Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Nevermore. Kruk - Kelly Creagh

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Patronat medialny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sujeczka
Adminka



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:19, 12 Wrz 2011    Temat postu: Nevermore. Kruk - Kelly Creagh


Uważaj, czego pragniesz... Możesz to otrzymać.

Kapitan szkolnej drużyny cheerleaderek, Isobel Lanley, jest przerażona, gdy nauczyciel każe jej pracować nad projektem z literatury w parze z Varenem Nethers. Jakby mało było tego, że dzień oddania pracy zbiega się w czasie z najważniejszym meczem szkolnej drużyny, Isobel musi spędzać swój czas w towarzystwie jednego z najbardziej antypatycznych i nielubianych facetów w szkole. Co więcej – sardoniczny, obojętny i zdecydowanie trudny w obsłudze Varen, nie kryje, że nie ma najmniejszej ochoty wziąć na siebie pracy Isobel.

Dopiero gdy Isobel, wiedziona niezdrową ciekawością, zagląda do notatnika Varena i odkrywa w nim dziwne zapiski i niepokojące szkice, postanawia, że jednak zmusi się do współpracy z dziwacznym gotem.

Ciekawość to, jak wiadomo, pierwszy stopień do piekła.

Isobel szybko zaczyna szukać wymówek, by tylko spędzać czas z Varenem. Odsuwa się od przyjaciół i zrywa z autorytarnym chłopakiem, narażając się na szkolną ekskomunikę. Dziewczyna niczym ćma do płomienia, lgnie do dziwnego świata Nethersa – świata, w którym ożywają koszmarne historie Edgara Allana Poe’go...

Zafascynowana Varenem i jego fantasmagoryczną rzeczywistością, Isobel odkrywa, że sny, podobnie jak słowa, mają wielką moc, a największym zagrożeniem dla człowieka, jest on sam. Czy uda się jej ocalić Varena przed cieniami, które on sam powołał do życia?


Stron: około 480
Cena: 39,9 zł
W sprzedaży od: 9 listopada 2011


Dyskusje o książce prowadzone są w tym temacie: KLIK!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sujeczka
Adminka



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:45, 27 Paź 2011    Temat postu:

Fragment Smile

Chcesz się spotkać z brygadą w Zot’s? – spytał Brad, gdy wyjechał ze szkolnego parkingu i włączył się w sznur samochodow.
– Dziś wieczorem mam jeść kolację z rodzicami – skłamała, przesuwając swoj fotel, by wyjrzeć przez okno od strony pasażera. Wiedziała, że wykonuje typowy numer dziewczyn, stosując taktykę: „Powinieneś wiedzieć, czemu jestem zła” prosto z podręcznika dla ślicznotek, ale nic jej to nie obchodziło.
– Zaprosisz mnie? – spytał, nie kłopocząc się włączaniem kierunkowskazu, gdy dojechali do świateł.
– Nie.
– Nie? – odrzekł. – Dobra.
Tego było za wiele. Gwałtownie obrociła się na siedzeniu, by usiąść twarzą do niego.
– Co ci powiedziała Nikki? – spytała, postanowiwszy bez ogrodek przejść do rzeczy.
– Nikki nic nie mowiła – odparł, skręcając. Wyciągnął rękę, by opuścić osłonę przeciwsłoneczną, i na kolana spadła mu paczka cameli.
Isobel uśmiechnęła się szyderczo i odwrociła, by znowu popatrzeć przez okno. Nie cierpiała u niego palenia, ktore ostatnio stało się czymś więcej niż nawykiem po lekcjach.
– Mark mi powiedział – wyjaśnił.
No oczywiście, pomyślała. Teraz wszystko miało sens. Po obiedzie Nikki musiała powiedzieć Markowi, boby pękła, a ten, jako najlepszy przyjaciel Brada, powtorzył mu to przed treningiem. Zupełnie jak w przedszkolu. Połącz kropki.
– Słuchaj – odezwała się – Mam razem z nim zrobić głupi projekt, nic więcej. On też nie chce ze mną pracować, więc zostaw go w spokoju.
– Ale zapisał ci swoj telefon na ręce? – spytał, pochmurniejąc.
Znowu skręcił, tym razem nieco zbyt ostro, aż Isobel chwyciła się siedzenia. Jedna jego ręka zsunęła się z kierownicy, by wyjąć camela z paczki.
– Nieważne. Zawieź mnie do domu.
– Możesz wyluzować? – warknął. Między fotelami znalazł swoją zapalniczkę Zippo. Otworzył ją i przytknął płomień do papierosa.
– Powiedziałem mu tylko, żeby z tobą nie rozmawiał – mruknął, poruszając papierosem między zaciśniętymi wargami. Zamknął Zippo, po czym rzucił na tylne siedzenie, głęboko zaciągając się dymem, po czym znowu położył obie ręce na kierownicy.
Wcisnęła guzik, by uchylić okno.
– O co chodzi? – spytał, a na jego ustach pojawił się uśmieszek rozbawienia. –Wybacz, że nie pozwalam wymalowanym pedziom pisać po swojej dziewczynie.
Isobel zgromiła go wzrokiem. On jedynie wzruszył ramionami, jakby to go usprawiedliwiało. Skrzyżowała ręce i patrzyła przed siebie, uznając, że najlepiej zbyć go milczeniem, choć wolałaby, żeby powiedział coś więcej. Uśmiechnął się tylko, jakby pomyślał, że jest urocza.
Wprowadziwszy samochod na podjazd przed jej domem, Brad wysiadł jak zawsze, by otworzyć jej drzwi. Tym razem jednak Isobel otworzyła sobie sama. Zatrzasnęła je za sobą, aż łoskot poniosł się echem po okolicy.
– Ej! – zawołał, rozkładając ręce. – Co jest?
Zignorowała go i bez słowa ruszyła chodnikiem.
– Izo! – krzyknął. – Kiciu!
To rozbawienie, ten śmiech, ktory brzmiał w jego głosie, sprawił,
że gniew jeszcze w niej nabrzmiał. Podeszła do drzwi wejściowych,
nie zamierzając przyznać, że przesadziła z reakcją.
– Dobra. W porządku! – zawołał za nią. – W takim razie mam
zostawić twoje rzeczy na ganku?
Przystanęła na schodku przed domem, po czym odwrociła się, by
zobaczyć, jak Brad stoi za otwartym bagażnikiem swojego mustanga
i trzyma w wyciągniętej ręce pas, na ktorym wisi jej sportowa
torba.
Była zła na siebie, bo o tym nie pomyślała, i zła na niego o ten
szeroki, prostacki uśmiech gwiazdora filmowego. Przemaszerowała
przez trawnik i wyrwała mu torbę.
– Oooch – powiedział i puścił do niej oko.
– Brad! – warknęła. – Nie musiałeś tego robić.
– Oj, daj spokoj, Iz, tylko z nim pogadałem. Słyszałaś, co mowiłem.
– Słyszałam, jak mu groziłeś!
– Nie groziłem mu. – Znowu się roześmiał, kręcąc głową, jakby
uważał, że przydałyby się jej okulary, aparat słuchowy albo badanie
psychiatryczne.
– Do widzenia – powiedziała i ruszyła do drzwi.
– Dobra, mała – westchnął. – Też cię kocham.
Zmusiła się do zaciśnięcia ust. Choć bardzo chciała, postanowiła
nie odpowiadać na miłe słowa. Wiedziała, że po prostu sprawdza jej
reakcję, usiłując wykręcić się sianem.
– W porządku! – zawołał. – Pozdrow tatę.
Isobel otworzyła drzwi na oścież i weszła do domu.
Krzyknął jeszcze za nią:
– Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie mnie szukać!
Zamknęła drzwi za sobą i rzuciła torbę na podłogę w przedpokoju.
Stała bez ruchu, gdy dobiegł ją trzask bagażnika, a potem odgłos
zamykania drzwi od strony kierowcy. Odwrociła się, gotowa wybiec
z powrotem na zewnątrz, by złapać go, zanim odjedzie, ale zawarczał
silnik i samochod ruszył z głośną muzyką i piskiem opon.
– Nie rozumiem, co widzisz w tej grze – mruknęła, żując ostatni
kęs pizzy. Rodzice tego wieczora wyszli, zostawiając ją samą z Dannym,
dwunastolatkiem, ktorego cała egzystencja obracała się wokoł
gier wideo, konsol i sieciowych imperiow RPG. – Ciągle to samo,
tylko tło się zmienia.
– Wcale nie – odparł chłopiec i machnął kontrolerem w prawo,
jakby dzięki temu odziana w zbroję postać na ekranie miała skoczyć
dalej.
Isobel skupiła wzrok na tyle jego szkolnych spodni, na szczelinie
między pośladkami, wystającej nad pas. Nie mogła uwierzyć,
że po powrocie do domu nie chciało mu się nawet przebrać. Zamiast
tego jak zwykle zasiadł przed telewizorem.
– A jaka jest rożnica? – spytała bez prawdziwego zainteresowania.
– Każdy poziom jest trudniejszy od poprzedniego – wyjaśnił, pochylając
się w lewo w nadziei, że ekranowa postać w zbroi zrobi to
samo. – Ech! A w końcu musisz walczyć z Zorthibusem Klaksem.
Zerknęła na swoją dłoń, na bladofioletowe kreski, ktore, choć niewyraźne,
wciąż były widoczne.
– Brzmi jak jakaś ohydna choroba.
– Sama jesteś ohydna choroba. A teraz się zamknij, bo muszę się
skupić.
Przewrociła oczami. Podparła głowę dłonią, kładąc łokieć na oparciu
kanapy, i popatrzyła na swoj metaliczny rożowy telefon komorkowy,
ktory położyła na stoliku obok pilota do telewizora. Leżał tam,
cichy i nieruchomy, w blasku beżowej, bulwiastej lampy. Przyniosła
go ze swojego pokoju, a wcześniej naładowała, na wypadek gdyby ta
zdrajczyni Nikki przysłała jej esemes.
Albo gdyby zadzwonił Brad.
Nie mogła jednak zapomnieć o tym, jak Varen patrzył na nią
w korytarzu. Pewnie myślał, że powiedziała Bradowi o wszystkim,
by mu dopiec. Uważał, że pobiegła prosto do niego i wypaplała,
co się stało, a potem pokazała rękę ze słowami: „Dorwij go”.
Z roztargnieniem gładziła palcami wierzch dłoni, w miejscu gdzie
po niej pisał. Jeśli się skupiła, wciąż czuła dotyk długopisu, wagę jego
dłoni, kłucie końcowki wkładu.
Opadła na poduszki kanapy, chwyciła kołnierzyk koszulki i ugryzła,
znowu zdenerwowana tym wspomnieniem.
Czy w ogole zdołają przygotować ten projekt?
Jej wzrok padł na telefon i tam pozostał.
Wreszcie wstała.
– Nie podpal domu – warknęła do Danny’ego, biorąc komorkę.
Otworzyła telefon i weszła do kuchni, patrząc na cyfry na ręce,
a raczej to, co z nich zostało. Czy ta ostatnia była zerem, czy dziewiątką?
Postanowiła zgadywać i zaczęła naciskać odpowiednie klawisze.
Na drugim końcu linii telefon dzwonił. I dzwonił… i dzwonił.
– Halo? – odezwał się łagodny, słodki kobiecy głos. Pewnie jego
mama, pomyślała Isobel, przyznając w duchu, że chyba spodziewała
się chrypliwego tonu i kaszlu nałogowego palacza.
– Eee, tak… Czy mogłabym rozmawiać… – Podniosła wzrok
i zobaczyła elektroniczny zegar na kominku. Dziewiąta trzydzieści.
Jęknęła.
– Halo? – powtorzył głos.
– O… przepraszam – wymamrotała Isobel, przypominając sobie,
co mowił o dzwonieniu po dziewiątej.
Jej palec odruchowo nacisnął guzik końca połączenia. Telefon zamilkł.
Przez chwilę bezmyślnie trzymała aparat w dłoni, wpatrując
się w niego. Zastanawiała się nad tym i stwierdziła, że to dość dziwne
słowa: „Nie dzwoń po dziewiątej”. Jak to: „Nie dzwoń po dziewiątej”?
Co się działo o dziewiątej? Czy wtedy kładł się do grobu?
Czy to jakaś głupia zasada jego rodzicow, czy jego własny wymysł?
Czemu był taki dziwny?
Isobel wrociła do salonu, gdzie zobaczyła Danny’ego dokładnie
tam, gdzie go zostawiła. Telewizor migotał jaskrawym odcieniem
oranżu, rodem z tablic ostrzegawczych, a wysoki głos obwieszczał
w tle złowrogie zwycięstwo.
– Kurde! – jęknął i rzucił kontrolerem w stronę konsoli.
– Ej! – krzyknęła. – Uważaj!
Nie zwrocił na nią uwagi i podniosł kontroler, jakby chciał się
z nim pogodzić. Znowu usiadła na kanapie i patrzyła, jak restartuje
grę.
– Nie możemy pooglądać telewizji czy coś? – spytała z westchnieniem.
– Nieeeee! – jęknął.
– Danny, grasz cały wieczor bez przerwy. – Sięgnęła po pilota.
– Nie! – obrocił się i rzucił na nią, wyciągając rękę po pilota. Isobel
rzuciła telefon, by chwycić sterownik obiema rękami.
– Naprawdę, Danny, nie masz pracy domowej, kolegow albo czegoś
takiego? – wystękała, ciągnąc ze wszystkich sił.
– A ty nie masz? – warknął, szarpiąc w swoją stronę.
Zadzwonił jej telefon. Danny puścił pilota i złapał komorkę.
– Halo?
Isobel wyciągnęła rękę, ale Danny miał szybszy refleks, niż przypuszczała,
i zabrał aparat, żeby nie dosięgła.
– Tak, jasne – powiedział. – Chwileczkę. – Z uśmiechem pomachał
telefonem. – To twoj chłopak!
Zeskoczyła z kanapy i ruszyła w stronę brata, gotowa do walki. Jej
rozmowy telefoniczne stanowiły sferę nietykalną.
– Wymiana – rzucił, cofając się i trzymając komorkę za plecami.
– Ech! Ale z ciebie menda! – Cisnęła pilota na dywan. Rzucił telefon
w jej stronę i schylił się po sterownik. Komorka podskoczyła
między jej dłońmi, zanim ją złapała, a tymczasem znowu rozległa
się muzyka z gry.
Przycisnęła telefon do ucha, zatykając drugie ucho palcem.
– Brad?
– Niezupełnie – odparł zimny głos.
Serce jej załomotało.
– Skąd masz moj numer?
– Wyluzuj. – Jego ton z zimnego stał się lodowaty. – Moi starzy
mają identyfikację numerow. Sama do mnie zadzwoniłaś.
– A… – wymamrotała, kuląc się. Rzuciła szybkie spojrzenie na
brata, po czym wymknęła się z pokoju, by jej nie słyszał. – Słuchaj
– zaczęła, przypominając sobie, co pierwotnie zamierzała powiedzieć.
– Chciałam tylko, żebyś wiedział, że nie mowiłam Bradowi
o tej akcji z numerem.
– Nie przystawiałem się do ciebie – oznajmił, jakby ustawiał ją
do pionu. – Poza tym nie jesteś w moim typie.
Usta same jej się otworzyły.
– No tak – powiedziała, starając się nie zwracać uwagi na gorąco,
ktore pełzło w gorę jej szyi. Miała jednocześnie ochotę rzucić telefonem
o ścianę i zwinąć się w kłębek. Za kogo ten koleś się uważał?
– Wcale nie powiedziałam, że…
– No wiesz, niektorzy poczuli, że im coś grozi.
– Słuchaj, rozmawiałam z nim na ten temat – odparła szybko,
bez namysłu dobierając słowa. Nie cierpiała siebie za to, że mowi
w tak urywany sposob, zwłaszcza że jego ton brzmiał obojętnie. –
On po prostu tak ma.
– No to chyba bez znaczenia, skoro może liczyć, że ty go usprawiedliwisz.
Teraz ją wkurzył.
– Wiesz… – Ale nie dał jej skończyć.
– Jeśli nie olewasz tego projektu, będę jutro w głownej bibliotece
– oznajmił przyciszonym głosem. Słyszała trzeszczenie po drugiej
stronie, jakby chodził w kołko. – Po pierwszej.
– Ale jutro sobota.
– Chryste – syknął. – Chyba żartujesz.
Już zaczęła mowić, że fajnie, wszystko jedno, przyjdzie. Urwała
jednak, słysząc, że w tle ktoś go woła. Mężczyzna.
– Nieważne – warknął. – Zrobię to sam. – Połączenie zostało przerwane.
Isobel mocno przygryzła wewnętrzną stronę warg. Odsunęła telefon
od ucha, po czym go ścisnęła. Chciała krzyczeć. Chciała rozwalić
telefon na kawałki albo cisnąć go do śmieci.
– Przycisz! – zawołała do Danny’ego, przechodząc jak burza przez
salon. – Idę spać!
– Nie słyszę! – odkrzyknął przez ramię.
Zaczęła wspinać się po schodach, tupiąc tak mocno, że ramy obrazow
zaczęły się przekrzywiać.
Co to w ogole za typek? Narzeczona cholernego Frankensteina?

Hej, tato, ktora godzina?
Isobel zastanawiała się, czy ekipa może jeszcze być w Double
Trouble.
– Trochę po trzeciej – odparł ojciec, gdy ich sedan zatrzymał się
na skrzyżowaniu. – A co?
– Tak się zastanawiałam. – Wzruszyła ramionami.
– Nic nie powiedziałaś o mojej fryzurze – zauważył, odrywając
rękę od kierownicy, by przygładzić wyobrażone loki z tyłu głowy.
Probowała powstrzymać uśmiech, przyglądając się jego włosom.
Właściwie zostały tylko trochę przystrzyżone, fryzjer uporządkował
je w tym stylu co zwykle, ktory Isobel często nazywała „kudły a la
kloszard”.
Nie odziedziczyła po ojcu ciemnokasztanowej, niemal czarnej
czupryny, tak jak Danny, choć jej włosy były tak samo delikatne
i proste.
– A tak. Cudna – powiedziała.
Patrzył na nią z głupawym uśmiechem, aż znow się odezwała.
– Zielone światło.
Znowu skierował wzrok przed siebie, trzymając obie dłonie na
kierownicy.
– Jesteś dziś okropnie ponura – stwierdził, skręcając na zachod,
w kierunku ich dzielnicy. – Jakieś kłopoty z Bradem? – spytał.
– Nie – zaprzeczyła, a potem uznała, że nie może na tym poprzestać.
– Brad i ja chcieliśmy po prostu spędzić ten weekend osobno.
Nic więcej.
Tata lubił Brada, bo mogli pogadać o sporcie, ktorym Danny nie
bardzo się interesował. Rodzice nie byli natomiast zachwyceni tym,
że ich zdaniem związek corki z Bradem stał się „poważny” od początku
przedostatniej klasy. „Powinnaś myśleć o studiach” – mawiała
mama. Kłopot polegał na tym, że Isobel jeszcze nie wiedziała, gdzie
i co chce studiować. Nie miała ochoty wracać do tego tematu.
– Rozumiem. – Po krotkiej chwili zatrzymali się przed znakiem
stop i spytał: – A co jest tematem tego opracowania?
– Poe – westchnęła.
– Poe? Czyli Edgar Allan od „Nevermore, zakracze kruk”?
– Tak, ten – potwierdziła. Wzięła jedną z książek, ktore miała
na kolanach, i zaczęła kartkować w poszukiwaniu zdjęcia. Znalazła
jedno z większych (wszystkie wyglądały dla niej tak samo) i wyciągnęła
otwartą książkę w jego stronę.
Na chwilkę oderwał wzrok od drogi, tuż przed wprowadzeniem
samochodu na podjazd, a potem, gdy już zaparkował, odwrocił się
na siedzeniu, by popatrzeć prosto na nią. Uniosł brwi.
– Może następnym razem też powinienem pozwolić, żeby włosy
tak mi urosły. – Przechylił głowę w bok, patrząc na nią w oczekiwaniu
reakcji. – A co z wąsami? – Przytknął palec wskazujący nad
gorną wargą. – Co myślisz?
Uśmiechnęła się na ten widok i niemal parsknęła, bo nie spodziewała
się, że może się roześmiać. Wyobraziła sobie ojca z czarnymi,
niesfornymi lokami i schludnym czarnym wąsikiem. W jej wyobraźni
wyglądał raczej jak Charlie Chaplin, a nie Poe.
Kąciki jego ust uniosły się w triumfalnym uśmiechu.

Isobel zatrzasnęła szafkę.
– Aj! – pisnęła, a jej zeszyt wylądował na podłodze.
Varen. Tuż za otwartymi drzwiczkami jej szafki. Jego oczy, tak
opanowane, że aż puste, zdawały się patrzeć przez nią na wskroś.
– Nie rob tego! – krzyknęła.
Nic nie powiedział, tylko stał i patrzył, jakby nagle stała się przezroczysta
albo coś w tym rodzaju.
– Co? – spytała.
Ruszył, by przejść obok, a ona zapragnęła nawrzeszczeć na niego,
tu i teraz, przy wszystkich, za to, że robi jej numery rodem ze Świtu
żywych trupów.
Wtedy poczuła na swojej dłoni jego palce, wciąż zimne od porannego
chłodu.
Oddech uwiązł jej w gardle, a oczy szerzej się otworzyły.
Co on wyprawia? A jeśli ktoś zobaczy?
Wcisnął jej coś w dłoń. Jej palce zacisnęły się, by to złapać, i na
krotką chwilę chwyciły jego palce.
W następnej chwili ruszył dalej, a ona stwierdziła, że odwraca się,
by za nim popatrzeć, gładząc kciukiem złożony kawałek papieru.
Czuła, jak kartka szeleści jej w ręce, gdy wpatrywała się w jego
plecy, okryte ciemnozieloną kurtką. Na kawałku białego materiału,
przypiętego do kurtki agrafkami, widniała sylwetka martwego ptaka,
leżącego na grzbiecie z nóżkami zadartymi w gorę.
Podszedł do grupki gotow, stojących pod oknem przy kaloryferze,
podniosł rękę i dotknął ramienia dziewczyny o ciemnych włosach
i miedzianej cerze. Odwrociła się z gorącym uśmiechem, rozjaśniającym
jej pełne, umalowane ciemną szminką usta. Trzymała
czerwoną kopertę, ktorą podała Varenowi.
Gdy pochłonął ich zatłoczony korytarz, Isobel odniosła wrażenie,
że ktoś oderwał palec od przycisku spowalniającego akcję.
Ostrożnie się rozejrzała, by sprawdzić, czy ktoś zauważył, potem
z niedbałą miną udała, że zapomniała czegoś z szafki i znowu ją
otworzyła. Tym razem drzwiczki uchyliły się bez problemu i sięgnęła
do środka, rozwijając karteczkę w ciemnym wnętrzu.
Wiedzą, że skłamałaś.
Z początku nie miała pewności, co to znaczy. Kiedy skłamała i komu?
I skąd on o tym wiedział? Szczegolnie ta ostatnia myśl wywołała
zimny dreszcz, ktory przebiegł jej po plecach i dotarł aż do ramion.
Może Nikki miała rację. Może naprawdę probował ją wystraszyć.
Niczym na dany znak Nikki przeszła obok.
– Hej, Nikki! Zaczekaj! – zawołała Isobel, po czym złożyła tajemniczą
karteczkę z powrotem i wsunęła ją do kieszeni niebiesko
-fioletowego rozpinanego swetra, ktory wisiał w szafce. Postanowiła,
że będzie się tym martwić poźniej, i zamknęła drzwiczki, a następnie
przekręciła gałkę zamka szyfrowego.
Gdy znowu się odwrociła, Nikki już nie było.
Czyżby jej nie słyszała?
Mało prawdopodobne, przeszła niecałe dwa metry od niej.
Coś musiało się za tym kryć.
Nieprzyjemnie ścisnęło ją w żołądku, gdy zaczęła układać sobie
w głowie wydarzenia tego poranka. Nagle dokładnie zrozumiała, co
oznaczała karteczka.

Serce Isobel waliło jak młotem, gdy z tacą z obiadem zbliżała się
do stałego miejsca swojej ekipy, czyli stolika przy długiej ścianie
z oknami, wychodzącymi na dziedziniec.
– Idzie – dobiegł ją szept Alyssy. Gwar przy stole umilkł. Nikki
oglądała swoje paznokcie. Mark kręcił w keczupie końcem parowki
w cieście. Alyssa, trzymając komorkę na kolanach, przeglądała wiadomości,
a Stevie, nagle zainteresowany stadkiem gołębi na dziedzińcu,
wyglądał przez okno. Brad po prostu siedział, na nic nie
patrząc. Wydął wargi.
Isobel ściskała brzegi tacy, by wszystko przestało się trząść. To byli
jej przyjaciele. Czym się tak przejmowała?
Jedynym, ktory podniosł wzrok, gdy znalazła się przy stoliku, był
Brad. Popatrzył prosto na nią tymi wspaniałymi, niemal neonowo
niebieskimi oczami, a ona podeszła do ławki naprzeciwko niego.
Nikki fuknęła i przesunęła się, by zrobić miejsce, pobrzękując swoją
tacą.
Nikt się nie odezwał.
Zachowuj się normalnie, pomyślała. Po prostu zachowuj się normalnie.
Brad pociągnął łyk swojej coli. Nie odrywając od niej wzroku,
odezwał się:
– No…
Isobel zgasiła uśmiech i napotkała jego spojrzenie. Nie podobał
jej się ten niedbały ton.
– Zastanawialiśmy się z Markiem, Izo – ciągnął. – Ponieważ ty
i ja chodzimy do tego samego dentysty… powiedz, od kiedy doktor
Morton przyjmuje w soboty?
– Właśnie – włączył się Mark z drugiego końca stołu, wykonując
w jej stronę gest parowką w cieście. – Tak z ciekawości.
Isobel odetchnęła głęboko i skupiła uwagę na Bradzie, błagając go
spojrzeniem, żeby to przerwał, zanim zacznie się na dobre, i pozwolił,
by dalszy ciąg obiadu miał normalny przebieg. Mogł to zrobić.
Mogł sprawić, że wszyscy zaczną się śmiać, a potem porozmawiają
o zbliżającym się piątkowym meczu z Ackerman.
Odwrocił od niej wzrok, żując kotlet, jakby był to przykry obowiązek.
– Miałam coś do zrobienia – oznajmiła, rozrywając torebkę z keczupem.
Może jeśli sprawi wrażenie, że to nic poważnego, osiągnie cel.
– Więc nas okłamałaś? – Tym razem przemowiła Nikki, rzucając
widelec na tacę. Brzęknął głośno, lecz dźwięk ten utonął w ogolnym
stołowkowym gwarze.
Isobel opuściła wzrok na swoje danie, lecz zamiast apetytu czuła
teraz podsycane poczuciem winy mdłości. Nie wiedząc, co powiedzieć,
wycisnęła keczup na kotlet, wciąż trzymając się więdnącej nadziei,
że po prostu jej odpuszczą. Czy wczoraj przez telefon Nikki
nie sprawiała wrażenia, jakby i tak wiedziała, że Isobel zmyśla? Więc
czemu teraz miało to takie znaczenie?
Nie wiedziała, jakich użyć słow, by się nie pogrążyć, więc sprobowała
po prostu wzruszyć ramionami. Syknięcie Nikki szybko jej
jednak uświadomiło, że nie była to właściwa reakcja.
Nikki wstała i wzięła swoją tacę.
– Coś tu śmierdzi, przesiadam się. – Z tymi słowami wydobyła spod
blatu swoje długie nogi i pomaszerowała do odległego, pustego stolika
w kącie. Nikt nie ośmielił się jej zatrzymać, a już zwłaszcza Isobel.
Nie podnosząc wzroku, poczuła, że blat znowu się trzęsie, gdy
wstał ktoś inny. Kątem oka dostrzegła barwy szkolnej reprezentacji
i wiedziała, że to na pewno Mark, ktory poszedł dołączyć do Nikki.
Alyssa była następna i w końcu podniosł się nawet Stevie, wydając
z siebie dźwięk, ktory Isobel uznała za przepraszające chrząknięcie.
Zostali tylko we dwoje, ona i Brad.
– Gdzie naprawdę byłaś? – spytał po dłuższej chwili, przerywając
niezręczną ciszę, ktora między nimi zapanowała. Zadał to pytanie
łagodnym, rozsądnym tonem, ktory mowił, że wszystko można wybaczyć.
– Nie mogę ci powiedzieć, bo się wkurzysz.
– No, to chyba dobry powod, żeby mi powiedzieć – odparł, siląc
się na cierpliwość. Od piątku w ogole nie punktowała, a teraz zaczęła
po prostu zawalać sprawę. Jeszcze jak.
Poczuła ostre pieczenie w okolicy oczu. Nie mogła przecież usprawiedliwiać
się przed swoim chłopakiem tym, że odrabiała zadanie domowe.
Podniosła palec, by otrzeć łzę, zanim ta zdąży nabrać kształtu.
Wydawało jej się, że patrzy na nią cała stołowka. Na tę myśl zapłonęły
jej policzki i sprobowała zasłonić oczy dłonią.
Zanim zebrała siły, by odpowiedzieć, Brad wstał od stolika, zabrał tacę
i oddalił się w kierunku pozostałych, zostawiając ją zupełnie samą.
Poczuła, że trzęsą jej się ramiona, gdy probowała złapać oddech.
Nie jadła obiadu sama od piątej klasy, kiedy to wydało się, że poprzedniego
wieczoru mama kazała jej umyć włosy majonezem.
Łzy płynęły już ciurkiem i była pewna, że rozmazał się jej makijaż.
Siedziała i jedną ręką zasłaniała twarz, a drugą wbijała widelec
w sałatkę, usiłując przekonać świat, że wszystko jest w porządku.
Zobaczyła parę czarnych butow, ktore zatrzymały się przy jej stoliku.
O Boże, pomyślała. Wszystko, tylko nie to.
– Proszę – bąknęła do swojego kotleta – nie rob tego.
– Nie żyje – stwierdził. – Raczej nie słyszy.
– Tylko pogarszasz sprawę! – syknęła i wciąż zakrywając mokre
oczy przed resztą stołowki, odchyliła głowę, by na niego spojrzeć.
– Do twarzy ci z tym – powiedział.
Nie musiała zerkać w stronę swojej paczki, by wiedzieć, że ją obserwują.
Czuła na sobie wzrok Brada. I jeśli dotąd nie zdołał odgadnąć,
z kim spotkała się w sobotę, teraz już wiedział. Czy ten chłopak był
zupełnie tępy? Brad mogł nim wybrukować szkolny dziedziniec.
– On cię zabije.
– Nie może – odparł. – Już nie żyję. Pamiętasz?
– Wybrałeś dziwny moment na popisywanie się poczuciem humoru
– warknęła i znowu spuściła wzrok.
– Kiedy znowu spotkamy się w sprawie projektu?
Do czego zmierzał? Naprawdę nie rozumiał?
– Odejdź. Nie spotkamy się.
– Może po szkole?
– Mam trening. – Zabawne, że jemu mogła powiedzieć prawdę,
a przyjacioł musiała okłamać.
– Czyli jednak będę to robił sam? – spytał chłodno.
– Pan Swanson przydzieli ci innego partnera. Odejdź.
Ku jej zaskoczeniu odszedł. Tak po prostu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sujeczka
Adminka



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:57, 31 Paź 2011    Temat postu:

I jeszcze teledysk:
http://www.youtube.com/watch?v=ddeRzTFsf5Y&feature=player_embedded
Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sujeczka
Adminka



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:47, 10 Lis 2011    Temat postu:

Znów coś podsyłam xD

Trailer do "Nevermore":
http://www.youtube.com/watch?v=V61dLC6jQ0k&feature=channel_video_title

I po raz pierwszy książka Wydawnictwa Jaguar będzie miała wstęp od wydawcy Smile

W grudniu ubiegłego roku przyszedł do naszego biura katalog agencji Adams Literary Agency, z którego okładki gapił się na nas ponury, przypominający wokalistę gotyckiej kapeli chłopak. Pierwsze wrażenie – kolejny paranormalny romans. Opis – got i czirliderka? To zakrawa na groteskę. Przejrzałam kilka pierwszych stron i uznałam, że przeczytam maszynopis, może przynajmniej setnie się ubawię...

Przeczytałam – w Boże Narodzenie. Książka Kelly Creagh wygrała ze śledziem, pierogami i choinką, a chwil spędzonych nad maszynopisem absolutnie nie żałuję. Mimo że lat naście miałam w minionym wieku, historia Varena i Isobel wciągnęła mnie bez reszty. Jednym z powodów była zapewne moja niesłabnąca sympatia do dzieł Edgara Allana Poego.

Poe to jeden ze sztandarowych przedstawicieli czarnego romantyzmu, człowiek- legenda, postać kultowa i tajemnicza, która wciąż inspiruje twórców na całym świecie. W oparciu o jego dzieła powstało mnóstwo filmów, piosenek, książek, a nawet komiksów – hołd złożyli mu między innymi mistrz horroru, Stephen King oraz znakomity reżyser, Tim Burton.

„Nevermore” nawiązuje bezpośrednio do jednego z najbardziej znanych dzieł Poego, poematu „Kruk”, i opowiada historię mężczyzny, którego marzenia stały rzeczywistością. Uważaj, czego pragniesz – możesz to otrzymać. Powieść Creagh to romans, ale romans niezwykły – świat realny miesza się w nim z fantasmagorycznymi wizjami, a miłość, tak wytęskniona, ma siłę niszczycielską.

Zapraszam do świata Isobel i Varena, żywiąc nadzieję, że pokochacie go równie mocno, jak ja.

Joanna Wasilewska

Wydawnictwo Jaguar


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum o książkach nie tylko dla nastolatek Strona Główna -> Patronat medialny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island