Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
5. Shadowfever
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Paranormal Romance / JK / Kroniki Mac O'Connor
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Czw 15:02, 13 Paź 2011    Temat postu: 5. Shadowfever



"Zło jest całkowicie innym stworzeniem, Mac. Zło jest złem, które wierzy w to że jest dobrem."

Piąta część serii Kroniki Mac O'Connor.

Premiera w Polsce: miejmy nadzieję III kwartał 2012

****

przeczytałam i od dwóch dni zbieram myśli, jestem wypruta z wszelkich emocji - przegrzałam się przy tej książce Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez MUlka dnia Nie 22:02, 01 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:57, 13 Paź 2011    Temat postu:

Przeczytałaś już całość? No to pisz coś więcej, pisz. Jak emocje? Daje kopa, co? Cool
Cytat:
Moment, w którym padło zdanie, że JERICHO BARRONS uniósł głowę sprawiło, że miałam mega banana na twarzy, a późniejsza rozmowa jeszcze większego - o ile to możliwe Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Czw 18:02, 13 Paź 2011    Temat postu:

To nie jest recenzja , to jest "pieśń pochwalna" którą chciałabym zachęcić do sięgnięcia po te książki ... nie zawiera ona żadnych informacji o fabule żadnej z części ! - tylko to co mniej więcej ze mną robiły te książki- mniej więcej Smile bo to była masakra


Na początek może kilka pytań:

Jak wiele bylibyście w stanie poświęcić dla drugiego człowieka?
Siebie. Swoich bliskich. Cały świat?
Czy czynienie zła dla większego dobra, może być usprawiedliwione?
Czy określają nas czyny, czy może powody dla których je wykonujemy?
Czy zawsze musimy być albo dobrzy, albo źli?
Czarni lub biali?
Światło lub mrok?
Czy jest coś pomiędzy?
Czy jesteśmy w stanie dostrzec cień w mroku i światło wtedy kiedy nie ma ono czego rozświetlić?

Chciałoby się rzec: na te i inne pytania znajdziesz odpowiedz w tej właśnie książce Smile Ale nie, nie o to mi chodzi. Po prostu zadajcie sobie je przed jej przeczytaniem i zweryfikujcie odpowiedzi po Cool

Siedzę drugi dzień i kontempluję. Chciałabym bardzo, ale nie umiem napisać nic mądrego o tej książce. W tej chwili nie chodzi o fabułę, która była swoja drogą niesamowita, trzymająca w napięciu do ostatniej strony, pelna zwrotów akcji, absolutnie nieprzewidywalna … chodzi o to co ta książka ze mną robiła. To był dziwny, emocjonalny rollercoaster. Zatraciłam się w niej tak bardzo. Nie sądziłam, że książka kiedykolwiek będzie potrafiła wprowadzić mnie w taki stan – płakałam, pragnęłam, żałowałam; czułam złość, nienawiść, stratę, miłość – prawie że drżałam razem z bohaterką. Jej wszystkie uczucia były mi tak okropnie bliskie i nie wiem czego to zasługa, tzn na pewno duża większość to styl w jakim pisze Moning Smile – narracja jest tak otwarta na czytelnika, że trzeba się bardzo mocno opierać aby nie popłynąć z jej nurtem. Ja nie dość, że się nie opierałam, to dodatkowo całkowicie się na nią otworzyłam. Już w pierwszej części polubiłam Mac, z każdą kolejną zaprzyjaźniałam się z nią bardziej i bardziej, i kiedy doszłam do tego tomu była już dla mnie tak ważna, że byłam w stanie wybaczyć jej każdy czyn, jeśli tylko to co robiła sprawiało, że mniej cierpiała (mniej cierpiałyśmy). Ale nie tylko Mac mi się podobała Smile
Każda sytuacja, każdy dialog, każda myśl była istotna, nie przypominam sobie momentów w tej książce aby nie miały potem swego następstwa, wszystko było tak świetnie dograne, intryga tak idealnie uknuta … szkoda, że nie spisywałam sobie wszystkich teorii jakie pojawiały się w mojej głowie w trakcie czytania, w sumie byłaby to żmudna robota, bo co rozdział się zmieniały. Kiedy wydawało się, że coś się klaruje, że już jestem blisko - zawsze dochodziło do czegoś co zmieniało całkowicie tok myślenia bohaterki i jednocześnie mój. Kiedy jakaś prawda wychodziła na jaw to i tak nigdy nie była tą ostateczną, czułam że nie ma sensu spekulować, za mało danych, za mała wiedza – ale i tak nie potrafiłam się powstrzymać od wydawania wyroków, od szufladkowania: ten do złych, ta do dobrych i tak w kółko wyciągałam ich i przekładałam …

O bohaterach nie chcę pisać, nie ufam sobie, że nie napisze przez przypadek jakiegoś spoilera. Powiem jedynie, że mimo ich nierealności (to że byli elfami, tudzież innymi istotami) były bardziej ludzkie niż niejedni ludzcy bohaterzy w innych książkach.

Jako że seria znalazła się w dziale paranormal romance to wypadałoby napisać coś o romansie i za nic nie chciałabym zabrzmieć banalnie Smile ale to co łączy bohaterów nie jest proste. Nie liczcie na słodkie wyznania, subtelne pocałunki, przemyślenia bohaterki: kocha – nie kocha, kocham – nie kocham. Tego po prostu w tych książkach nie ma. To coś - co jest pomiędzy nimi wychodzi ponad standardy, jest elektryzujące, podniecające a jednocześnie denerwujące i wprawiające w zakłopotanie. Czytacie pierwszy tom i myślicie sobie : oho znowu zagubiona, śliczna blondyneczka, będzie ratować świat przy pomocy mrocznego, zagubionego księcia, połączy ich jedyna i słuszna wielka szalona miłość … i dobrze, myślcie tak sobie, (tylko niech Was to nie zniechęca) dzięki temu większe będzie Wasze zaskoczenie, w miarę im dalej w historię zajdziecie Wink

Wiem, postawiłam książce (serii) bardzo wysoko poprzeczkę. Sama nie przepadam kiedy robią to inni bo potem człowiek nastawia się na nie wiadomo co, a wiadomo że każdy ma różne standardy. Nie wiem dokładnie jakie są moje niskie/wysokie. Nie jestem jakoś strasznie wymagająca co do książek, maja być przyjemne w odbiorze, mają dostarczać mi rozrywki, nie irytować mnie, nie być tendencyjnymi, zbyt wyniosłymi, zbyt banalnymi. Kroniki Mac O'Connor mnie urzekły - nie dość, że są naprawdę dobrą przygodą to zawierają na swoich stronach bardzo ciekawe przemyślenia. Nie są płytką historyjką na jeden wieczór typu „przeczytaj i zapomnij” - to kawał naprawdę dobrej roboty.
Moim celem jest zachęcenie Was do dania jej szansy – nie sądzę abym mogła być aż tak inna, że to co mnie zachwyciło nie wyda się dla Was co najmniej dobre.
Cztery pierwsze tomy są różne, mają w sobie lepsze i gorsze momenty, ale każdy ma dla mnie dużą wartość, każdy wniósł wiele informacji i emocji, żaden nie był tylko wypełniaczem, to były kolejne poziomy wtajemniczenia, poznania, potęgowały to napięcie,uczucie że wszystko to dąży, do jakiegoś finału i ohhh co to był za finał – „Shadowfever” to dla mnie majstersztyk w swej dziedzinie, tyle emocji, tyle niesamowitych zwrotów akcji i zakończenie, które często przy tego typu historiach bywa dyskusyjne, bo każdy oczekuje czego innego, jedni pragną „i żyli długo i szczęśliwie” inni woleliby coś bardziej dramatycznego – tutaj do samego końca nie jesteś w stanie go przewidzieć i kiedy przychodzi godzisz się z nim,bo ważne jest tylko to, że to szaleństwo, ta gorączka już minęła…I choć już wiem kto jest kim (no prawie Wink ), kto był kim (no niezupełnie Wink) to mimo to jestem święcie przekonana, że całą serię przeczytam jeszcze nie raz, nie dwa Smile - sięgnę po nią zawsze wtedy kiedy będę miała ochotę znów poczuć ten dreszczyk i mimo że znam zakończenie to wiem, że momenty które najbardziej na mnie wpłynęły, wyryły we mnie swoje emocje na stałe i zawsze kiedy do nich wrócę będę czuła to samo – będę równie mocno się cieszyć i równie mocno rozpaczać.


Oksa kopa?
Cytat:
Czy ty wiesz jak ja ryczałam, czytac nie mogłam bo mi sie literki rozjeżdżały, powtarzałam sobie niemożliwe, niemożliwe - bez sensu, jak? jeśli on nie zyje to to wszystko jest bez sensu ! Ryodan ten pieprzony zdrajca ku... ku... ku... hehehe aż mi sie śmiać ze mnie chce teraz Smile Późnej ta jej rozpacz była druzgocąca i to jak karała się pocałunkami z LM Sad, w momencie kiedy postanowiła, że zmieni dla niego świat odzyskałam trochę nadziei, pomyślałam sobie: kurde pewnie jej sie uda, ale nim to zrobi to będzie akcja bez Barronsa - a tu nagle tekst z męskiego punktu widzenia - normalnie serce mi walnęło takiego fikołka Very Happy Musiałam odłożyć na trochę czytanie bo bym jeszcze sobie krzywdę zrobiła, chodziłam po domu i cieszyłam się jak głupia, chciało mi się tanczyć , śpiewac itp hehe jak później przeczytałam, że Mac to robiła to stwierdziłam, że chyba coś ze mną nie halo Cool i za bardzo się wczułam w tą historię i popadam w jakieś paranoje.
I ta cała sprawa z Barronsem, nie rzadko w książkach irytowało mnie, że jest sobie jakiś zły, zepsuty koleś a potem nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki miłość go odmienia ... i na pierwszy rzut oka , czyli patrząc na pierwszy tom i na zakończenie piątego może się wydawać że z Barronsem jest tak samo, ale on się nic a nic nie zmienił, on od początku do końca był sobą, był cudowny - kocham wszystkie momenty kiedy Mac dowiadywała sie czegoś o nim i zaczynała rozumieć jego zachowanie - kiedy powiedziała, że nigdy nie chce znać miejsca w którym się odradzają, kiedy dotarło do niej, że on nie mówi jej tego kim jest żeby ją chronić ... a juz w ogóle kiedy dotarły do niej słowa "jestem jedynym który nigdy nie pozwoli ci umrzeć" ... w ogóle chwile, kiedy rozpaczałam nad nim martwym wydają się takie odległe hehe tyle później sie rzeczy wydarzyło Rolling Eyes Nikt i nic nie było tym czym się wydawało że jest, kiedy okazało się że Dani przyprowadziła Aline do tych potworow, kurcze kto by się tego spodziewał Shocked i tak sobie pomyślałam, że ja dziękowałam za nią autorce phii miałam ochotę utłuc gówniarę ... i znowu Barrons ze swoimi mądrościami, że miłość to krwawa, rwąca rzeka, że zabijanie to nie zawsze morderstwo - no jak się w nim nie zakochać Very Happy
Wstawki z rozmowami z Sinsar Dubh były świetne, Mroczny Król genialny, a cała ta intryga z Cruicem świetna - wiedzialam ,ze to on tylko za chiny nie wiedzialam gdzie sie ukrywa ... przez moment sądziałam, że V'Lane jest jakos w to zamieszany, kiedy Mac zapytała go o bransoletę ... ale później wyleciało mi z głowy ehhh co za palant Dobra koniec bo mogłabym tak pisać i pisać ... kocham tą książkę Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kada113
Zatracona w świecie książek



Dołączył: 17 Gru 2009
Posty: 3650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:13, 13 Paź 2011    Temat postu:

MUlka, jak się rozpisałaś!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:43, 13 Paź 2011    Temat postu:

Uff. No nic, chciałam od Ciebie więcej wrażeń to mam Smile I cóż ja teraz mogę dodać po takiej wypowiedzi? Naprawdę nie chcę komuś zepsuć czytania - nakręcić do granic możliwości i czytać później, jak to ktoś myślał, że będzie lepsze, a nie ma rewelacji. Po prostu spróbujcie. A nóż widelec się zakochacie jak te dwie wariatki tutaj XD

Cytat:
Co do Barronsa to widzisz to jest dla mniej największy majstersztyk. Są rzeczy w nim, które mnie odrzucają. Budzą sprzeciw. Zabicie tej kobiety, którą sam sprowadził. Gwałt. Tyle morderstw zapewne. No i jego dieta... jestem jej nieco ciekawa i w tym samym stopniu przerażona... Bo pewnie tym samym karmił swojego dzieciaka Shocked A jednocześnie: jest kim jest, autorka nie rzuca nam w twarz jego użalaniem się nad jego przeszłością zwyczajnie dlatego, że jego życie mu odpowiada. Wielokrotnie powtarzał Mac - jestem tym, kim jestem. Nie ubieraj mnie w możliwości i potencjał, bo nigdy za nimi nie podążę. A ludzie uwielbiają doszukiwać się wszędzie dramatyzmu i otoczki szlachetności czy wyższego dobra (przez Barronsa bardzo znielubiłam ten konkretny frazes). I moje ulubione: Jest tylko jedne pytanie w życiu warte jego zadania - Bez czego tak naprawdę nie jesteś w stanie żyć?

Nikt, absolutnie nikt z ważniejszych postaci, nie zasługuje na miano czysto pozytywnego albo negatywnego bohatera.

A teraz kilka wątpliwości (mam nad Tobą MUlka przewagę kilku miesięcy, więc nie dziw się, że Cię zbombarduję teraz pewnymi kwestiami hehe):

1. Sprawa ciąży. Bzykali się tyle czasu i ani mru mru na temat możliwych konsekwencji. Dziecko Barronsa było jakie było, więc albo zostało poczęte zanim tatuś stał się bestią i objęło je również jego "klątwa" - nie wiem jak to inaczej nazwać, bo naturalnie nie zostało to wyjaśnione, parę razy tylko padło słowo, że są "przeklęci". Albo Barrons raczej nie chcąc by urodziło się kolejne takie dziecko znalazł sposób na uczynienie ich bezpłodnymi i ustanowił to ich prawem - brak posiadania potomka (jak Ryodan przyznał, to Barrons ustalał reguły, wedle których żyli). Może to być jakiś naprawdę bardzo stary rodzaj magii - żyją przecież tysiące lat - a może magia druidzka? Ale nią się chyba zainteresował później, a do tego czasu któryś z nich miałby już dzieci... W każdym razie, też mi to zabijało ćwieka, ale jestem bardziej za drugą opcją (magia). Albo oczywiście kompletnie mijam się z prawdą, bo autorka jak zwykle wymodziło coś, o czym mi się nie śniło wyobrażać Confused . Może coś o tym będzie w kolejnych książkach? Przyznaję, że mam pewną dozę wiary dla autorki i ufam, że cała ta sprawa z dziećmi zostanie rozstrzygnięta. Nawet jeśli nie zostanie całkowicie wyjaśniona, to chociaż podjęta.

2. I tu właśnie z kolei jest problem. Czemu do tej pory Mac nie zastanowiła się - nawet raz - nad możliwością zajścia w ciążę? Nie zapytała Barronsa, to nie zapytała, ale żeby w ogóle o tym nie myślała? Bo gumek na bank nie stosowali, jakoś tego nie widzę Cool Postanowiła żyć razem z Barronsem, jakby nie patrzył jest kobietą i nawet jeśli nie chciałaby nigdy mieć dzieci - a wiemy, że chciała - to czy autorka nie powinna choć dać wzmiankę o jej zdaniu na ten temat w przypadku związku z Barronsem?

Ubóstwiam zakończenie. I niech mi ktoś powie, że jest cukierkowe. Świat nadal walczy z hordami elfów, mur nie został przywrócony i przed bohaterami jeszcze mnóstwo bitew. Ale... jak napisała Mac: życie jest piękne, ma je z kim dzielić i jest o co walczyć. Koniec kropka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Czw 20:30, 13 Paź 2011    Temat postu:

Owszem wahałam się czy napisać to co napisałam, bo wiem czym to grozi.
Ktoś kiedyś mądry powiedział, że "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają" ... dlatego, niech mi wybaczą Ci na których książki te nie zrobią wrażenia, chociaż szczerze nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że ktoś ich w ogóle nie doceni. Myślę, że to historia przede wszystkich dla romantycznych dusz, a ja jestem mega romantyczką ... i nie chodzi mi tutaj jedynie o uczucia damsko- męskie - bo ktoś pomyśli sobie, że to jedynie pięciotomowe romansidło, a tak nie jest, wszystko to co spotykało Mac było po prostu ekscytujące, więc napisałam prawdę - TO właśnie czułam kiedy czytałam te książki i chcę zachęcić innych do ich przeczytania, bo żywię nadzieję, że poczują to co ja, lub chociaż tego cząstkę. Prawdopodobnie książki te nie są bez wad, aczkolwiek ja ich nie dostrzegam Very Happy , może kiedyś opadną mi z oczu zasłony zauroczenia i coś zobaczę , a może to ktoś z Was mnie olśni Smile

Cytat:
"Jest wiele rzeczy z którymi możemy żyć, ale najważniejsze są te bez których nie potrafimy." Tak, tak z Barronsem jest tak jak piszesz ... długo czekałam na kogoś takiego jak on, spotkałam się z podobnym typem bohaterów w "Bractwie Czarnego Sztyletu" - szlachetne potwory ... Mnie też przeraża to, że potrafię zaakceptowac to że był śmiercią do wynajęcia, kłamał, kradł, mordował i nie jestem do końca przekonana, że usprawiedliwia go to że później robił to by uwolnić syna od tej męczarni, czy może siebie od patrzenia na jego cierpienie ? Ale właśnie to, że sam siebie akceptował okropnie w nim doceniłam "nigdy sie nade mną nie lituj panno Lane, lubie to czym jestem" kierował się własnymi regułami "to jak sobie z czymś poradzisz zdefiniuje cię jako osobę" był mniej skomplikowany niż mi sie wydawało, bałam się że autorka zrobi coś głupiego i zdejmie z niego klątwę, zrobi normalnego , zazdrosnego kolesia .. ale jak mogłam choć na chwilę w nią zwątpić Smile Kurcze nie muszę wszystkiego w Barronsie akceptować i właśnie to, że tak myślę jest fajne Smile
Z tą klątwą ja zrozumiałam to tak, że byla ich pewna grupa, Barrons i jego ludzie, faceci od brudnej roboty, jego syn był z nimi i przegrali walkę, zginęli tam wtedy na tej pustyni - obudzili się rano i nie rozmyślali o tym co się stało, żyli i to się liczyło. Dwa lata później jego syn zginął, ciało zniknęło minęło sporo czasu nim kolejny z nich zginął i dowiedzieli się, że odradzają sie w tym miejscu na pustyni. Więc syn jego został przeklęty razem z nimi, przez co? i dlaczego? - kto to wie? jak to Barrons powiedział, bóstwa bywają kapryśne Smile

Jedno mi zazgrzytało Smile Wtedy gdy umarł po raz pierwszy czuł piasek, chodzace po nim robactwa itp - nie wiem czy ten pierwszy raz jakoś różnił się od kolejnych, jeśli nie to powinien był czuc i słyszeć, to wszystko co Mac wygadywała do niego martwego na klifie :/ Ale to tam się czepiam szczegółów - może nie do końca wszystko zrozumiałam Wink

Co do ciąży i tych kwestii, też o tym myślałam ... być może autorka celowo tego nie poruszała. Nie wiem jak to do końca jest u elfów, ale wychodzi na to, że nie mają one dzieci, książęta i księżniczki sa stwarzani i kiedy giną odradzają się w innych, jak np jeden z książąt w Christianie. Mac swój "pierwszy raz" w sensie w książce miała w kościele z książętami, skoro oni nie mogą spłodzić dzieci to odpada, wtedy też dostała eliksir który kto wie jak na nią wpłynął. Co do Barronsa - myślę, że nie może mieć dzieci - kurcze w końcu sa dni kiedy serce mu w ogóle nie bije Smile A że Mac o tym nie myślała ? Będąc Pry-ia nie miała kiedy, poza tym już wtedy była po eliksirze, Barrons mówił, że czuł, że inaczej pachnie ... kiedy wyszła z tego stanu wszystko potoczyło się tak szybko, bywało że nie jadła dniami, myślisz że nawet jeśli nie miała okresu to o tym w ogóle myślała ... Myślę, że Mac całkowicie zrezygnowała z tych młodzieńczych marzeń dom, mąż, dzieci biały płotek ... w końcu nie jest już człowiekiem, a jej facet jest potworem Smile. Kto wie może autorka podejmie ten temat w przyszłości, ale ja uważam że Jericho już nie może spłodzić dzieciaka, a Mac już nie jest na tyle ludzka aby w ciążę zajść. Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez MUlka dnia Czw 21:03, 13 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:33, 13 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
Osobiście też skłaniam się ku temu, że żaden z nich nie może mieć dziecka i jego syn został przeklęty razem z Barronsem, a potem zabijany przez jego wrogów. Gdyby to była kwestia magii, to po ich śmierci teoretycznie nie powinna się ona utrzymać. Barrons był bez tatuaży, kiedy wrócił, a są one przecież częścią magii druidzkiej.

Zastanawia mnie cholernie kim była ta istota, wygląda na to że kobieta, o której Mac się dowiedziała z jego myśli, gdy była Pri-ya... Ich bogini?

Mac raczej może mieć dzieci, bo w innej serii Moning jeden z Tuatha de Daanan, Adam (wystąpił w Shadowfever, pamiętasz scenę? XD ) miał syna ze śmiertelniczką. Ciann był półelfem.

I zgadzam się, sytuacja się zmieniła i wątpię, żeby nawet tęskniła za tymi planami o ciepłym domku i miłej rodzince. Chodziło mi bardziej o całkowity brak wzmianki o tym. Nie musiała przecież tego chcieć, ale kiedy już wiedziała, że chodzi o syna Barronsa - czyli jakby nie patrzył dziecko - to dziwię się po prostu, że nie poświęciła tej kwestii nawet maleńkiej myśli. Sądzę, że jednak jest to pewne niedopatrzenie.

A z tą śmiercią to może masz i rację, może pierwsza była w jakiś sposób inna od kolejnych i stąd ta rozbieżność. No ale tu już możemy sobie gdybać, może coś się wyjaśni w innych tomach.

Człowiek sobie myśli, że oddać za kogoś życie to największe możliwe poświęcenie, ale przyznam się, że nieco zrewidowałam sobie tę opinię. Cholernie ciężko byłoby mi się pożegnać z życiem, nawet za kogoś i nie chcę tego sobie wyobrażać. Ale z drugiej strony żyć dalej, być z kimś i przy kimś w najgorszych możliwych momentach. Żyć dalej w najgorszych możliwie czasach, podczas gdy inni osiągnęli spokój po śmierci. Nie powiem, jest to naprawdę zastanawiające.

PS. Jak Ci się podobał fakt, że Mac i Barrons ani razu nie powiedzieli sobie na głos, że się kochają? Mi - szalenie Smile

PS. 2. Co myślisz o Lorze Mr. Green

A tak odchodząc od tej serii, to czuję że w części o Ryodanie - jeśli Moning miałaby go z kimś połączyć - to coś zaiskrzy między nim a Jo Smile Kto się czubi, ten się pożąda, nie? Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Czw 22:36, 13 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:

Tak Adam był tym który zakochał się w śmiertelniczce i stał sie kimś podobnym do Darocca, tylko on to zrobił dobrowolnie.
Mac nie myślała o wielu rzeczach, na przykład o tym , że prawdopodobnie przeżyje swoich rodziców, więc mnie osobiście nie drażni to że nie rozmyślała o macierzyństwie.

Myślałam też o tatuażach Barronsa, że znikają po śmierci -może to kwestia ochronna, w końcu leży dobę gdzieś tam, a potem znika. Może po to żeby szybciej wrócić z pustyni - cos w ten deseń.

Ta kobieta taak było coś takiego, aż sobie zajrzałam i wiesz co teraz sobie mysle, że to była ta kobieta którą kiedyś kochał i stracił, bo dowiedziala sie zbyt wiele : " Have they gotten to her? Does she know? Will she denounce us? Turn her face away?" - może sie mylę , ale tak to widzę.

Te "mądrości Barronsa" zmuszają do refleksji nie ma co Smile

Co do wyznawania uczuć Smile najbardziej podobały mi sie ich wymiany zdań bez słów ... Kocham Cię jest takie banalne , poza tym to nie słowa a czyny sie liczą Smile (ha nauczyłam sie od Barronasa) ona chciała zniszczyć dla niego świat, on wolał znosić cierpienie syna niż ja stracić, jak on to powiedział? "Istniejesz dla mnie w miejscu które jest poza wszelkimi regułami" - czy jakoś tak - kurcze żadne ajlowju nie może sie z tym równać Very Happy

Lor Very Happy jest zabawny - nie wiem dlaczego ale przypomina mi trochę Dani Smile , Ryodana też lubię - mimo wszystko i też poczułam tą iskrę między nim a Jo - myśle, że pora aby świta Barronsa troszkę zmieniła swoje reguły, patrząc na Kasteo Sad warto ...
Całkiem ciekawa mogłaby być seria o nich Smile
No to żeśmy sobie zrobiły prywatne forum Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:01, 14 Paź 2011    Temat postu:

No zrobiło nam się trochę prywatne forum, może ktoś się w końcu przyłączy, co? Cool

Cytat:
Wątpię, żeby tatuaże były związane z ich przekleństwem w jakikolwiek sposób. Barrons opowiadał Mac, że chwytał się każdego sposobu i magii, żeby pomóc synowi. Tatuaże są jak najbardziej ochronne, można je spotkać w tej formie w magii druidzkiej, ale tutaj wiąże się to chyba z czarną magią po prostu. O czarnej magii i tatuażach mówił Mac w dwójce, jak opowiadał o starciu z trzema Szkotami w piwnicy i, że jeden z nich posługiwał się właśnie tą magią.

A co do tej kobiety, to wątpię, żeby to była jego partnerka, którą kochał. A może i tak było, ale zdecydowanie odgrywała większą rolę również dla nich wszystkich:

"Others flank us; still we are so alone. What have we done? What have we become? Have they gotten to her? Does she know? Will she denounce us? Turn her face away?"

Tu tak jakby zadawał pytanie, czy wrogowie ich wszystkich do niej dotarli, a nie ktoś z jego ósemki.

"She is our world. Our highest star, our brightest sun, and now we are dark as night. We were always dark, feared, above and beyond any law. But she loved us anyway. Will she love us now?"

Tutaj jak nic widać, że jest dla nich wszystkim. I mimo, że zachowywali się jak potwory już wcześniej, ona ich akceptowała. Dopiero, kiedy zrobili coś, co sprawiło, że zostali przeklęci (a wszystko na to wskazuje) zaczęli się zastanawiać, czy nadal ich do siebie przyjmie. Albo bali się o ich nowe alterego - bestię - a nie ich czyny.

Coś mi się wydaje, że zmiany nastąpią, bo mam wrażenie, że nawet jeśli Mac odkryje ich sekret i reszta będzie chciała ją zabić, to tym razem Barrons na to nie pozwoli. Mac ma przeciwko nim też niezłą broń - K'Vracka, a z czymś takim jeszcze nie mieli do czynienia Mr. Green Zastanawiało mnie też, czemu prócz zabijania nawzajem swoich bliskich, którzy się zbyt dużo dowiedzieli często też ich zwyczajnie torturowali a dopiero hmm zjadali Shocked Może to był rodzaj nauczki, przestrogi? Żeby następnym razem był bardziej ostrożny?

Nie jestem też przekonana, czy chciałabym, żeby Moning o każdym z ósemki napisała oddzielną część, gdzie każdy miałby dziewuchę dla siebie. Niektórzy z nich jakoś mi się też do tego nie nadają (spójrzmy chociażby na wielbiciela cierpienia i trzeszczących kości u swoich ofiar - Lora). Nie zrozum mnie źle, nie mam generalnie nic przeciwko takiej formie, ale do tej pory raczej nie miałam dobrych wrażeń po seriach, gdzie w każdej części kolejny koleś czy babeczka znajdowali swoją drugą połówkę.

Ale Ryodana jestem akurat szalenie ciekawa Smile Mimo wszystko zdobył moją sympatię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Pią 20:42, 14 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
Nie, nie miałam na myśli serii w stylu "BDB", że każdy znajduje sobie miłość życia. Raczej takie luźne ich "przygody" Wink Mogło by być zabawnie i groźnie.

Tatuaże Smile nie chodziło mi o to że są one bezpośrednio związane z klątwą, tylko że po latach doświadczeń i nauki stosują je jako ochrona, do lepszej kontroli nad bestią itp Smile A to że znikają po śmerci to pewnie też jakaś kwestia ochronna - przykładowo, żeby nie czuli jak leżą martwi Wink W sumie fajnie, że nie wszystko jest wyjaśnione.

A co do cytatów o tej "Onej" hmm Kiedy Mac wchodzi do głowy Barronsa to najczęsciej pisze w pierwszej osobie: "jestem nim, stoję tam, sam, wdycham, patrzę, rozglądam się itp..."Ale w tamtym akurat momencie Mac mówiła w liczbie mnogiej (pewnie ze względu na jej stan Pri-ya nie do końca była zorientowana co sie dzieje więc zamiast "I am" było "We are" Ja i On = My - a nie Barrons z kumplami)
Wizja zaczyna się od tego że jest na pustyni, czyli można zinterpretować że znów powstał z martwych, otaczają go koledzy, ale on mimo to czuje się samotny i zadaje pytania (będę pisać tak jakby tam nie było Mac) Co ja zrobiłem? czym się stałem? czy ją dorwali? czy ona wie? czy mnie potępi? odwróci twarz w drugą stronę? - prawdopodobnie ujawnił się przy niej jako bestia i do tego razem z kolegami zginął skoro są razem na pustyni - ale to taka luźna interpretacja Wink
Ona jest moim światem. Moim (w skrócie;)) słońcem, a teraz jestem ciemny jak noc. Zawsze byłem mroczny, lękali sie mnie, byłem ponad i poza prawem (tu pewnie pije do swojej brudnej roboty, poza tym z kimś tego syna musiał mieć - a jak sam powiedział długo nie wiedzieli, że są nieśmiertelni więc pewnie żyli jak wczesniej) Ale ona mimo to mnie kochała. Czy będzie kochała mnie i teraz? Ja który nie znałem lęku i niepewności teraz poznałem obydwa w momencie kiedy czułem sie najsilniejszy. [...] Ja który mordowalem bez sumienia, brałem bez pytania, podbijałem bez wahania, teraz to wszystko kwestionuję. Rozdarty poprzez jeden czyn. Potężny, o niezachwianym kroku - potykam się. Padam na kolana itd..
Można tu się pomylić bo pisze w liczbie mnogiej a to są myśli Barronsa o nim samym, , nawet później w kolejnej wizji kiedy mordował i mu przy tym stawał, był podobny zabieg "and we are killing violently, and our cock is hard while we do it" ... przecież jeden cock nie może stawać kilku kolegom na raz Wink każdy ma swojego
Więc ja stoję przy tym , że to jest ta którą kochał i stracił Smile Nie wiem czy ją zabili, czy po prostu zginął i już do niej nie wrócił, ale jeśli ujawnił przed nią bestię to mogło się dla niej źle skończyć :/

Tak szczerze to cholera wie z jakich czasów Barrons pochodził, jakie bóstwa wtedy "były" - ja bym na miejacu autorki zostawiła temat klątwy - przeklęta bestia i tyle - dla mnie może być nawet z innej planety Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez MUlka dnia Pią 20:48, 14 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:54, 14 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
Z tą kobitką to masz rację, opis nie odnosi się do nich wszystkich, tylko jest to jakby połączona świadomość Mac i Barronsa, zresztą później kiedy siłą wchodzi przy V'lanie do jego umysłu, to sytuacja jest podobna - utożsamia się z nim, ale jest świadoma, gdzie się znajduje i stąd forma już oddzielna JA/MY.

Ciekawa jestem czy jest matką syna Barronsa. I czemu już wtedy reszta miałaby ją chcieć zabić. Oni wiedzieli, że są inni, ale dopiero, gdy zginęli po raz pierwszy dowiedzieli się, że się też odradzają (ciekawe czy wcześniej już się zmieniali w bestie czy po pierwszym odrodzeniu). W jaki sposób zostało już ustalone, że informacje o nich karane są śmiercią? Skąd pewność, że będą chcieli ją zabić? Czyżby od razu po dowiedzeniu się, kim się stali zostało ustalone, że nikt nie może znać miejsca ich powrotu do życia? Jeśli tak, to skądś taka decyzja musiała się wziąć, może stało się tak po odnalezieniu jego torturowanego syna?

W tym fragmencie on się zastanawia też, czy "ona wie". Tylko kwestia, czy ona już po prostu czegoś się dowiedziała, czy też tamci po dorwaniu jej powiedzieli jej o co kaman.

Ja jednak skłaniam się ku temu, że to wcale nie ósemka za nią podążyła, tylko jego wrogowie (bądź ktoś inny), może Ci sami co znęcali się nad jego synem, a on się obawiał o jej reakcję na to, co jej powiedzą, na prawdę o nim. I bał się, że zwątpi w niego i odwróci się od niego, jak usłyszy, czym się stał. I może co się stało przez niego z ich synem - jeśli była matką. "Other flank us" - a on podąża razem ze swoją ósemką przez burzę na pustyni do tej swojej kobiety.

Kurde, nasz obecny poziom informacji w żadnym razie nie pozwala odpowiedzieć na te pytania Smile To jest tak pokręcone, że im więcej o tym myślę, tym mniej wiem Laughing

A z tatuażami, to wiedziałam, że nie chodziło Ci, że są bezpośrednio związane z przekleństwem, źle to ujęłam Smile Mi się wydaje, że Barrons stosuje je dla ochrony przez to, że używa czarnej magii - np. do tworzenia barier. A może i do czegoś innego. Zadawanie się z czarną magią wiąże się z pewną ceną, a przez to wymaga też ochrony. Chociaż teoria, że w ten sposób jakoś ułatwiają sobie życie z bestią nie powiem jest ciekawa. Z drugiej strony jednak czuję też, że jest to kwestia tylko i wyłącznie ich kontroli, no bo powiedzmy sobie szczerze, na opanowanie tego mieli tysiące lat Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Oksa dnia Pią 22:11, 14 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Pią 22:38, 14 Paź 2011    Temat postu:

odbijany Smile
Cytat:
"Other flank us" - "Reszta nas otacza"? - a my mimo to samotni - jak kolega Keltar w tej chwili (czy jak on tam miał Wink )
Nie wiadomo kiedy to się stało, prawdopodobnie syna Barronsa już nie było, bo sam mówił że długo trwało zanim kolejny z nich umarł i kapnęli się że odradzają się na pustyni. Można to bardzo różnie interpretować, ale to że jego kumple tam są wcale nie musi znaczyć że z nim umarli. Przecież on się odradza na drugi dzień o świcie, może po prostu na niego czekali ... no i ocknął się , a w tym czasie jego ciało gdzieś tam zniknęło - może stąd te jego wszystkie pytania,a może ona wiedziała o bestii i teraz boi się że to ujawniła i oni ją zabili. A jeśli nie wiedziała, to przecież umarł jak ma teraz znowu pojawić się w jej życiu ... ahh ta Moning. To mogła być jakakolwiek kobieta z życia Barronsa, żył tyle lat że pewnie kochał nie raz - kto wie może ta akurat sprawa zapoczątkowała jedno z ich okrutnych praw, a że on je w większości tworzył to wychodzi na to, że z doświadczenia Sad

Tatuaże ha była taka scena pod prysznicem Cool kiedy Mac go zapytała, czy kiedy umiera to tatuaże znikają bo wraca taki jaki umarł za pierwszym razem ... oczywiście jej nie odpowiedział - ale to może być to Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez MUlka dnia Pią 22:45, 14 Paź 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:17, 15 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
Z tymi tatuażami to nawet nie musiał odpowiadać, zdążyła już się dziewczyna naocznie przekonać, że po powrocie miał ich o wiele mniej Smile

Widzisz właśnie o to mi chodzi - możemy sobie spekulować i myśleć: o mi się wydaje tak albo srak, a tak naprawdę informacji jest tyle, że trzeba by było bardzo porządnie przeanalizować książki i znaleźć więcej zdań, które mogły coś jeszcze podpowiedzieć, oprócz bezpośrednich myśli Barronsa.

A tak na chwilę zostawiając samego Barronsa, wszystko tak się ładnie układa, nie? Kiedyś jej powiedział, że chciałby ją znać w momencie, w którym nie będzie wymagała od niego żadnych informacji kim jest. Ona mu odpowiedziała, że dzień, w którym nie będzie ich potrzebować będzie oznaczał, że nie żyje... No cóż gdyby się dowiedziała i reszta ją zabiła za to, to rzeczywiście ta przepowiednia by się spełniła. Razz A teraz rzeczywiście nastał taki czas, kiedy ona ich nie chce poznać.

Albo to, że kiedyś pozna mężczyznę, którego pocałunki sprawią, że nawet jeśli będzie brakować jej powietrza, to będzie to jej najmniejszym problemem, o ile w ogóle się tym przejmie.

Podobały mi się też ich wszystkie rozmowy o nadawaniu imion i nazw każdej rzeczy. Np. kiedy zapytała go, jak się nazywało to dziecko w czwartej części:
“Who was the child?” I said.
For a moment he said nothing. Then, “You ask absurd questions. What did I feel?”
“Grief.”
“What bearing would something as trivial as the child’s name or his relevance to my existence have on anything?”

Ma być też część oprócz Dani i Ryodana też o Christianie i tu muszę przyznać, że już średnio na nią czekam. Ten konkretny MacKeltar ujmując to bardzo dosadnie dość często mnie wkurwiał Cool Strasznie się mądrzył przez ten swój wykrywacz kłamstw. We wcześniejszych częściach jeszcze go lubiłam, ale w SF po uwolnieniu stał się co najmniej irytujący.


Widzę, że trochę się zaznajomiłaś z innymi książkami Moning Smile Tamte są typowymi PR, sama autorka przyznała, że nieźle skręciła od swojego typowego gatunku w Fever Smile Ja akurat czytałam tylko książkę o Adamie, a o reszcie przeczytałam sobie opisy i ciekawostki.

A co do serii, to akurat BDB czytałam 3 części i było całkiem spoko, podobała mi się 3 szczególnie. Ale już np. seria Gena Showalter czy Sherrilyn Kenyon są dla mnie zwyczajnie kiepskie. Ale to już rzecz gustu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Nie 9:40, 16 Paź 2011    Temat postu:

Wiesz co powodują te nasze rozmowy ?, że mam ochotę znowu przeczytać wszystko od początku Smile albo przynajmniej trzy ostatnie części Smile

Mi strasznie zapadały w pamięć ich wszystkie rozmowy, pewnie dlatego że kiedy Barrons się odzywał gdzieś tam włączała mi się czerwona żaróweczka z napisem "czytaj między słowami" - więc większość jego tajemniczych, wydawałoby sie zdań, próbowałam rozgryźć Wink

Cytat:
Kiedy rzucił 'hasłem' “I watched you die. I need to fuck you, Mac.” kurcze to była taka esencja jego uczuć ... Gdyby powiedział to inny facet to bym sobie nieźle o nim pomyślałam, ale to było takie barronsowe Smile ... albo wczesniej “Don’t you think for a fucking minute you can put all that in your eyes, then die. That’s bull shit. I’m not doing this again.” Very Happy
Jednym z moich ulubionych tekstów potwierdzających to, że Mac stała się tą która nie musi wiedzieć o nim wszystkiego był:
“What do you eat?” I say carefully.
“None of your fucking business,” he says gently.
I nod. I can live with that. Very Happy

ehhh mogłabym cytować i cytować Smile

tak przeczytałam jej www od deski do deski Wink książki - jeśli wydadzą jakieś w PL - pewnie sięgnę Smile
Showalter mam te wydane u nas, jeszcze nie czytałam, lubię takie ksiązki czytać w specyficznych momentach - nie zawsze mi podchodzą. Kenyon jest średnia - czekam na tom o Acheronie - on mnie jedynie intryguje.
A BDB - uwielbiam styl Ward - który w polskim przekładzie został tak strasznie zmasakrowany że ehhh - poza tym Bracia są specyficzni, czasami mam wrażenie, że ich zachowania są bardzo proste, zwierzęce wręcz prymitywne i to czynnik ludzki powoduje komplikacje w ich życiu a nie odwrotnie Smile poza tym wbrew pozorom w ich książkach nie ma szczęśliwych zakończeń ... no ale odbiegłam od tematu Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:41, 16 Paź 2011    Temat postu:

A co ja mam powiedzieć? Dawno przeczytane i znowu wróciłam do tych książek jeszcze z kilka razy przy okazji Twojego czytania, żeby być na bieżąco Smile
Pierwszą i drugą część to pewnie z co najmniej parę naście razy przeleciałam (a może i więcej).

Cytat:
Tak się do dzisiaj zastanawiam, czy Barrons rzeczywiście zostawiłby Mac, gdyby się nie zdecydowałą do niego pójść. Coś czuję, że nie. Trwałby gdzieś w pobliżu, nie spuszczając jej tak naprawdę z oczu. Według mnie to miał być pewien rodzaj testu, który miał pokazać, że Mac w końcu jest gotowa na związek z nim i przyznanie się do tego, że tak jest. Że w końcu GO dostrzegła, dostrzegła jaki jest i że takiego go chce. I pokazała, że jest taką kobietą, za jaką ją uważał i jaką chce mieć przy swoim boku. Wątpię, żeby mając na swojej drodze taką kobietę tak zwyczajnie by ją zostawił. W końcu - dla niego liczą się jedynie te rzeczy, bez których nie jest w stanie żyć Smile A nie jest on typem, który by tak po prostu zrezygnował z takiej "rzeczy" Smile

Też mogłabym wymieniać i wymieniać te cytaty. Np. dwie sceny, w których Mac ma walczyć bez Barronsa. W obydwu o mały włos nie kończy się to uwięzieniem jej przez Barronsa i ochroną przed wszystkimi "niebezpieczeństwami tego świata" Smile

“Was that a thank-you, Ms. Lane?”
I thought about it and shrugged. “Yes.”
Behind me, he made a strange noise. “That’s it. You’re not going.”
“Because I thanked you? What kind of logic is that?”
“The kind of person that thanks another person never survives. Have you learned nothing?”

I z piątej:

"Jericho, I feel like my whole life has been pushing me toward this moment."
"That's it. Fate's is a fickle whore. We're not going."

Te książki kojarzą mi się też w niektórych miejscach z zabawą schematami z filmów i książek, tak jak tutaj wymiana zdań przed wielką bitwą - i jego uwagi odnośnie takich pogadanek.

Albo ta konieczność znania czyjegoś imienia i pochodzenia, żeby móc go jakoś skategoryzować i zaszufladkować wedle własnego pojmowania świata.

Czy też cała ta ich miłość, kiedy Mac myślała, że jest królem Unseelie - Barrons wyśmiał jej potrzebę ubierania ich dziwnego związku w miłość dwóch pokrzywdzonych i rozdzielonych przez los kochanków.

A już w ogóle gloryfikacja poświęcania za kogoś życie, a najchętniej jeszcze gadanie o zrobieniu z siebie kozła ofiarnego w imię wyższego dobra czy całego świata. Jak to było: "Śmierć jest łatwa. To życie jest trudne."

Postanowiłam też trochę pogrzebać w mitologii baskijskiej i wierzeniach piktów, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o pochodzeniu Barronsa, w końcu było piktyjskie/baskijskie. Trudno o bardziej szczegółowe źródła w necie, same jakieś ogóły, ale nie popuszczę, pogrzebię w bibliotece Mr. Green

Możliwe, że nazywał się kiedyś Zigor (JZB-drugie imię), bo było to bardzo często nadawane imię baskijskie. A oznacza "ten, który wymierza karę/zemstę" albo po prostu "kara/zemsta", różnie pisali. Całkiem pasuje, czyż nie? Cool

Ciekawa też jestem o co chodzi z tymi porami dnia. Barrons zawsze pojawia się po zachodzie słońca, dopiero w piątce rozmawiał z Mac w dzień po tym, jak wiedziała kto zabił Alinę (tak w ogóle myślę, że przyszedł wtedy specjalnie, bo czuł przez jej tatuaż, że Mac jest w naprawdę poważnym dołku emocjonalnym). A bestia wygląda też różnie za dnia i w nocy.


Na blogu autorki [link widoczny dla zalogowanych] są świetne notatki o bohaterach, parę rzeczy też rozjaśniają. Ale nie polecam czytać, jeśli ktoś nie ma za sobą całej serii Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Oksa dnia Nie 20:06, 16 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Nie 21:28, 16 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:


Czy Barrons by rzeczywiście odszedł ? - kurcze cięzko stwierdzić, wydaje się, że gdyby ona go nie chciała gdzies by tam zawsze był, żeby na nią zerkać, tylko czy Barrons jest tym typem hmmm? zdawał się być lekko nią rozczarowany, wiedział, że ona go pragnie, ale już co do reszty nie miał pewności
Zdaję sobie sprawę, że z początku było jedynie pożądanie, z czasem przyszedł podziw, sympatia itp ale chyba dla niego przełomowy moment był kiedy wykrwawiala się w jego "apartamentach" i tak jak ona wtedy na klifie tak i on doszedł do wniosku że nie potrafiłby bez niej żyć, a znając jego dewizę- już by mu raczej nie uciekła Wink
Poza tym gdyby był prawdziwie pozytywnym bohaterem, powinien był odejśc od Mac - bo wiedział, że będąc z nia naraża ją na niebezpieczeństwo - Edward tak zrobił Smile I to jest własnie to o czym piszesz, ta zabawa schematami,wyśmiewanie romantycznych pobudek, które można sobie między bajki wsadzić, a prawdziwe życie jest właśnie takie jak prezentuje Barrons. Prawdy, które wszyscy znamy ale nikt nie chce o nich pamietać : życie to nie jest bajka,ba jest całkiem popieprzone; co cię nie zabije to cie wzmocni; jeśli masz na kogokolwiek liczyc to licz wyłacznie na siebie; śmierć to ucieczka a nie akt heroizmu itp

A propos linku który podałaś, bardzo wiele dało mi do myślenia to :"Doesn’t the world need War? Isn’t he the only reason tyrannies topple, empires fall and humans change? War is the catalyst, the means by which wrongs are righted, scales are balanced, and the world transformed. Isn’t V’lane the real hero?" - To prawda, że V'Lane nakręcił całą tą historię - był tym złem które wyszło na dobre, bez niego nie doszłoby do zmian - po zakończeniu czytania w ogóle o nim nie myślalam, zamknełam go w tej grocie jako złego palanta i tyle - a on się przeciez tak bardzo od innych się nie różnił - chcial wolności dla swojego ludu, uratowal Mac dając jej eliksir, może i ją zgwałcił, ale nie zrobił jej krzywdy wiekszej niż juz doswiadczyła, chciał zrobić z niej księżniczkę itp itd Oczywiście nie usprawiedliwia go to zupełnie, ale nie czyni też z niego zlego do szpiku kości Smile miał swoje własne racje, chciał dobrze

A już w ogóle podobało mi sie kreacja Unseelie King'a - jego podejście było, że tak powiem delikatnie "lajtowe" Smile całkowicie poza naszym rozumowaniem - był hmm Boski Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:07, 17 Paź 2011    Temat postu:

odbijany Cool

Cytat:
Ja jestem tego właściwie pewna, że Barrons nie odpuściłby Mac. Nabrałam tej pewności po przeczytaniu (nie wiem który już raz Smile ) notatek Moning.
He’s a hard man. There are no cracks in his walls but the one Mac can slip through—and he hates that but he accepts it because it is the truth and to pretend otherwise would be an exercise in futility. Whether he likes it or not, she gets under his skin and makes his dick harder than any other woman ever has. He wastes no time examining the whys of it or resisting her effect on him. He focuses his energy like a laser, slicing and dicing, rearranging reality to suit what he wants the best way he can get it. Since the moment he met Mac and accepted that he wanted her, he has been ruthlessly altering her, making her ultimately suitable for him.

Dla niej mógł podążyć w poszukiwania innego świata, gdzie nie musiałaby stoczyć tej ostatecznej walki. Kiedy nie zdobyła zaklęcia dla jego syna, uśmiechnął się wiedząc, że okłamuje go z miłości do niego, ale jednocześnie próbowała znaleźć inną drogę by mu pomóc. Taki typ faceta nie rezygnuje. Dałby jej nauczkę. Czas by zrozumieć, dostrzec, że nie ma innej drogi i nie będzie innego faceta.
Ten moment, o którym piszesz, gdy się wykrwawiała - wątpię, żeby zdał sobie sprawę, że nie ucieknie przed nią i była to dla niego przełomowa chwila. W pewnym sensie była, ale w ten sposób, że porzucił dumę i zrobił pierwszy krok - coś, czego obydwoje od siebie nawzajem wymagali przez całą piątą część. Widział jak umiera, wróciła do żywych i dostał drugą szansę - Barrons wie, że takich okazji się nie marnuje. Mimo wszystko to Mac musiała uczynić dość decydujący krok, kiedy na zadane pytanie czy tego chce, odpowiedziała że tak.

Ja zrobiłam to samo z V'lanem, dałam mu plakietkę. I chociaż nadal myślę, że to dupek, to jednak przyznaję, że dostrzegam dość usprawiedliwione działanie z jego strony. Bo czyż Barrons i reszta nie zabijają, a sądząc po postawie Kasteo pewnie nie tylko zabijają, aby chronić swój sekret? Właśnie o to chodzi - chciał dać swoim pobratymcom, tak łatwo odrzuconym przez "lepszych" braci, możliwość ujrzenia świata i wolność.
A jednak jako kobieta nie mogę przejść do porządku dziennego nad gwałtem na Mac. To jest też jedna z rzeczy, która mnie odrzuca w Barronsie. Może nie wyrządził jej większej krzywdy, ale nie da rady, mój mózg tego nie kupuje i nie obejmuje Smile

Fajną rzecz powiedział na końcu Król Unseelie, że w innym świecie Barrons i V'lane równie dobrze mogliby się zamienić miejscami. Moning w tych notatkach dodała, że ich trójka - Barrons, V'lane i król są od siebie różni zaledwie o kilka życiowych wyborów.

I bardzo, bardzo podobało mi się to zdanie: At the end of the series, I want the reader to answer the question: Who/what is Barrons? the same way Mac does: Who cares? He’s Barrons.
Dlatego, że mogę się pod nim podpisać. W moim przypadku Moning osiągnęła swój cel - zamiast wkurzania się o brak informacji o Barronsie, jest ciekawość i uczucie: kogo to obchodzi kim jest - to Barrons Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Wto 16:10, 18 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
No właśnie, od kiedy tylko do Barronsa dotarło, że Mac może byc tą, że tak powiem kwieciście jedyną Smile (alez takie slowa do niego nie pasują Wink ) , sukcesywnie, brutalnie przygotowywał ją na bycie ze sobą. Może i rzeczywiście wtedy w księgarni była to gra z tym odejściem, ale mysle, że zabolało go to, że powiedziała, że będąc Pry-ia była w stanie zamroczenia - kurcze mówiła, że jest on dla niej całym swiatem, a według rozumowania Barronsa, ktoś w takim momencie wyzbywa się hamulców, jest czysty, nie myśli tylko czuje ... ale ona nadal, mimo tego nie zrobiła żadnego kroku, ba zrobiła nawet w tył. Więc nie wiem czy cierpliwość Barronsa jest aż tak wielka, że miałby zamiar przekonywać kogoś kto nie chce z nim być do tego aby z nim był, w końcu nie chodziło mu tylko o sex. Co to potwierdza? radość kiedy przyznała się, że była świadoma od czasu jak zapytał ja o suknie na bal, niby krzyczał wiedziałem, wiedziałem - ale zaskoczony i szczęśliwy był Very Happy

ostatnie zdanie Very Happy Najlepsze jest to, że ja nie tyle mam gdzieś kim jest Barrons (co jest nienormalne bo przecież ta niewiedza irytowała mnie przez 5 tomów, przez co spać po nocach nie mogłam), ale nawet nie chcę aby autorka wymyślała do tego historię. Nie chcę wiedzieć skąd on jest, czym on jest, co je, co pije - ta wiedza którą posiadam jest wystarczająca Smile Więc jak chce to mogę z nim być nie będę o nic pytać Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:25, 18 Paź 2011    Temat postu:

Mhmmm.... czuję zaspokojenie wnikliwą i ciekawą dyskusją Mr. Green a teraz... czytajcie i dawać tu trochę więcej świeżej krwi, która by te białe okienka też przeczytała Twisted Evil

PS. o to mój 100 post... nie mogę się doczekać 666 Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Oksa dnia Wto 17:30, 18 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Wto 18:08, 18 Paź 2011    Temat postu:

Również dziękuję za bardzo sympatyczna wymianę zdań ... co prawda duża to zasługa podmiotu omawianego Very Happy . Nie mogę się doczekać jak inni dołączą i będe z nimi na nowo wszystko przeżywać he he

Mija już prawie tydzień odkąd skończyłam czytać, a nadal jak pomyślę o niektórych scenach to mam dziwne objawy: motyle w brzuchu, ucisk w lewej piersi i tym podobne Smile - ja stara baba Razz

a białe okienka są ql - rzadko która książka produkuje ich aż tak wiele - to tylko dobrze o niej świadczy Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:15, 27 Lis 2011    Temat postu:

No wiesz, kilka zdań i już gotowa zepsuta przyjemność z czytania, tak więc nie ma innej opcji niż białe okienka Smile

Minęło kilka miesięcy, a ja czytając niektóre sceny nadal czuję tę samą dawkę emocji Smile Nic bym w nich nie zmieniła i niczego w nich nie brakuje.

Kurde, ale kadzę tym książkom, Moning powinna nam płacić w autografach za te peany Smile

A na październik 2012 jest przewidziana nowa książka o Dani... tak długo Sad

EDIT

A oto mała ciekawostka, scena, której Moning nie umieściła w żadnej książce Smile oryginał tutaj [link widoczny dla zalogowanych] A do lektury zapraszam niestety tylko tych, którzy przeczytali całą serię. I dzięki Sophie z forum Gavran za korektę Wink
Cytat:
Mam całkiem sporo walających się po kątach APOEs (attitudinal-point-of-entry, scena opowiadana z punktu widzenia różnych osób, co można poznać po wydźwięku komentarzy poszczególnych narratorów), z których część ostatecznie trafia do książki, zaś cała reszta służy mi wyłącznie jako forma nawigacji. Jednakże robiąc sobie krótką przerwę od pisania dzisiejszego ranka, znalazłam tę scenę i szczególnie spodobał mi się fragment, który wyboldowałam. Pasuje do tego, o czym aktualnie piszę.
Tekst poniżej to APOE pomiędzy Mac i Barronsem... powinniście rozpoznać jego komentarz na temat tego, że poświęcenie dla kogoś życia niekoniecznie musi być czymś trudnym, czasem jest nim życie dalej... (scena z „Shadowfever”).



– Przystosowanie to przetrwanie. Ten, kto zaadaptuje zmiany otoczenia najszybciej i w największym stopniu, wygra za każdym razem. Zwróć uwagę na słowa „najszybciej” i „w największym stopniu”. I nie miałem tu na myśli przystosowywania się z „masą rozterek na temat etyki” czy też „zawracaniem sobie głowy właściwym zachowaniem”. Jakby coś takiego w ogóle istniało. Ty, panno Lane, nie przystosowujesz się. Ty się opierasz. Słyszałem, że oferują całkiem niezłe ceny za działkę na cmentarzu naprzeciwko rzeki Liffey. – Odwrócił się do mnie plecami. – Zawsze też możesz po prostu umrzeć w alejce, jak twoja siostra.
– Jak do tej pory, udawało mi się przeżyć.
– Ponieważ inni pomagali ci w tym. Nie dałabyś rady przetrwać sama w Dublinie nawet tygodnia. Zmiana jest jedyną stałą. Stawianie wobec niej oporu marnuje decydującą ilość czasu i oznacza cię jako cel. Idź walczyć z wiatrakami, Tęczowa Dziewczyno. Przekonaj się, co ugnie się jako pierwsze.
– To nie jest takie proste. Gdy pewne rzeczy się zmieniają, wiele innych trzeba brać pod uwagę.
– Myślisz, że podczas wojny jest czas na postępowanie według zasad? Są one jak popołudniowa herbatka, tak uwielbiana przez tych z nadmiarem czasu i niedostatkiem w dziedzinie wyobraźni. Malutcy ludzie. Wygodniccy. Nie istoty jak ja, czy ty.
Wstrzymałam oddech. Umieścił nas w tej samej kategorii. Co z tego, że nazwał nas istotami, a nie ludźmi. Zniknęło jego lekceważące przeświadczenie, że nie jesteśmy w niczym do siebie podobni oraz nigdy nie będziemy. Poczułam nagły przypływ przyjemności. Byłam jak Jericho Barrons. Nie dałam po sobie poznać nawet odrobiny z odczuwanego zadowolenia w związku z inną stałą w moim życiu: dupkiem*.
– Nie chodziło mi o zasady, a o ludzi. Nieważne, jak się wszystko ułoży, należy ochraniać tych, których kochasz – powiedziałam.
– Nic nie jest ważniejsze od twojego życia.
– Gówno prawda.
– Dorośnij, do kurwy nędzy. Mężczyzna, który umiera dla ukochanej osoby, nie wyświadcza jej żadnej przysługi. On ucieka - proste i oczywiste. Ale żyć dla osoby, którą się kocha... ach, tu, panno Lane, jest prawdziwe poświęcenie. Czy Alina doznaje bólu bądź smutku? Nie. Spoczywa w błogim spokoju od roku. Ty jesteś tą, która walczy, cierpi. Jej rozpacz dobiegła końca. Twoja od tamtego czasu trwa nieprzerwanie, czyż nie?
Niech szlag weźmie tę jego nadnaturalną szybkość, dzięki której jego głowa uniknęła o cal zderzenia z rzuconą przeze mnie książką.

*aluzja do „Feafever”, tak Mac nazwała Barronsa – Constant Jackass


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Oksa dnia Nie 18:16, 27 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Nie 19:54, 27 Lis 2011    Temat postu:

ehhh aż zatęskniłam ... jak ja uwielbiam Baroons'a i te jegi mądrości Cool gdybym miała Shadowfever na papierze , czytałabym chyba w kółko Very Happy ależ nie mogę się doczekać polskiego wydania

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:47, 27 Lis 2011    Temat postu:

A to było właśnie tak przy okazji dyskusji na forum Gavrana, próbuję ich nieprzerwanie zarazić moją drobną obsesją Mr. Green Myślę, że ten dłuższy fragment, ze sprośnościami też przetłumaczę, ale to już jak będę wolniejsza, bo mnie gonią terminy innych projektów.

W tym fragmencie bardzo podoba mi się temat ich rozmowy i o ile rozumiem podejście Barronsa, to jednak uważam, że na wojnie czy w trakcie jakiejkolwiek bitwy powinniśmy jednak znaleźć choć trochę czasu na przestrzeganie zasad czy etyki, etc., bo to czyni z nas ludzi i świadczy o naszym człowieczeństwie. Jeśli podczas tak krytycznych momentów o tym zapominamy bądź rezygnujemy z nich świadomie, to kiedy mają one obowiązywać. Kiedy jest nam wygodnie? Trochę ta cała rozmowa przypomniała mi o zakończeniu w "Innym świecie" Grudzińskiego, kiedy odmówił wybaczenia Jawriejowi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MUlka
Zaczytana



Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DJA

PostWysłany: Pon 16:22, 28 Lis 2011    Temat postu:

Etyka na wojnie? tzn co? zabijać tylko w obronie własnej, nie torturować ... czy w ogóle nie zabijać? Moim zdaniem na wojnie nie ma zbytnio miejsca na myślenie... zawahanie się może kosztować życie, wojna to wojna, skoro ktoś przychodzi z zamiarem zabicia nas to w moich oczach traci "ochronę moralną" ... inną kwestią jest to czy my będziemy później potrafili z tym żyć :/, czy jeśli nie wystąpi poczucie winy, to znaczy że nasze czyny są przez nas moralnie usprawiedliwione? czy po prostu jesteśmy w jakiś sposób wewnętrznie źli?

Moralność to taka dziwna rzecz, raz nie dopuszczamy odbierania życie w żadnym przypadku, później jesteśmy w stanie usprawiedliwić zabójstwo w obronie własnej, lub morderstwo w akcie zemsty ... a kończy się tym że nie przeszkadza nam to że ktoś zabija, póki zabija złych i jeszcze powiemy że to bohater Smile Więc tak, jest coś w tym, że korzystamy z zasad kiedy jest nam wygodnie ... chociaż, może nie o wygodę chodzi, a o punkt widzenia... w ekstremalnych warunkach po prostu przetrwanie wymaga ewolucji ... a na koniec dochodzimy do wniosku że ?? jest wiele rzeczy z którymi możemy żyć, ale liczą się tylko te bez których nie potrafimy Wink

Hmm dochodzę do wniosku, że mój wewnętrzny egoista byłby w stanie wiele wybaczyć i sobie, i innym ... i trochę Baroons'a rozumiem, są takie przypadki kiedy trzeba polegać jedynie na instynkcie przetrwania i odstawić w kąt uprzedzenia i zasady - jeśli chce się przeżyć :/
A co do bliskich ... chyba w końcu zrozumiałam o co mu chodzi z tym poświęceniem, oddać życie dla bliskich może wydawać się bohaterskie, ale zostawiamy ich samotnych i z poczuciem winy ... natomiast zabić dla bliskich , przy czym samemu narazić się na cierpienie i potępienie to jest rzeczywiście akt odwagi ...

ehh ten Jericho Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oksa
Szalona pisarka



Dołączył: 01 Cze 2011
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:11, 28 Lis 2011    Temat postu:

Jasne, że rozumiem jego podejście. Myślę, że w innym przypadku nie byłabym w stanie tak cenić tego (anty) bohatera. Mój za to wewnętrzny egoista jest w stanie wybaczyć i zrozumieć naprawdę wiele. Czasem zastanawiam się, jak ja bym postąpiła - czy byłabym w stanie w imię zachowanie się "po ludzku", miłosiernie czy też etycznie, poświęcić własne życie w imię takiego czynu? Mój wewnętrzny egoista mówi mi niestety, że nie tak koniecznie... Że to strasznie ciężka sytuacja do nawet wyobrażenia sobie i powiedzenie "nigdy nie mów nigdy" jak najbardziej tu pasuje.

Lubię jednak myśleć - czy też marzy mi się, aby tak było - że nawet na tej wojnie czy w czasach, kiedy tracenie cennej chwili na rozterki moralne jest samobójstwem, są możliwe heroiczne zachowania. Że coś w nas zostało na tyle współczującego wobec drugiej istoty, że potrafimy się zdobyć na taki gest, nawet jeśli głównym celem jest przetrwanie własne i naszych najbliższych.

Cytat:
A co do bliskich ... chyba w końcu zrozumiałam o co mu chodzi z tym poświęceniem, oddać życie dla bliskich może wydawać się bohaterskie, ale zostawiamy ich samotnych i z poczuciem winy ... natomiast zabić dla bliskich , przy czym samemu narazić się na cierpienie i potępienie to jest rzeczywiście akt odwagi ...

Zgadzam się jak najbardziej. A jednak to całe gadanie, że śmierć może się wydawać łatwa... mi nigdy się taka nie wydaje, wręcz przeraża mnie to, że miałabym zniknąć nagle z tego świata i to nieważne z jakiego powodu. I nie przeczytać tylu jeszcze książek... Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Oksa dnia Pon 20:15, 28 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Paranormal Romance / JK / Kroniki Mac O'Connor Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island