jakby wieś była czymś niższym, czymś gorszym. Naprawdę tego nie ogarniam. Wink

Gdzieś tam znalazłam jeszcze jeden przykład, ale przez przypadek go usunęłam (skopiowałam sobie te powyższe do Worda, żeby ich nie zgubić). Chodziło w nim o to, że nagle z narracji pierwszoosobowej przeskakujesz na trzecioosobową. Albo po prostu zjadłaś literę w wyrazie i dlatego wyglądało to tak, jakbyś zmieniła narrację. Jak już pisze się w jednym czasie, to niech tak zostanie. A nie - narracja pierwszoosobowa, później nagle jedno zdanie w trzecioosobowej i powrót do pierwszoosobowej. Wink

Przepraszam, że się tak czepiam tych błędów (zależy, kto uznaje to za "czepianie się"), ale znacie mnie, więc wiecie, że ja inaczej nie napiszę swojej opinii. Ja osobiście chciałabym, żeby ktoś wytknął mi błędy, bym mogła nad nimi popracować. Dodam jeszcze, że naturalnie znalazły się błędy interpunkcyjne, ale było ich tak mało, że prawie w ogóle nie zwróciłam na to uwagi. Mogłabym je wypisać, ale już nie chce mi się drugi raz przeglądać tego opowiadania, jest naprawdę długie. Wink

No to teraz trochę bardziej pozytywnie.
Twoim wielkim atutem jest to, że ładnie konstruujesz zdania. Oczywiście znalazły się "kfiatki", które wypisałam powyżej, ale ile ich było? Trzy na krzyż? Piszesz bardzo ciekawie. Ciekawie na tyle, aby opowiadanie to czytało się naprawdę przyjemnie, a nie "na przymus". Dziewczyny wyżej już wspomniały, że postać Marty była nienaturalna i ja się z tym zgadzam. Brakowało jej jakiejś iskry, która sprawiłaby, że jej postać stałaby się rzeczywista i bardziej realna dla czytelnika. A ja miałam wrażenie, że jest ona bezbarwna. Końcówka bardzo fajna, aż taka nostalgia się we mnie obudziła. Wink
Poza tym łatwo było odgadnąć, że Marta jest biologiczną matką głównej bohaterki. Prawie od początku miałam takie przeczucie, więc z wielkim zaskoczeniem jakoś się nie spotkałam. Co do tajemnicy... Co prawda jest, ale minimalna. Ledwie ją wyczułam. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wrona
Mól książkowy



Dołączył: 07 Maj 2010
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:00, 24 Sie 2010    Temat postu:

Dzięki za opinie oczywiście. Wink Lenalee, z błędami masz rację i nie ma tu za bardzo o czym mówić, mogę tylko za nie przeprosić, aczkolwiek chciałam wyjaśnić ten fragment "Wiocha jak wiocha". Ja osobiście nie mam do niej jakiegoś pogardliwego stosunku, ale piszę tutaj w narracji pierwszoosobowej. W tym momencie bohaterka, a więc narratorka, jest rozgoryczona, że musiała wyjechać z Warszawy, gdzie w jej opinii miała o wiele więcej do roboty, niż w nieznanej wsi, gdzie zna tylko swoją babcię i zauważa, że to "wiocha" w sensie: nie ma kina, centrum handlowego itd., a więc dla niej to miejsce było nudne. Wybaczcie, jeśli kogoś to uraziło.
Negatywne opinie i wytykanie błędów jest potrzebne, bo dzięki temu mogę też wierzyć, że - skoro ktoś nie boi się wypomnieć wad - to jego pochwały są szczere, bo mówi też co mu się nie podoba.
Aha, odnośnie Marty, już mówiłam, że faktycznie wyszło nienaturalnie, ale chciałam wspomnieć o tych lodach. To był po prostu taki impuls, nie przemyślała tego przecież, wpadł jej do głowy pomysł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lenalee
Pożeraczka książek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 9553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221B

PostWysłany: Wto 21:50, 24 Sie 2010    Temat postu:

Oczywiście, że nie uraziło. Wink A co do błędów to nie masz co przepraszać, każdy je popełnia, nie ma wyjątków. Nikt nie jest idealny. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tirindeth
Błądząca w książkowiu



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 4056
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: UĆ

PostWysłany: Śro 8:59, 25 Sie 2010    Temat postu:

Ja do tego Wiocha to wiocha jakoś się czepiać nie będę. Sami tak nieraz pewnie pomyślimy, a że jest to narracja pierwszoosobowa, można z przymrużeniem oka patrzeć na takie zwroty potoczne w sumie. Ale dobrze ,że Lenalee robi pogrom xD Czegoś się nauczymy Razz

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tirindeth dnia Śro 9:00, 25 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marysia
Mól książkowy



Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 238
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z głupia frant

PostWysłany: Śro 17:17, 25 Sie 2010    Temat postu:

Na początek kilka błędów.

Cytat:
W dłoni trzymałam sporą torbę podróżną, na ramieniu drugiej wisiała moja ulubiona, beżowa torba.

Pytanie: Torba ma ramię? Proponuję:
W dłoni trzymałam sporą torbę podróżną, zaś na ramieniu wisiała moja ulubiona beżowa torba. Przy okazji, przecinek po "ulubiona" w tym przypadku nie jest konieczny. Płynniej brzmi bez. Wink

Cytat:
Szłam wzdłuż miłych, ładnych domków, z zadbanymi ogrodami.

Domy nie są miłe. Jeżeli już to miłe dla oka. Wink

Cytat:
Dodatkowo ktoś pomazał drewno czarnym markerem, pełno tam było napisów o niezbyt mądrej treści.

Zamiast przecinka dałabym średnik.

Cytat:
Ale ojca tu nie ma, przypomniałam sobie i poczułam, że ciąży mi ta torba.

Bez "ta". Nadużywasz zaimków, nie tylko wskazujących. (Wiem, co mówię. Sama robię to nagminnie.Wink)

Cytat:
Ba, ona w ogóle nie raczyła mi wyjaśnić, dlaczego mam, w wieku piętnastu lat, spędzać dwa miesiące wakacji z dala od domu i znajomych.

Pogrubione przecinki do usunięcia. Można to dać w nawias i dostawić wykrzyknik dla podkreślenia irytacji Natalii. Poza tym ta "ona" trochę gryzie po oczach. Matka, mama. Jeśli jednak ma to wyrazić stosunek Natalii do rodzicielki, to rozumiem.

Cytat:
Babcia zakrzątnęła się, mówiła coś jeszcze, ale ja jej nie słuchałam.

Zaimek osobowy. Niech wypada ze zdania i wraca skąd przyszedł. Wink

Cytat:
Otworzyłam śmiało okno i odetchnęłam pełną piersią.

Śmiało? Lepiej: raźno, żwawo, czy inne synonimy, które podaje Word.

Cytat:
Ostatnie trzy dni spędziłam na totalnym odpoczywaniu. Szczerze mówiąc, głównie spałam. Stwierdziłam, że po ciężkim roku szkolnym należało mi się trochę odpoczynku i budziłam się w okolicach trzynastej.

Powtórzenie. Zamiast "odpoczywaniu" można użyć choćby "byczeniu się".

Cytat:
Potem trochę się ogarniałam i schodziłam na dół akurat na obiad (bo to na dole mieściła się kuchnia i jadalnia)


Pogrubione: wypad. Niepotrzebne.

Cytat:
Moje obawy nie sprawdziły się: babcia gotowała naprawdę dobrze, chociaż nie przepadała za słodyczami, wolała piec własne słodkości, których nawet miałam okazje spróbować - jej szarlotka była naprawdę smaczna.

Zaimki dzierżawcze podzielą losy poprzedników. Przewijają się dalej przez tekst. Nie widzę sensu we wskazywaniu ich za każdym razem. Pamiętaj tylko, że wystarczy ogarniczyć ilość, a nie wyrzucać wszystkie. Wink Poza tym powtórzenie.

Cytat:
Wciąż przypominali mi się przy różnych, pozornie nie związanych z nimi, sprawach, ale zazwyczaj starałam się odganiać te myśli, choć nie zawsze mi się to udawało.


Niezwiązanych. Przecinek przed "sprawach" do usunięcia.

Cytat:
- Babciu, przepraszam za tamte ostatnie dni, nie pomagałam ci zbytnio, martwiłaś się pewnie – tak, byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś się o mnie martwi, rodzice ciągle starali się wzbudzać we mnie poczucie winy z tego powodu.


Poprawnie:

- Babciu, przepraszam za tamte ostatnie dni, nie pomagałam ci zbytnio, martwiłaś się pewnie. - Tak, byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś się o mnie martwi, rodzice ciągle starali się wzbudzać we mnie poczucie winy z tego powodu.

O zapisie dialogów w wielkim skrócie: opis następujący po myślniku zapisujemy wielką literą, gdy nie dotyczy mówienia tak jak w powyższym zdaniu, natomiast z małej gdy z całą pewnością dotyczy dźwięku wydobywającego się z ust tj. powiedział, krzyknął, szepnął.

Cytat:
- No jasne, babcia zazwyczaj się cieszy – mruknęłam. – No to chodźmy – zeszłam z roweru i szłam, prowadząc go. Prowadziłyśmy jakąś nieistotną rozmowę o błahostkach, bez poprzedniego zaangażowania. Niedługo potem stanęłyśmy przed domem babci.

Powtórzenie.

Później przyszedł Leń, rozpanoszył się i sprowadził mnie na złą drogę. Skupiłam się więc na fabule.

Wiem, że trudno w tak krótkim tekście uniknąć schematyczności. Jednak zjadłam, podziękowałam, umyłam się, poszłam spać nie brzmi dobrze. Trochę to monotonne. Minimalizm lubuje się w scenach akcji, a i tam nie zawsze. Mniej skrótowości, więcej zabawy słowem. Wink I przy okazji mam wrażenie, że gdybyś nie pisała opowiadania na konkurs sceny np. z nowo poznanymi rodzicami nie byłyby takie gołe, nabrałyby charakteru i budziły większą ekscytację.

To omdlenie. Chyba troszkę naciągane, nie sądzisz? Raz zdarzyło mi się zemdleć i wywołała to iście tropikalna temperatura. A szok? Ciekawam, czy ktoś zwróci na to uwagę. Jeśli nie, znaczy, że nie ma znaczenia. Wink

Pewnie gdybym gustowała w obyczajówkach, spodobałoby mi się bardziej. Rozumiem Natalię, jej rozterki, biologicznych rodziców i tych przybranych. Może nie zawsze postępowali słusznie, ale czy to w ogóle możliwe? W każdym razie, jak widać, bez wielkich wzlotów i upadków da się stworzyć całkiem przyjemną historię.

Na koniec gratuluję. Jesteś o krok dalej niż ja, napisałaś, chciało ci się. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marysia dnia Śro 17:19, 25 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wrona
Mól książkowy



Dołączył: 07 Maj 2010
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:07, 25 Sie 2010    Temat postu:

Marysiu, dziękuję bardzo, że wychwyciłaś to, do czego czujne oko Lenalee nie sięgnęło. Wink Błędy jak to błędy, więc nie będę tego komentować, ale co do omdlenia: nie znam się na tym, może trochę naciągane, aczkolwiek wydaje mi się, że w sytuacji tak silnego wstrząsu może zacząć mocniej bić serce, zrobić się gorąco, a może i zemdleć? Nie jestem medykiem, więc mogę się mylić.
I dzięki za gratulacje. Chciałam dodać, że miałam świadomość, że wysyłam opowiadanie na konkurs niby dla amatorek, forumowiczek, ale na dość wysokim poziomie, a ja nie umiem pisać zbyt dobrze, dodatkowo z poprawnością też kuleję. Może nie widzę tego na codzień w szkole i tak dalej (chodzę do drugiej klasy gimnazjum), bo wśród rówieśników zdarzają się jeszcze i potężne byki ortograficzne, także poprawności bardziej "stylistycznej" nie za bardzo nas uczą. Jednego się z pewnością nauczyłam - jeśli kiedyś jeszcze będę miała ochotę i okazję coś Wam zaprezentować, trzeba porządnie przejrzeć tekst, może uda mi się wtedy uniknąć chociaż części błędów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lenalee
Pożeraczka książek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 9553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221B

PostWysłany: Śro 20:31, 25 Sie 2010    Temat postu:

Cytat:
Jednego się z pewnością nauczyłam - jeśli kiedyś jeszcze będę miała ochotę i okazję coś Wam zaprezentować, trzeba porządnie przejrzeć tekst, może uda mi się wtedy uniknąć chociaż części błędów.


Błąd. Wink Nie chodzi o to, że przed wysłaniem musisz porządnie przejrzeć tekst (choć to troszkę też), a o to, że zawsze możesz liczyć na Naszą szczerą opinię i pomoc w wychwyceniu błędów. Wink

Poza tym jak na drugą klasę gimnazjum naprawdę fajnie piszesz!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tirindeth
Błądząca w książkowiu



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 4056
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: UĆ

PostWysłany: Śro 20:33, 25 Sie 2010    Temat postu:

Lenalee, z ust mi wyjęłaś "poza tym jak na drugą klasę gimnazjum naprawdę fajnie piszesz!", bo w zasadzie to prawda! Ja jestem od Wrony dwa razy starsza i co? Naprawdę świetnie sobie dziewczyna radzi xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wrona
Mól książkowy



Dołączył: 07 Maj 2010
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:02, 25 Sie 2010    Temat postu:

Lenalee, no tak, o tym pisałam już wyżej, że to, że wiem, że opinia jest szczera, zarówno pozytywna, jak i negatywna i to mnie cieszy. Obawiałam się, że nikt nie napisze szczerze, a w gruncie rzeczy będziecie myśleli "beznadziejne".
No i wielkie dzięki za pochwałę, aczkolwiek cieszę się, że w ocenie nie miałam jakiś "ulg" z racji na wiek. Mam nadzieję, że będę się poprawiać i dokształcać, bo od dzieciństwa lubię pisać. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marysia
Mól książkowy



Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 238
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z głupia frant

PostWysłany: Czw 9:23, 26 Sie 2010    Temat postu:

Podzielam zdanie Lenalee. Niektóre błędy czasami nie sposób wychwycić, nawet jeśli przegląda się tekst kilka razy. (Tutaj sugestia do mojej tekściny konkursowej, w której ilość literówek była przerażająca, nie mówiąc już o stylistyce. Ale nie będę się wybielać. xD) Także uważam, że pomoc jest jak najbardziej wskazana. Wink

Druga gimnazjum? Bogowie, jakie to szczęście, że nikt z forum nie widział moich prac z tamtego okresu. Z miejsca spaliłabym się ze wstydu. Poważnie. Wink Ale z perspektywy czasu spokojnie mogę powiedzieć, że szkoła nie nauczyła mnie poprawnie pisać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martycja
Zatracona w świecie książek



Dołączył: 25 Cze 2007
Posty: 3562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Inowrocław

PostWysłany: Sob 13:55, 28 Sie 2010    Temat postu:

I ostatnie przeczytane Very Happy

Plusy:
- ładne zdania
- dużo opisów
- narracja pierwszoosobowa
- charakterystyka psychologiczna głównej bohaterki

Minusy:
- brak wątku paranormalnego albo chociaż tajemniczości (na tym zawiodłam się najbardziej. Liczyłam na to, że Marta okaże się Natalia za kilkanaście lat czy coś w tym rodzaju Razz)
- sytuacja jak bohaterka poznaje ojca, totalnie nieprawdopodobna (w normalnym życiu, ludzie są bardzo powściągliwi w tego typu sytuacjach Wink )
- zbyt poważne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paradoks__
Zaślepiona powieściami



Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:28, 28 Sie 2010    Temat postu:

Widzę, że błędy powypisywane, więc nawet nie chce mi się sprawdzać, czy jeszcze czegoś nie wychwyciłam xD

Co mi się nie podobało?
Nie lubię takich stwierdzeń <szukam> "do mnie docierało uczucie, że Marta jest dla mnie kimś ważnym i bliskim, chodź poznałam ją dziesięć minut temu." Ciekawiej by było bez tego, bo tym zdaniem sugerujesz, że na tej osobie będzie się opierała fabuła ;p. I po samym tym przywitaniu Marty z babcią można się było domyśleć zakończenia Razz.
Poza tym jakoś szybko się Natalii spodobało na tej wsi, a i przyjaciółka też niezła, jak się odzywa dopiero po trzech dniach Razz Ale szczegółów się czepiam xd

Ogólnie bardzo fajnie opowiadanko, fajna fabuła Wink I masz bardzo ładny styl.. Mając 13/14 lat! Ja się boję, co z Ciebie wyrośnie xD I bardzo dobrze sobie poradziłaś z narracją 1-osobową ;p Ogólnie dziewczyny wypisały te pozytywy, więc ja się dołączam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paradoks__ dnia Sob 14:32, 28 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Kosz / Konkurs z selkar.pl / Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island