Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
"Wczoraj, dziś, jutro" - ZjedzCota

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Kosz / Konkurs z selkar.pl / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sujeczka
Adminka



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:34, 23 Sie 2010    Temat postu: "Wczoraj, dziś, jutro" - ZjedzCota

"Wczoraj, dziś, jutro" - ZjedzCota
Słyszał szum kół mknących po mokrym asfalcie. Zwykle jest to bardzo kojący dla podróżnych dźwięk, ale tym razem był zwiastunem nadchodzącej katastrofy. Pasy bezpieczeństwa uciskały mu mostek, czuł jakby zamiast kawałków sztucznego materiału miał na piersiach betonowy blok. Wiedział, co się za chwilę stanie, przezywał to już setki razy, każdej nocy od nowa i od nowa. Deszcz zacinał w szyby, wnętrze auta tonęło w półmroku. Przed nim majaczyły dwie niewyraźne postacie.
Nagle przez przednią szybę wpadło do auta mnóstwo światła, które sprawiło, że musiał zamknąć oczy. Parę sekund potem rozległ się huk, zgrzyt gnącej się blach i krzyk. Zapadła ciemność.

Arthur obudził się zlany potem. Zerknął na cyferblat budzika. Była trzecia osiem. Opadł na poduszki i chciał znowu zasnąć, lecz wspomnienia znów nie dawały mu spokoju. Minął już prawie rok od śmierci rodziców, ale on wciąż nie mógł wrócić do dawnego życia. Był bardzo wdzięczny ciotce Penelopie, że wzięło go do siebie, gdyby nie ona wylądowałby w jakimś przytułku dla sierot. Męczyło go jednak życie na wsi, gdzie wszyscy się znali i wiedzieli o sobie niemal wszystko. Tęsknił za wielkim miastem, mieszkaniem na piętrze gdzie on i jego rodzice spędzili szesnaście lat, z którym wiązały się najlepsze wspomnienia. Cieszył się z trwających wakacji, bo nie musiał znosić duszącego współczucia znajomych i nauczycieli.
Nawet nie zauważył, kiedy zasnął.

Obudziły go promienie słońca przebijające się przez firanki. Chwile po tym jak wygrzebał się z pościeli z dołu dobiegło go wołanie ciotki. Szybko naciągnął na siebie jakąś koszulkę oraz dżinsy by nie kazać ciotce czekać.
- Tak, ciociu? – zapytał zbiegając po schodach i przygładzając sterczące kosmyki brązowych włosów.
- Obiecałam Helenie Price, że pomożemy jej rodzinie przy zbiorach malin, więc nigdzie się dziś nie wymykaj, dobrze?
- Price? Która to? Chyba ich nie znam. – Arthur usiadł przy stole i nasypał sobie górę kolorowych płatków do miski.
- Nie dziwię się. Nie przebywasz z ludźmi, znikasz gdzieś z samego rana, a wracasz wieczorem. – Ciotka pokręciła głową z dezaprobatą w głosie. – Mieszkają niedaleko kościoła. Maja dużą plantację malin i co roku sąsiedzi pomagają im w zbiorach. W zamian każdy może wziąć sobie kosz malin. To stąd te pyszne soki, które tak lubisz. No dobrze, teraz zjedz, a potem przyjdź do nas na pole. Tylko nie próbuj nigdzie uciekać.
Ciotka Penelopa wyszła, zostawiając go samego w kuchni. Artur pomyślała, że najchętniej jakoś zręcznie wywinąłby się od tej pracy, ale nie wypadało odmawiać. Szybko skończył śniadanie i posprzątawszy po sobie, opuścił chłodne mury domu. Ruszył pylistą drogą w skwarnym letnim powietrzu.
Minął kilka domów, łudząco podobnych do domu ciotki. Wszystkie zapraszały szerokimi, drewnianymi werandami i dużymi oknami. Drogi do nich wiodły przez alejki porośnięte bujną zieloną roślinnością, które z daleka kusiły chłodnym cieniem. Artur minął je, chociaż upał bardzo dawał się mu we znaki.
Gdy jego oczom ukazał się plac miasteczka, otoczonego półkolem głównych budynków – kościołem, małym sklepem, urzędem Burmistrza i Rady Miasta oraz niewielką restauracją, która była głównym miejscem spotkań i uroczystości. Tam urządzano wesela, festyny oraz wszelkie rocznicowe imprezy.
Artur skręcił w małą polną dróżkę, którą przysłaniała wiekowa topola, bardzo wysoko, ale dająca niewiele cienia. Chwilę szedł w tamtym kierunku aż wspiął się na niewielkie wzniesienie i z jego wysoczyzny dostrzegł pole. Ciągnęło się szerokim pasem aż za kolejne wzgórze. Pośród krzewów pracowała spora grupa ludzi. Lekki wiaterek z daleka niósł leciutki zapach malin, jakby ktoś rozpylił w powietrzu perfumy.
Chłopak zszedł na dół i wkroczył między rośliny. Ich gałęzie uginały się od owoców w kolorze soczystej czerwieni.
- Ale obrodziły w tym roku! – krzyknął mu nad uchem postawny mężczyzna z rumianymi policzkami. Po jego czole spływały kropelki potu, a przód fartucha w fioletowe grochy miał mokry. - Kosze są na początku trzeciego rzędu. Staraj się nie robić z nich marmolady zanim nie zaniesiemy ich do domu, dobrze chłopcze? – zanim Arthur zdążył się odezwać, mężczyzna odwrócił się i zajął zbieraniem. Chłopak wziął kosz, a potem zanurzył miedzy krzewy.
Zbieranie szło mu opornie, dlatego wkrótce inni zostawili go z tyłu. Przeszkadzało mu prażące słońce i kosz, który z metra na metr stawał się coraz cięższy. Wkrótce pot lał mu się obficie po plecach. Zanurzył rękę głębiej w krzak, bo sięgnąć po ostatnią gałąź, gdy na linii swojego wzroku napotkał czyjeś spojrzenie. Zielone oczy patrzyły na niego zza kurtyny liści. Ktoś był po drugiej stronie. Zanim zdążył się odezwać usłyszał szelest i zieleń tęczówek znikła. Nie mógł zajrzeć ponad krzewem, bo był prawie dwumetrowej wysokości, a zanim dotarłby tam naokoło minęłoby za dużo czasu.
- Hej, jestem tam ktoś? Pokarz się,widziałem cię. – zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział. Spojrzał na przód – zbieracze byli już dobre kilkaset metrów dalej. Arthur przeniósł wzrok na kosz, który był wypełniony do połowy. Ponownie pochylił się nad krzakiem.

- Koniec! Dziękuję za pomoc i zapraszam wszystkich na poczęstunek do nas, by wspólnie uczcić pomyślne zbiory! – Zawołał mężczyzna w fartuchu w grochy, który jak się Arthur zdążył zorientować był panem Price. Wśród śmiechów i rozmów obecni zaczęli układać kosze pełne malin na półciężarówkę.
Ściemniło się zanim wszyscy dotarli na altankę, gdzie pani Price oraz kilka innych kobiet z miasteczka przygotowało poczęstunek na około dwadzieścia osób. Wszyscy zasiedli do stołu, w międzyczasie przyszli pozostali członkowie rodzin i nie minęła godzina, a liczba biesiadników podwoiła się.
Arthur stał w cieniu wielkiego wiązu marząc tylko o tym żeby położyć się od łóżka, ale ciocia Penelopa nie wyglądała na zmęczoną, wesoło konwersowała przy stole razem z grupą znajomych. Chłopak przeniósł wzrok na stolik, gdzie kilka kobiet wciąż szykowało smakołyki, których zabrakło na stole.
- Uwaga! – Arthur poczuł jak ktoś oblewa go strumieniem wody. Zanim zdążył odskoczyć miał zmoczony prawie cały lewy bok. Już otwierał usta by krzyknąć, gdy zobaczył roześmiane spojrzenie zielonych oczu. Przypomniały mu te z pola malin.
- To takie śmieszne? – powiedział wyżymając t-shirt. – Czy my się już nie spotkaliśmy? – zapytał po namyśle. Zmierzył dziewczynę wzrokiem. Była niskiego wzrostu i oprócz uderzająco zielonych oczu nie miała w sobie nic niezwykłego. Owalną twarz o małych ustach i nosie okalały ciemne włosy luźno opadające na ramiona.
- Na pewno nie. Tylko z okazji pierwszego spotkania oblewam ludzi wodą. – Znów roześmiała się serdecznie, a po chwili spojrzała na prawie puste wiadro. – Przez ciebie znów będę musiała iść po wodę, a potem taszczyć je tutaj. Wiem jak odkupisz swoją winę! Pomożesz mi z tą wodą. – Zanim Arthur zdążył zareagować dziwna nieznajoma chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę ścieżki, której nie zauważył idąc tutaj. Prowadziła ona do starej, zmurszałej studni o podziurawionym daszku.
- Kręć – powiedziała dziewczyna, wskazując mu korbę połączoną z dużym walce owiniętym łańcuchem, na którego koniec zręcznie przymocowała wiadro. Arthur chwycił drewniany trzonek, a wiadro z hałasem powędrowało w dół. Po chwili usłyszeli plusk.
- Zaczekaj aż się napełni – napomniała go nieznajoma pouczającym tonem. – No, możesz wyciągać.
Spuszczenie wiadra nie wymagało prawie żadnego wysiłku, ale wciągnięcie go z powrotem wprost przeciwnie. Arthur poczuł jak mięśnie rąk odmawiają mu posłuszeństwa, a trzonek korby, wyślizgany niezliczona ilością dłoni, wymyka się z rąk. Poczuł na sobie jej drwiące spojrzenie i nie dał po sobie poznać wysiłku, jaki w to wkładał. Gdy pełne wiadro ukazało się nad cembrowiną, dziewczyna sprawnie je wyciągnęła. Wyprostowała się, a jej małych ustach znów zagościł cyniczny uśmieszek.
- Brawo, myślałam, że ci się nie uda.
- Dziękuję, że we mnie wierzyłaś. – Arthur z trudem łapał oddech. – No dobrze, gdzie to mamy zanieść?
- Babcia chcę dorobić kompotu z malin, więc pewnie pod dom.
Razem złapali za uchwyt wiadra. Wylewając trochę, co jakiś czas, zanieśli je do stołu, gdzie kobiety szykowały jedzenie i napoje.
- O, przynieśliście. Postawicie tutaj. – Starsza pani w wielkich okularach skinęła im głową i obdarzyła promiennym uśmiechem. – Alice, złotko, weź proszę tę sałatkę i postaw przy końcu stołu. Przy okazji przynieś też koszyk na chleb, jest już prawie pusty. A ty młodzieńcze…chyba nie znam twojego imienia? – Piwne oczy przyglądały mi się zza szkieł.
- Arthur.
- Więc Arthurku, idź do piwnicy żeby przynieść pięć słoików dżemu porzeczkowego. Znajdziesz ja z tyłu domu.
Chłopak od razu znalazł dwuskrzydłowe drzwi pomalowana na oliwkowo. Gdy je otworzył poczuł na skórze chłodny powiew, a w nos uderzył go charakterystyczny dla piwnic zapach. Obok prowadzących w dół schodów zobaczył mały stolik z lampa naftową i kilkoma paczkami zapałek.
- Nawet prądu tu nie ma – mruknął. Podniósł szkło i zapalił nasączony naftą knot. Trzymając światło jak najbardziej przed sobą, zszedł po schodach. Jego oczom ukazało się kwadratowe pomieszczenie, którego jedną ścianę przykrywał w całości mebel przypominający regał, ale zamiast książek stało na nim całe mnóstwo słoików i butelek z przetworami. Z drugiej strony leżały worki pełne ziemniaków, a w rogu kuliło się do siebie kilka beczek przykrytych deskami, na których leżały kamienie. Był też prostokątny boks wypełniony główkami kapusty, marchwią, pietruszką oraz czymś przypominającym białe buraki. W górnych rogach pełno było pajęczyn, a gdy zrobił krok naprzód wdepnął w błoto, które utworzyło się na klepisku podłogi.
Arthur skierował światło lampy na półki, ale z trudem odczytywał nalepki informujące o zawartości słoika. Ktoś miał bardzo niewyraźne pismo, a lampa dawała tylko trochę bladego światła. W końcu znalazł dżem porzeczkowy i z ulgą opuścił ponure pomieszczenie.
Gdy przyniósł dżem nie było już energicznej staruszki. Rozejrzał się wokoło. Siedziała razem z kilkoma innymi kobietami przy biesiadnym stole. Kilka krzeseł dalej dostrzegł ciotkę Penelopę. Alice nigdzie nie było.
Nagle ktoś zakrył mu oczy.
- Gdzie byłaś? – zawołał, odwracając się i patrząc w roześmiana twarz Alice. - Chodź, pokażę ci fantastyczne miejsce. Złapała go za rękę i pociągnęła na tyły domu, z dala od gości. Minęli drzwi do piwnicy, a potem zagłębili się w gąszcz krzaków.
- Ał, co ty wyprawiasz? – jęknął Arthur, gdy jakaś gałąź z kolcami boleśnie uderzyła go w twarz.
- Jeszcze trochę. Zaraz będziemy na miejscu, marudo.
Nagle ściana zieleni ustąpiła i zobaczył, że stoją na wysokim wzgórzu. Przed nimi rozciągały się pola, na lewo majaczył rząd domów. Pejzaż przecinała w połowię rzeczka, która teraz tonęła, skąpana w blasku sierpa księżyca. Pod nimi była wysoka skarpa, z której prawie bezgłośnie zsuwał się żółty piasek.
- Fantastycznie, nie? – powiedziała z zachwytem Alice.
- Tak. Nie wiedziałem, że tu jest takie miejsce.
Alice spojrzała na niego z kpiną w oczach.
- O nim wiedzą tylko wybrani.
Usiedli, plecami opierając się o krzaki. Nad nimi górowało rozgwieżdżone niebo, a noc przynosiła zapach wody i ziół. Dopływały do nich ledwie słyszalne odgłosy zabawy, ale nie przeszkadzało mi to, gdyż oboje myślami byli w innych światach. Każde w swoim własnym.

Jak przez mgłę pamiętał, że wrócił z ciotką do domu późno w nocy. Obudził się nagle koło południa, sam nie wiedział, czemu. Gdy trochę oprzytomniał dotarło do niego, że to hałas sprowadził go do realnego świata. Niezdarnie wygrzebał się z pościeli i wyjrzał za okno. Zobaczył tam Alice, która zamierzała się by rzucić kolejną szyszkę.
- No nareszcie! Myślałam, że będę musiała pójść po następną serię – zawołała na jego widok.- Schodź szybko, mamy już plany na dziś.
- My? – Ziewnął potężnie. – Ok., już idę.

- Daleko jeszcze? – zapytał Artur, gdy pół godziny później skręcili na utwardzoną, polną drogę.
- Jeszcze kawałek. Zaraz będziemy na miejscu. – odparła dziewczyna, po kostki grzęznąć w suchym piachu, który pojawił się na miejsce twardego podłoża. – Pani Andrew to twoja krewna? – spytała nagle.
- Ciotka ze strony mamy.
- Jesteś tu tylko na wakacje, tak? Kiedy przyjadą twoi rodzice?
Arturowi cień smutku przemknął po twarzy. Nie chciał na ten temat rozmawiać. Nigdy i z nikim.
- Mieszkam tu, ale nie chcę o tym rozmawiać z kimś, kogo prawie nie znam. – zabrzmiało to ostrzej niż zamierzał. Uśmiech Alice przygasł, a chłopakowi zrobiło się jej żal.
”To nie jej wina, jest tu od niedawna i nic nie wie.”
- Przepraszam, nie chodzi o ciebie, po prostu nie lubię o tym rozmawiać. Ok.?
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
- Rozumiem. O, spójrz to tutaj.
Przed nimi rosło kilka sosen, a za nimi Arthur dostrzegł szeroki pas żółtego piasku, który oddzielał las od jeziora. Jego powierzchnia mieniła się opalizująco w promieniach słońca, a rosnące po prawej stronie pałki wodne szumiały zachęcająco. Dzika plaża była jedynym wygodnym zejściem nad jezioro, które ze wszystkich stron ograniczał las.
- Fajnie, nie? Znalazłam to parę dni temu, ale nie miałam, komu tego pokazać. – Alice uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Czyli jestem pierwszy, tak? Czuję się zaszczycony. – Arthur zawtórował jej w uśmiechu.
Piasek okazał się przyjemnie gorący, ale dłuższy spacer po nim nie wchodził w grę.
- Co właściwie będziemy tu robić? – zapytał chłopak, patrząc na nią wyczekująco. Alice roześmiała się jak to miała w zwyczaju, zdjęła bluzkę i Arthur zobaczył, że ma na sobie górę od kostiumu.
- To chyba oczywiste. Piasek jest jak patelnia, idziemy do wody!
- Żartujesz? Nie wziąłem kąpielówek.
- Nic nie szkodzi. Możesz kąpać się nago, jeśli ci to odpowiada. – Znów się roześmiała, uwolniła z reszty ubrania. Pobiegła do wody, do której wpadła z głośnym pluskiem.
Rozbierając się, chłopak musiał stwierdzić, że Alice całkiem nieźle prezentowała się w dwuczęściowym stroju. Nie była jedną z tych idealnych w każdym calu dziewczyn, które wylegują się całymi dniami na plaży, by złapać równomierną warstwę opalenizny. Jej drobna sylwetka sprawiała wrażenie wysportowanej, a lekka opalenizna dodawała urody. Patrząc jak macha do niego, po pas zanurzona w wodzie, chłopak zdał sobie sprawę, ze, chociaż zna ją dopiero drugi dzień to lubi jej towarzystwo i jej wesołą paplaninę, która nie jest pozbawiona sensu. Z braku kąpielówek zmuszony był kąpać się w bokserkach, ale nie psuło im to zabawy.
Spędzili w wodzie kilka godzin, aż wodoodporny zegarek na ręku Artura wskazywał za dziesięć drugą.
- Umieram z głodu – wysapała chłopak, gdy upadli na piasek. – Ale musimy poczekać aż wyschniemy, bo nie wzięliśmy ręczników.
- Pomyślałam o tym. – Wstała, odeszła kilka kroków w stronę krzaków i wyciągnęła stamtąd pokaźnych rozmiarów wiklinowy kosz.
Wyjęła z niego koc, dwa ręczniki, butelkę wody oraz kilka kanapek.
- Częstuj się.
Rzucili się na jedzenie, jakby nie jedli od dawna. Potem jeszcze trochę się pochlapali, a około trzeciej ruszyli już w drogę powrotną.
Gdy zza drzew widać już było dom ciotki Penelopy Arthur pomyślał, że dzień minął mu bardzo szybko bez ponurych rozmyślań na temat wypadku i smucenia się. Czuł lekki posmak wyrzutów sumienia, ze tak dobrze się bawił i ani razu nie pomyślał o rodzicach. Stłumił go w sobie; nie mógł dłużej o tym myśleć, bo jak tu się smucić w taki piękny dzień?
”Wszystko dzięki Alice”, pomyślał
- Dzięki za wszystko. Naprawdę świetnie się bawiłem – powiedział, gdy stanęli na werandzie.
Jej zielone oczy znów się śmiały.
- Dziękujesz mi jakbym sama wpompowała wodę do tego stawu – powiedziała – Przyjdę jutro. Wstań wcześniej. Do zobaczenia! – Pomachała mu na pożegnania i poszła.
Arthur pokręcił głową z uśmiechem i skierował się do drzwi. Zanim dotknął klamki stanęła w nich ciotka z marsową miną.
- Gdzie ty byłeś? Zniknąłeś na cały dzień, martwiłam się! Pewnie znów gdzieś się zaszyłeś bezczynnie, prawda? – westchnęła głośno. – Arthur, posłuchaj…Wiem, że jest ci ciężko, ale nie…
- Nie ciociu. Byłem z Alice, kąpaliśmy się w jeziorze za lasem. Fakt, powinienem cię uprzedzić, ze wychodzę, ale ona nie chciała czekać. Wybacz. – przerwał jej.
Pomarszczoną twarz ciotki Penelopy rozjaśnił uśmiech.
- Właściwie nic takiego się nie stało. Nie masz już dziesięciu lat, możesz wychodzić sam. – powiedziała i dodała po chwili: - To dobrze, że masz koleżankę, bardzo się cieszę – nie podzieliła się z nim tym, że bardzo martwiła ją jego ciągła apatia i przygnębienie.
- Czy jest już kolacja, jestem bardzo głodny? – zapytał Arthur po chwili milczenia, gdy każde z nich pogrążyło się we własnych myślach.
-Oczywiście. Chodź, zaraz ci odgrzeję.

Następnego dnia, gdy razem z Alice wrócił z długiego spaceru z psem ciotki, wielkim brytanem Winnetou, znaleźli karteczkę na stole w kuchni, w której ciotka Penelopy informowała ich, że nie zdąży wrócić by zrobić obiad, więc mają poradzić sobie sami.
- ”W lodówce jest mięso, ziemniaki w piwnicy, a sałata i pomidory w ogrodzie. Mam nadzieję, ze takie wyjaśnienia wam wystarczą. Nie spalcie kuchni. Wracam o piątej.” – przeczytała Alice. – Cóż, jeśli chcemy jeść to zabieramy się do pracy. Ja idę po ziemniaki, a ty przygotuj część mięsną.
Arthur spodziewał się znaleźć ładne, okrągłe kotleciki, jakie zwykle serwowała ciotka, ale w misce znalazła tylko bezkształtną masę czerwonego mięsa.
- Jak ja mam u licha przygotować z tego coś jadalnego? – zapytał na głos.
- Nawet nie czujesz, że rymujesz, nie? – zadrwiła Alice, taszcząc wiadro ziemniaków.
Sprawnie oskrobała kilka sztuk i wrzuciła do miski z wodą, a Arthur starał się ulepić z mięsa kotlety.
- Z plastelina idzie łatwiej, a te tutaj wychodzą jakieś koślawe…- mruczał gniewnie.
Wkrótce ziemniaki bulgotały na ogniu, a po domu rozchodził się rozkoszny zapach smażonego mięsa.
- To ta idę po sałatę i pomidory, a ty pilnuj obiadu. – zanim zdążył zaprotestować, Alice wybiegła tylnym wyjściem do ogrodu. Długo nie wracała, a w końcu dobiegł go jej głos.
- Gdzie twoja ciotka hoduje sałatę, nie mogę jej znaleźć?!
Arthur spojrzał na kuchenkę – wszystko wyglądała dobrze, więc postanowił, że może na chwilę wyjść.
- Chyba koło kapusty, o ile dobrze wiem – powiedział, podchodząc do niej. Zaczęli szukać, aż w końcu znaleźli ją na odległej grządce.
- Mam cię! – zawołała triumfalnie dziewczyna chwytając na liście.
Z kuchni dobiegł ich syk.
- Kto pilnuje obiadu?! – krzyknęła
Gdy wbiegli do kuchni zobaczyli, że prawie cała woda z ziemniaków wykipiała, a z patelni unosi się dym. Arthur chwyciła garnek z ziemniakami, ale puścił go z krzykiem, parząc sobie dłonie. Garnek wylądował w zlewie. Alice zdjęła kotlety z ognia i postawiła patelnię na podstawce.
- Miałeś pilnować obiadu! – zawołała z gniewem.
- Przecież kazałaś mi szukać sałaty! Nie mielibyśmy sałatki!
- Świetnie! – Uniosła ręce. – Teraz nie mamy nic OPRÓCZ sałatki!
Zapanowało w kuchni ciężkie milczenie. Nagle oboje wybuchli śmiechem. Śmiali się tak bardzo, że łzy ciekły im po policzkach i musieli usiąść, żeby nie upaść. Ziemniaki w zlewie i spalone na węgiel kotlety były w idiotyczny sposób śmieszne. Do tego ocalała tylko sałatka!
Gdy siedzieli na schodkach werandy i jedli obiad, zjawiła się ciotka.
- Co wam tak wesoło? – zapytała widząc ich uśmieszki. – Nie mieliście kłopotów z obiadem?
Powstrzymali chichot.
- Absolutnych. Dla ciebie zostawiliśmy trochę na kuchni – powiedział Arthur
Ciotka minęła ich i weszła do domu.
- Tylko umyj ziemniaki, bo maja posmak mydła. I odkrój pół kotleta. – mruknął cicho chłopak.
- Spaliłeś je artystycznie na węgiel. Będziecie w ziemie palić w piecu połówkami kotletów!

Wakacje mijały jak z bicza strzelił. Tak myślał Arthur odkąd poznał Alice. Spędzali ze sobą całe dnie. Ani się obejrzeli, a lipiec przeszedł w sierpień. W końcu został już tylko tydzień wakacji. Arthur niepokoił się wrześniem. Wiedział, że Alice wyjedzie od dziadków, państwa Price, a on będzie musiał zmierzyć się z szarą codziennością. Czas dużo przyjemniej płyną w jej towarzystwie, aż miał ochotę go zatrzymać, jakimś magicznym sposobem, co nie zdarzyło się ani razu od wypadku rodziców.
Był ciepły wieczór, chociaż w powietrzu unosiły się pojedyncze niteczki jesieni, w postaci smużek dymu z ognisk, na których płonęły suche łodygi ziemniaków – tyle pozostało po tegorocznych wykopkach.
- Spotkamy się jutro. Muszę iść jeszcze do biblioteki, za dziesięć minut zamykają. Poza tym ciotka, nie lubi jak spóźniam się na kolację – powiedział Arthur, gdy szli razem z Alice przez rynek.
- Ok, przyjdę po ciebie wieczorem, bo cały dzień mam pomagać babci przy przetworach. – Wspięła się na palce, szybko pocałowała go w policzek i pobiegła w stronę domu.
Biblioteka była dwupiętrowym budynkiem z czerwonej cegły. Miała kilka okien w bielonych ramach i szerokie drzwi, do których prowadziły wysokie schody.
- Dobry wieczór! Jest tu, kto?
Zza regałów wyszła wysoka i chuda pani Jenkins, królowa biblioteki od wielu lat.
- Zamknięte, przyjdź jutro – powiedziała suchym głosem, ochrypłym od wdychania kurzu tysięcy książek.
- Ja tylko odłożę te dwie na półkę, a karty położę na biurko. Nawet pani nie zauważy jak zniknę – poprosił chłopak przymilnym tonem.
Pani Jenkins miała dziś dobry humor, bo kiwnęła niechętnie głową i znów znikła za regałami.
Arthur pospieszne ruszył do dziełu ”Literatura klasyczna”. Miał do oddania dwa tomy wierszy Longfellowa, ulubionego poety ciotki Penelopy. Znalazł regał z literą ”L” i wcisnął tam książki. Chciał się odwrócić i odejść, gdy nagle na regale pojawiły się kontury drzwi zwieńczonych łukiem, od których emanowało zielone światło. Chłopak stał jak skamieniały.
Nagle wszystko zgasło i dostrzegł ozdobną klamkę rzeźbioną w misterne arabeskę. Odruchowo nacisnął ją, ale za drzwiami panowała ciemność. Rozejrzał się pospieszne dookoła i wkroczył w ciemność. Jego noga trafiła na pustkę; zanim zdążył krzyknąć poczuł, że spada w mrok.

Wylądował obiema stopami na twardej powierzchni. Rozejrzał się po pomieszczeniu,w którym się znalazł. Było małe, z niskim sufitem, całkowicie puste. Żadnych okien i drzwi.
Jedynym elementem wystroju były trzy duże lustra, wiszące na przeciwległej ścianie.
- Gdzie jestem? – pomyślał.
- W Pokoju Imaginacji. Dla każdego wygląda on inaczej, zależnie od poziomu rozwinięcia wyobraźni. – odpowiedział mu bezcielesny Głos z nikąd. Arthur rozejrzał się po pokoju i dostrzegł dwa czarne głośniki przyczepione do każdego górnego rogu pomieszczenia. Był pewien, że ich tam nie było, gdy wszedł. Nagle zdał sobie sprawę, ze nic nie mówił, a głos i tak wiedział, o czym myśli.
- Skąd wiesz, co myślę? – zapytał zdumiony
- To twoja wyobraźnia. Wszystko tutaj sam tworzysz.
- To nie możliwe. Tyle razy byłem w bibliotece i nigdy tutaj nie trafiłem. Wiem! To jest sen! To wszystko mi się śni – zawołał triumfalnie.
- Ponieważ trzeba ułożyć książki w odpowiedniej kolejności. To jest kod. Złamałeś go i zostaniesz nagrodzony – powiedział Głos.
- Nagrodzony? Jak?
- Podejdź do luster.
Arthur wykonał polecenie Głosu i spojrzał w trzy identyczne szklane tafle. Każda była jak zamglona i dopiero, gdy się im uważniej przyjrzał dostrzegł poruszające się obrazy, które nie były odbiciem pokoju. Każde lustro żyło jakoby swoim życiem.
- W każdym znajdziesz coś innego – odezwał się Głos. – W pierwszym zobaczysz przeszłość. Minioną, utraconą. Wspomnienia.
Chłopak spojrzał w pierwsze zwierciadło. Przedstawiało urywki zdarzeń. On i jego rodzice w zoo. On uczący się jeździć na rowerku. Mama i on, gdy szedł po raz pierwszy do szkoły. On i tata kopiący piłek na boisku. On i rodzice przy wspólnym stole. Boże Narodzenie. Śmiech, prezenty, zdjęcia. Jego dwunaste urodziny, gdy dostał nowe łyżworolki.
Poczuł, że łzy ciekną mu po policzkach. Nie starał się ich hamować, nie było sensu. Chciał podejść do lustra, ale Głos zaprotestował.
- Nie! Nie teraz. Podejdź do drugiego. Ono przedstawia to, co dzieje się teraz. Szybko. Gdy tego nie widzimy.
W środkowym zwierciadle zobaczył ciotkę jak kroi chleb na kolację. Alice na werandzie z dziadkiem. I mnóstwo, mnóstwo obrazów z całego świata. Niektórzy wstawali, inni dopiero się kładli. Pracowali, bawili się, płakali.
- Teraz trzecie. Ono przedstawia przyszłość.
W lustrze zobaczył zbiory jabłek u kogoś w sadzie. Zmoczone deszczem ulice. Siebie całującego Alice w ich miejscu za domem jej dziadków. Egzamin maturalny. Wyjazd od ciotki Penelopy, która płacząc machała mu na drogę. Domek z werandą, nie wiadomo gdzie.
- Teraz posłuchaj uważnie, bo więcej tego nie powtórzę. Możesz wybrać jedno lustro, tylko jedno. Jeśli wybierzesz przeszłość stracisz teraźniejszość i przyszłość, która czeka cię teraz. Gdy wybierzesz teraźniejszość nic się nie stanie. Wybierając przyszłość utracisz teraźniejszość. Mas tylko jedną szansę i nie wiadomo, w jakimś czasie się znajdziesz. Wybieraj – Głos umilkł.
W głowie Arthura tłukła się jedna myśl – odzyskać rodziców. Bez namysłu zbliżył się do lustra z przeszłością. Zapobiegnie wypadkowi, ocali rodziców, wszystko wróci do normy.
- Normy? Co jest normą? Czy normalne jest to, co jest teraz? – Zawahał się. Wodził oczami po szklanych taflach i nie mógł wybrać. Pomyślał o Alice i ciotce Penelopie. Tyle wspomnień, uśmiechów. Ten pocałunek… Przeszłość była pewna. Przyszłość zmienna.
- Dlaczego nie ma cię teraz, kiedy jesteś potrzebny? – krzyknął, ale Głos nie odpowiedział.
Arthur usiadł pod ścianą i czekał. Nie wiedział, na co. Może na olśnienie, które powie mu, co ma zrobić.

Nie wiedział ile czasu minęło. Podniósł się i poczuł, że cały zdrętwiał. Spojrzał na lustra i nagle przemknęła mu przez głowę myśl, jakby ktoś zapaliła zapałkę. Nie było to olśnienie, jakiego oczekiwał, raczej błysk zrozumienia. Do teraz myślał tylko w kategorii, tego, czego on chce, czego mu brakuje i co zostało mu odebrane. Byli na świecie inni ludzie. Miliony, miliardy ludzi, a ci, których zobaczył w lustrze nie byli nawet jedną tysięczną wszystkich żyjących na Ziemi. Zrozumiał. Wiedział, co ma zrobić.
Pewnie ruszył w kierunku luster. Spodziewał się uderzenia szkła, ale miękko przeszedł na drugą stronę. Znów poczuł nicość pod stopami i uczucie spadania.
Otworzył oczy. Stał przed regałem w bibliotece. Nie był w przeszłości ani w przyszłości. Spojrzał na zegarek. Minęło pięć minut. Wyszedł z biblioteki, czując się tak lekko jakby ktoś zdjął mu z serca wielki ciężar.

Po kolacji spytał ciotkę czy ma jakieś zdjęcie rodziców. Przez chwilę była tak zaskoczona pytaniem, że nie odpowiedziała.
- Tak, powinno być w komodzie. Zaraz przyniosę.
Wróciła po chwili z albumem w ręku. Szybko przerzuciła kartki i znalazła to, czego szukała. Rodzice stali na plaży, na tle morza. Przytuleni, objęci.
- To zdjęcie wykonano dwa miesiące po ich ślubie – powiedziała. – Jesteś pewien, że je chcesz? Pytałam cię kiedyś o to, ale nie chciałeś. Nie mogłeś na nich patrzeć. Co się zmieniło? – Przyjrzała mu się bacznie.
Arthur wziął mały kartonik w dłonie i długo na niego patrzył.
- Zrozumiałem, że zatruwanie się smutkiem nie ma sensu. Oczywiście zawsze będę za nimi tęsknił. To się nigdy nie zmieni, ale teraz wiem, że życie toczy się tu i teraz, a nie rok temu czy za dwa miesiące. Nawet gdybyś miała okazję naprawić przeszłość czy zmienić przyszłość nie zrobiłabyś tego – powiedział z lekkim uśmiechem.
- Nie byłabym taka pewna, każdy by chciał mieć taka możliwość – powiedział ciotka
- Wiem z doświadczenia – rzucił tajemniczo.
- Pójdę już do łóżka. Jutro mam się spotkać z Alice. W końcu niedługo wyjeżdża, więc pójdę i pomogę jej z przetworami, a potem gdzieś pójdziemy. Dobranoc.
- Och, nie sądzę, żeby Alice gdzieś wyjeżdżała. Helen mówiłam, że zapisała mała do szkoły i zostanie u nich. Sprawa rozwodowa jej rodziców potrwa jeszcze jakiś czas.
”Świetlana przyszłość, po prostu”, pomyślał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tirindeth
Błądząca w książkowiu



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 4056
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: UĆ

PostWysłany: Pon 17:14, 23 Sie 2010    Temat postu:

Nie wiem, czy uznasz to jako komplement, czy nie, ale twoje opowiadanie jakoś dziwnie skojarzyło mi się z Pięknymi Istotami. Ciekawe, no i ta tajemnicza sala, gdzie trafił Athur. Dziwna wydała mi się postać Alice, ale może tylko mam takie przewrażliwienie. Ogólnie umiesz budować fabułę, jest w niej wiele opisów, dobrego ukierunkowania. Ciekawe, jakby się potoczyły losy bohatera, gdybyś pisała dalej? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzCota
Angel of books



Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii, a jakże

PostWysłany: Pon 17:55, 23 Sie 2010    Temat postu:

Nie mam pojęcia, bo tylko tyle miałam w planach. Raczej zostawie to tak jak jest, mam pomysł na inny tekst.
Nie wiem skąd ten efekt, bo nigdy nie czytałam "Pięknych Istot" Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tirindeth
Błądząca w książkowiu



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 4056
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: UĆ

PostWysłany: Pon 17:56, 23 Sie 2010    Temat postu:

To może mnie się tak bardziej skojarzyło - farma, narracja o chłopaku, tajemnicza dziewczyna i biblioteka :] Ale kiedyś przeczytaj Piękne Smile Co prawda ja nie jestem fanką tej książki, ale fajnie jest napisana.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzCota
Angel of books



Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii, a jakże

PostWysłany: Pon 17:59, 23 Sie 2010    Temat postu:

Serio aż tyle tam podobnych elementów? Nie wiedziałam Smile Jak kiedyś wpadną mi w łapy to przeczytam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tirindeth
Błądząca w książkowiu



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 4056
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: UĆ

PostWysłany: Pon 18:04, 23 Sie 2010    Temat postu:

Nie przejmuj się, to tak jak z moją książką - dopiero teraz się okazało,że Cassie pisząc Clockwork Angel chyba czytała w moich myślach, bo tyle rzeczy jest podobnych Razz Nie no żartuję, po prostu porównań chyba nie da się uniknąć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaszumiał_wiatr
Zatracona w świecie książek



Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 3714
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin

PostWysłany: Pon 19:08, 23 Sie 2010    Temat postu:

Tirindeth napisał:
Nie wiem, czy uznasz to jako komplement, czy nie, ale twoje opowiadanie jakoś dziwnie skojarzyło mi się z Pięknymi Istotami


Tirindeth, wyjęłaś mi to z ust! Razz
ZjedzCota, w Twoim opowiadaniu wyczuwam jakiś podobny klimat do "Pięknych Istot", główny bohater przypomina mi nawet chwilami Ethana. Przeczytaj, przeczytaj Wink
Alice wydała mi się bardzo, ale to bardzo bezpośrednia. Kurczę, ciekawie byłoby znać taką żywiołową osobę, ale czy są takie? Została trochę przerysowana, ale to lepiej niż gdyby była wyblakła i bez duszy, nie Razz Przepraszam, nie powinnam tak od razu, ale jeden błąd razi mnie w oczy
Cytat:
Pokarz się

Ale poza tym ciekawe i przyjemne do czytania Smile pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzCota
Angel of books



Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii, a jakże

PostWysłany: Pon 19:22, 23 Sie 2010    Temat postu:

Łuu, ale strzeliłam błędziora. Na swoją obronę powiem tylko, że pisałam wszystko migiem, bo mnie czas gonił, a potem nie miałam czasu sprawdzić dokładnie. Nic nie szkodzi, powiedz, jeśli znajdziesz coś jeszcze.
Alice miała taka być. Sam uśmiech, bez ciena smutku, niezachwiany optymizm, nawet w obliczu rozwodu rodziców. Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZjedzCota dnia Pon 19:48, 23 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lenalee
Pożeraczka książek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 9553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221B

PostWysłany: Pon 19:35, 23 Sie 2010    Temat postu:

Przyznam, że początkowo opowiadanie to w ogóle mnie nie wciągnęło. Później to się zmieniło, ale minimalnie. Podczas czytania również dziwiłam się, że nie ma tutaj żadnej tajemnicy. Nic a nic, wszystko jak należy, zwykłe opowiadanie. Na szczęście później owa tajemnica ujrzała światło dzienne, choć w taki niestety sposób, że miałam wrażenie, jakby to nie było nic dziwnego. Jakby to po prostu nie była żadna tajemnica, tylko normalny, naturalny, rzeczywisty kawałek opowiadania. Wink
Podoba mi się to, jakie przesłanie zawarłaś w tym opowiadaniu. Z tych, co do tej pory czytałam, tylko Twoje posiada właśnie takie coś. Że nie należy cały czas patrzeć w przeszłość, bo traci się to, co jest teraz. Że są również inni ludzie, a my nie jesteśmy pępkiem świata. No i takie moje osobiste wrażenie, że smutku, bólu i cierpienia nie da się uniknąć w żaden sposób. Wink
Co do błędów, no to były interpunkcyjne, złapałam gdzieś tam jakąś literówkę, zniknęły Ci gdzieniegdzie polskie znaki, wkradły się powtórzenia. Ale ogólnie opowiadanie jest najbardziej na plus. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzCota
Angel of books



Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii, a jakże

PostWysłany: Pon 19:46, 23 Sie 2010    Temat postu:

Wiesz, Lenalee, że się bałam twojej oceny? Razz Jak tak czytałam twoje wypowiedzi na temat innych opowiadań, to nawet w tych według mnie bardzo dobrych znajdywałaś jakieś błędy. Mnie to już z błotem totalnie zmieszasz, tak myślałam. Ale ok, nie było tak źle. Właściwie, to od początku celowałam bardziej w końcówkę i przesłanie niż w rozwój akcji, dlatego wyszło, jak wyszło. Błędów interpunkcyjnych jestem świadoma, bo odkąd dowiedziałam się, że takie coś istnieje mam z nią problemy. Nie wyszło mi tak zupełnie jak chciałam, bo odłożyłam na ostatnia chwilę i musiałam pisać, aby skończyć.
W każdym razie dzięki za miłe słowa Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lenalee
Pożeraczka książek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 9553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221B

PostWysłany: Pon 20:01, 23 Sie 2010    Temat postu:

Jej, naprawdę taka straszna jestem? Very Happy Wiesz, nie znam osoby, która nie miałaby problemów z błędami interpunkcyjnymi. Ja sama robię ich naprawdę dużo i często muszę dwa razy czytać to, co napisałam, żeby je wszystkie wyłapać. A największym wstydem dla mnie jest to, gdy łapię się na tym, że piszę coś takiego: "tależ", "zdaży", "husteczki". Haha, to koszmar. Później oczywiście natychmiast to poprawiam, ale i tak mega wstyd mam z tego powodu. Very Happy
A Twoje opowiadanie jest naprawdę świetne, choć jak wspomniałam, nie wciągnęło mnie. Co wcale nie znaczy, że nie może mi się spodobać. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzCota
Angel of books



Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii, a jakże

PostWysłany: Pon 20:07, 23 Sie 2010    Temat postu:

Troszeczkę Smile Wiem jak to z tymi "husteczkami" bywa Wink Głupia nieuwaga. W szóstej klasie potrafiłam strzelić "nje" lub "żucić" w wypracowaniu Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Silje
Wyjadacz kartek



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 4795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 20:44, 23 Sie 2010    Temat postu:

A mi się wcale nie kojarzy z "Pięknymi istotami".
ZjedzCota genialne to Twoje opowiadanie! Naprawdę strasznie mi się podobało, a kiedy się skończyło - naprawdę szczerze żałowałam, że to już koniec.
Tirindeth ma rację - opisy to Twoja mocna strona; są naprawdę piękne, bardzo obrazowe. No i w ogóle język i styl bardzo ładne.
Podobał mi się pomysł z tą salą luster, bardzo oryginalny i ciekawy. I fajnie pokazałaś w tym lustrze z przyszłością to, co wydarzy się później - chodzi o ten pocałunek.
Niestety nie polubiłam głównej bohaterki, ale to już nie Twoja wina. Kurde, jakby do mnie się taka doczepiła i budziła wczesnym rankiem, to by dostała w ryja. Wink
Zastrzeżenie to samo co do Tirindeth: kurde, dlaczego Wy się uwzięłyście na te beznadziejne imiona rodem z USA?! Dlaczego akcja nie może się dziać na pięknej, polskiej wsi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzCota
Angel of books



Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii, a jakże

PostWysłany: Pon 21:03, 23 Sie 2010    Temat postu:

Zarumienie się Smile Oj, bo jakoś nie przepadam za książkami, których akcja dzieje sie w Polsce. W pierwotnej wersji miał być nasz kraj, ale potem zmieniłam. Tak mi się lepiej pisze Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuz@
Złodziejka książek



Dołączył: 24 Cze 2006
Posty: 33075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polanica | Wrocław

PostWysłany: Pon 21:31, 23 Sie 2010    Temat postu:

Pierwsze okreslenie ,ktore przyszlo mi do glowy to urocze i pouczajace. Na poczatku czekalam na tajemnice, na kolejne fantastyczne postacie ,ale Ty mnie totalnie zaskoczylas. Pomysl z sala z lustrami? Genialny, i moral co jest bardzo wazne.
Twoje opowiadanie jest takie inne ,przez co chwycilo mnie za serce Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wrona
Mól książkowy



Dołączył: 07 Maj 2010
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:25, 23 Sie 2010    Temat postu:

Bardzo mi się spodobało. Na początku może trochę drętwo, ale potem się rozkręciło. Zwłaszcza akcja z lustrami. Gratuluję pomysłu. Poza tym Alice to genialna postać, ma w sobie coś magicznego, jest jakby "aniołem" dla Arthura. Brawo. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kadzia
Książniczka



Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 0:47, 24 Sie 2010    Temat postu:

Bardzo życiowe i pouczające, oczywiście to na plus . Podobało mi się, nawet bardzo i powtórzę po wszystkich, szczególnie fragment z lustrami . Błędy jak to błędy, każdy je popełnia, a u ciebie aż tak dużo ich nie było więc w porządku ; )

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martycja
Zatracona w świecie książek



Dołączył: 25 Cze 2007
Posty: 3562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Inowrocław

PostWysłany: Śro 12:06, 25 Sie 2010    Temat postu:

Plusy:
-długość
-lekki język
-dokładne opisy
-miło się czytało
-dobrze opisani bohaterowi

Minusy:
-mało tej tajemniczości
-akapit w którym dzieje się coś nadnaturalnego jest jakby wyrwany z konteksu. To tak jakbyś pisała, pisała, pisała aż w końcu byś się zorientowała, że zapomniałaś o wątku paranormalnym, więc szybko go dopisałaś Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ZjedzCota
Angel of books



Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii, a jakże

PostWysłany: Czw 18:42, 26 Sie 2010    Temat postu:

Tez nie jestem zadowolona z tego, jak wpasowałam ten element paranormalny, ale już przepadło Wink W opisach czuję sie dobra i podobno to mi najlepiej wychodzi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paradoks__
Zaślepiona powieściami



Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:29, 27 Sie 2010    Temat postu:

Na początku mnie kompletnie nie wciągnęło, ale z czasem robiło się ciekawiej ; ))
Jest sporo błędów interpu7nkcyjnych i literówek..

Ogólnie świetne to twoje opowiadanko! Takie z przesłaniem, jak już wcześniej dziewczyny napisały Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Kosz / Konkurs z selkar.pl / Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island